Zadanie na szóstkę
Końcówka semestru w polskiej oświacie to czas szczególny i nie chodzi tu nawet o fakt, że na początku nowego roku kalendarzowego nauczyciele mają otrzymać podwyżki.
Fot. Getty Images
Koniec semestru to przede wszystkim czas wystawiania ocen na półrocze. Wtedy to też melodia przyszłości polskiego narodu niejednokrotnie tłumnie opuszcza swe jaskinie, pauzuje Counter Strike'a, uśmiecha się ładnie jak nigdy dotąd i błyszczy zasadami dobrego wychowania. Następnie zaś zadaje pytanie zaskakujące niczym nadejście dnia po nocy: „Co mogę zrobić, żeby zdać semestr/otrzymać wyższą ocenę na półrocze?”. Po nim pojawiają się jeszcze wszelkiej maści obietnice radykalnej poprawy funkcjonowania w najbliższych miesiącach oraz inne argumenty wiarygodnością zbliżone do spamu o milionach dolarów z Nigerii.
Podejście nauczycieli do tego typu sytuacji bywa różne. Jedni w odpowiedzi przytaczają historię biblijną o uczcie w Kanie Galilejskiej, sugerując tym samym, że do spełnienia prośby potrzebny byłby cud. Drudzy udają przez chwilę, że się wahają, ale potem miękną im serca. Jeszcze inni z kolei szukają pośredniego rozwiązania i wychodzą z założenia, że nic za darmo. Najczęściej jest to po prostu jakieś konkretne zadanie do wykonania.
Te szkolne analogie nie zostały użyte rzecz jasna bez powodu. Po pierwsze dlatego, że okres między rozpoczęciem roku szkolnego i końcem pierwszego semestru mniej więcej pokrywa się ze startem sezonu piłkarskiego w Hiszpanii i jego półmetkiem. Po drugie trudno nie odnieść wrażenia, że w obecnej sytuacji Real Madryt również walczy jeszcze o wyższą ocenę na semestr. Choć postawie Królewskich w bieżącym okresie trudno cokolwiek zarzucić, to jednak cały czas do oceny celującej jeszcze trochę brakuje. Wieczorem podopiecznym Carlo Ancelottiego przyjdzie więc wykonać ostatnie zadanie w tym półroczu i zarazem roku kalendarzowym. Z jednej strony jego poziom trudności nie wydaje się zbyt wysoki, z drugiej jednak nie wykona się ono samo.
Gdybyśmy chcieli pobawić się w snucie abstrakcyjnych wizji dotyczących którejś z alternatywnych rzeczywistości, napisalibyśmy zapewne, że mierzymy się dziś z naszym niedoszłym rywalem w Superpucharze Europy z roku 2001. Na tego typu historie brakuje nam jednak kreatywności, więc po prostu ograniczymy się do podania obowiązkowej ciekawostki, że Deportivo Alavés w sezonie 2000/01 doszło do finału Pucharu UEFA, w którym poległo po niesamowitym meczu 4:5 z Liverpoolem. Żeby jednak nie było, że obwiniamy tylko przeciwnika za niedoszłą konfrontację, swoją część winy ponosi również Real, który odpadł wtedy w półfinale Ligi Mistrzów z Bayernem.
Dziś Deportivo jest zespołem, który trudno opisać w sposób taki, by tekst nie przybrał w jakiś sposób lekceważącego tonu. Pomijamy już w tym momencie fakt, że wielu ludzi zamiast Vitorii jako stolicę Kraju Basków wymieniłoby Bilbao czy, pewnie nieco rzadziej, San Sebastián. Najsprawiedliwiej byłoby chyba napisać, ze Deportivo Alavés jest klubem, który uczynił prawdziwą sztukę ze wtapiania się w tłum. Nikogo nie dziwi, gdy spadają, a gdy już meldują się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, również kojarzymy już nazwę. Ot, wieloletnie lawirowanie między pierwszą i drugą ligą bez sezonów ponad stan. Gdyby utworzyć jeszcze jedne rozgrywki, będące czymś pośrednim między La Ligą i Segundą, to można by zakładać, że Baskowie bardzo wygodnie by się w takim tworze urządzili. Szczytem możliwości naszych przeciwników w ostatnich latach było zajęcie 9. miejsca w sezonie 2016/17. Trudno jednak rezultat ten traktować jako wystarczający argument do nazywania ekipy z Vitorii ówczesną rewelacją rozgrywek.
Fani Realu Madryt Deportivo kojarzyć mogą głównie z tego, że obecnie w jej szeregach występuje dwóch wychowanków Królewskich – Antonio Blanco i Rafa Marín. O ile pierwszemu, patrząc realistycznie, pociąg powrotny do Madrytu już raczej odjechał (Królewscy wciąż posiadają jednak połowę praw do zawodnika), o tyle o Rafie ostatnio siłą rzeczy musiało zrobić się nieco głośniej. Stoper już latem odchodził z jasnym sygnałem, że w przyszłym sezonie zostanie włączony do kadry pierwszego zespołu. Teraz natomiast media po prostu nie mogły odpuścić tematu jego ewentualnego powrotu już zimą po odniesieniu poważnej kontuzji przez Davida Alabę. W ramach ciekawostki dotyczącej kadry Alavés wypada też dodać, że w zespole Luisa Garcíi występuje syn Diego Simeone. Choć złośliwie można by go określić „tym gorszym” w porównaniu z grającym w Napoli Giovannim, to jednak należy dodać, że Giuliano również nie ma się czego wstydzić. W poprzednim sezonie na zapleczu hiszpańskiej ekstraklasy był podstawowym napastnikiem drużyny i strzelił 9 goli. Jest też 7 lat młodszy od bardziej popularnego brata. Przeciwko Realowi Madryt nie ujrzymy go jednak na murawie. W sierpniu atakujący złamał kość strzałkową i w bieżących rozgrywkach jeszcze nie zadebiutował.
Z dziennikarskiego obowiązku czujemy się zobowiązani wspomnieć, że bieżący sezon w wykonaniu Alavés także nie zapowiada się na godny w żaden sposób zapamiętania. Beniaminek zgodnie z oczekiwaniami ani za specjalnie się nie wyróżnia, ani też nie robi sobie spektakularnego wstydu. Po prostu walczy sobie o utrzymanie i na razie znajduje się nad kreską. 14. miejsce i trzy punkty przewagi nad 18. Celtą z pewnością nie stanowią zapowiedzi spokojnej zimy. Jakkolwiek jednak patrzeć, z dużą dozą prawdopodobieństwa przed startem sezonu nawet w samej Vitorii taki stan rzeczy był do przewidzenia.
Zadanie, jakie ma do wykonania Real Madryt, z założenia nie wydaje się więc mocno skomplikowane, ale – jak już napisaliśmy – nie zrobi się ono samo. Wciąż trzeba włożyć w nie wysiłek, który pozwoli na osiągnięcie oceny celującej. Inna sprawa, że nawet ta najwyższa nota wcale nie musi oznaczać, że faktycznie będziemy mogli poszczycić się mianem najlepszego ucznia w klasie. Nim rozpocznie się starcie w Kraju Basków swoją pracę odda jeszcze bowiem także Girona. Jeśli uda nam się przywieźć z Estadio Mendizorrotza trzy punkty, ale mimo wszystko okaże się, że to za mało, by wskoczyć na fotel lidera, nie zmieni to naszego postrzegania bardzo dobrej pierwszej części sezonu. Cały czas pozostaniemy przecież z więcej niż realnymi szansami na mistrzostwo, a wyniki osiągane mimo tylu zdrowotnych problemów w zespole mogą doprawdy imponować. Celującej na semestr jeszcze by nie było, ale perspektywa szóstki na koniec stanowiłaby po prostu swego rodzaju trening cierpliwości.
Tak czy inaczej, by rozejść się w dobrych nastrojach, najpierw trzeba zrobić swoje w Vitorii. Sami wiecie przecież, jak to jest ze świętami. Czasami ktoś je nam spieprzy.
* * *
Mecz z Deportivo Alavés na Estadio de Mendizorroza rozpocznie się o 21:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na gola Bellinghama i na gola Rodrygo to 2,70.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyniki na żywo w dzisiejszych meczach i sytuacje w tabelach możesz sprawdzać na platformie Flashscore.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze