350 tysięcy euro, które zmieniły historię Lipska
18 maja 2009 roku Real Madryt miał w gablocie 9 Pucharów Europy, 31 trofeów mistrzowskich, 3 Klubowe Mistrzostwa Świata, 2 Superpuchary Europy, 2 Puchary UEFA, 17 Pucharów Króla i 8 Superpucharów Hiszpanii. RB Lipsk, kolejny rywal Królewskich w Lidze Mistrzów, w tamtym czasie zaś… nie istniał. Przynajmniej nie oficjalnie. Narodziny RB datuje się na 19 maja 2009 roku. Właśnie wtedy rozpoczęła się historia klubu, który w ciągu zaledwie siedmiu lat przeszedł drogę od 5. ligi do Bundesligi i półfinału Ligi Mistrzów.
Fot. Getty Images
Zespół z Lipska kurczowo trzyma się polityki, która pozwala pozostawać konkurencyjnym bez jednoczesnego nadwyrężania budżetu. Przez transfery największych gwiazd do innych zespołów RB Lipsk praktycznie co lato musi wynajdować siebie na nowo. W ostatnim okienku pożegnano się z Nkunku (Chelsea), Szoboszlaiem (Liverpool) i Gvardiolem (City). Ekipa została więc pozbawiona całego kręgosłupa. Mimo to podopieczni Marco Rose zajmują na ten moment 3. miejsce w lidze i wyszli z grupy w Champions League. Mało tego, sztuki tej udało się dokonać bez największej gwiazdy, Daniego Olmo (najpierw uraz kolana, następnie zaś operacja barku).
Real Madryt doskonale zdaje sobie sprawę z potencjału najbliższego rywala w Europie, ponieważ miał już okazję mierzyć się z nim w fazie grupowej poprzedniej edycji (porażka w Lipsku). Niektórzy działacze wymieniali nawet RB Lipsk w gronie rywali, których najlepiej byłoby uniknąć z racji na bardzo ofensywny, jak i fizyczny styl gry.
Same narodziny klubu od samego początku budziły wielkie poruszenie w Niemczech. Przybycie koncernu Red Bull postrzegano jako ingerowanie w tradycje tamtejszej piłki. Austriacka firma już wcześniej zdążyła pokazać muskuły, gdy najpierw Austria Salzburg przekształciła się w Red Bulla Salzburg, a następnie podobny zabieg powtórzono w Nowym Jorku i brazylijskiej Bragansie. Red Bull za wszelką cenę chciał jednak mieć także swojego piłkarskiego przedstawiciela za naszą zachodnią granicą. W grę wchodziły cztery miasta: Monachium, Düsseldorf, Hamburg i Lipsk. Przedsięwzięcie zablokować chciała niemiecka federacja, która zawetowała kupno FC Sachen Lipsk dzięki prawu mówiącemu o tym, że jedna osoba nie może posiadać więcej niż 49% akcji. Protesty kibiców sprawiły też, że bezskuteczne okazały się umizgi do St. Pauli, 1860 Monachium i Fortuny Düsseldorf. Zmarły w 2022 roku właściciel Red Bulla, Dietrich Mateschitz, ostatecznie uparł się na Lipsk. Powodów takiej decyzji było kilka: liczebność miasta, prężność regionu, obecność lotniska i autostrady, infrastruktura stadionowa (obiekt w Lipsku gościł mundial w 2006 roku) oraz tradycje piłkarskie (pierwszym mistrzem Niemiec było VfB Lipsk).
Tak oto w 2009 roku Mateschitz za 350 tysięcy euro wykupił licencję mającego siedzibę 13 kilometrów od Lipska SSV Markranstädt z piątej ligi. Zespół na tym szczeblu rozgrywkowym znajdował się poza właścicielską kontrolą federacji, a marzenie przedsiębiorcy wreszcie mogło się ziścić. Klub szybko zmienił nazwę na RB Lipsk. Warto wspomnieć, że człon RB oficjalnie nie jest skrótem od nazwy popularnego napoju energetycznego, ponieważ Niemcy zabraniają zawierania nazw firm w nazwach zespołów. Oficjalnie więc mówimy nie o Red Bullu Lipsk, lecz o RasenBallsport Lipsk. Wyjątkami od reguły są Wolfsburg i Bayer, jednak w tym przypadku kluby nosiły te nazwy od momentu powstania, nim jeszcze zaczęło być to normowane prawem. Mateschitz sięgnął głęboko do kieszeni, czego efektem była seria awansów zwieńczona lądowaniem w Bundeslidze w 2016 roku. Kibice w pozostałych rejonach Niemiec żywili natomiast wobec nowego tworu głęboką nienawiść. Na trybunach pojawiały się obraźliwe transparenty, a część zespołów odmawiała grania sparingów z RB Lipsk.
– Dla nas to bez znaczenia. Bardziej interesuje mnie to, ilu mamy kibiców – mówił w 2017 roku Ralf Rangnick, ówczesny dyrektor sportowy ekipy z Saksonii, który miał wielkie zasługi w błyskawicznym rozwoju sportowym klubu. Jego przybycie położyło kres impulsywnemu podejściu właściciela w kwestii transferów. W ramach ciekawostki trzeba też wspomnieć, że początkowo Rangnicka przewidywano do innej roli w Salzburgu. – Któregoś dnia latem 2011 roku byłem w mojej ulubionej kawiarni, gdy zadzwonił do nie Mateschitz. Przez dwie godziny namawiał mnie, bym zgodził się trenować Salzburg. Kiedy zrozumiał, że się nie zgodzę, zapytał mnie, co robimy źle. Odpowiedziałem mu, że jeśli mamy cztery kluby pod jednym szyldem, powinniśmy wytworzyć między nimi synergię. Przekazałem, że moim zdaniem każdy z zespołów powinien grać w podobnym stylu i opierać skauting na tych samych zasadach. Tak oto stałem się dyrektorem sportowym w Salzburgu i… Lipsku – wspominał Rangnick.
To właśnie on odpowiadał za nową politykę sportową, zmodernizował metody treningowe i wyławiał talenty, co w 2013 roku pozwoliło wskoczyć na 3. poziom rozgrywkowy. Rok później RB Lipsk zaliczył kolejny awans, a w 2016 roku trafił na salony Bundesligi z Rangnickiem w roli szkoleniowca. Siedem lat, cztery awanse. Najtrudniej jednak jest nie tyle wskoczyć do elity, ile się w niej utrzymać. W tym przypadku udało się nie tylko pozostać na najwyższym szczeblu, ale i dorobić statusu pozwalającego zasiadać przy jednym stole z wielkimi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze