Chicharito: Real to señorío, szacunek, poświęcenie i walka
Chicharito mimo upływu lat do dziś budzi w Madrycie sympatię wśród fanów. Meksykański napastnik za pierwszej kadencji Ancelottiego dołączył do Realu, by pełnić funkcję zmiennika Benzemy i spisywał się w tej roli bardzo dobrze. 35-letni dziś napastnik udzielił dość obszernego wywiadu dziennikarzom Asa. Nie brakuje w nim rzecz jasna wątków związanych z jego pobytem w Realu Madryt.
Fot. as.com
Jak czujesz się po zerwaniu więzadeł sprzed pięciu miesięcy?
Czuję się bardzo dobrze, jestem szczęśliwy. Mogę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z tego, jak przebiega leczenie. Zrobiliśmy ostatnio badania, które zazwyczaj przeprowadza się dopiero po pół roku od operacji. Wyniki mam takie, jak zazwyczaj dopiero po sześciu czy siedmiu miesiącach leczenia. W każdym razie dowiedziałem się, że rehabilitacja idzie niezwykle sprawnie. Mówię to, ponieważ wraz z moim agentem chcemy, by inni wiedzieli, że jestem urodzonym pracusiem. Wiek to tylko liczba, jeśli działasz w uporządkowany sposób, masz dobre intencje i otaczasz się ludźmi godnymi zaufania. Moje ciało działa w taki sposób, że nie wydaje się, bym miał 35 lat. Cieszy mnie nawet to nowe dla mnie doświadczenie, jakim jest fakt, że jestem już wolnym zawodnikiem.
Słychać w twoim głosie młodzieńczy entuzjazm.
Tak. Cały czas się uczę. Postrzegam moją obecną sytuację jako szansę i wyzwanie. Mam za sobą pierwszy okres, w którym musiałem się na dłużej zatrzymać. Powoli zaczynam już trenować z piłką. Chcę też jednak być przy tym uczciwy. Jeśli moje ciało nie będzie nadążać, jako pierwszy przyznam, że czas już podziękować i dać szansę innym.
Kiedy będziesz znów gotowy do gry?
Wyobrażam sobie, że może dojść do tego już w lutym. Kluby o tym wiedzą. Tak czy inaczej, będę w pełni przestrzegał terminów rehabilitacji. Nie chcę być bojaźliwy, ale też nie mam zamiaru niepotrzebnie ryzykować. Mówię więc, że będę gotowy w lutym, ponieważ uważam, że wówczas dojdę do momentu, w którym nie będę musiał się już bać o kolano.
Niedawno wygasł twój kontrakt z LA Galaxy. Jak ocenisz ten etap?
Bardzo pozytywnie. Miałem tam okazję przeżyć zarówno świetne jak i gorsze chwile. Wszystko jednak działo się w wyjątkowych okolicznościach. Pierwszy i ostatni rok były najtrudniejszymi etapami, ponieważ najpierw nadeszła pandemia, a na sam koniec przytrafiła mi się poważna kontuzja. Jeśli chodzi o pozytywy, będę pamiętał środkowe sezony, w których zdobywałem kolejno 17 i 19 bramek. Zostałem wybrany MVP ligi, byłem kapitanem zespołu, zakwalifikowałem się z Galaxy do playoffów. Po pandemii wielu twierdziło, że powinienem zakończyć karierę, ale wróciłem. Jako 34-latek byłem trzecim graczem z największą liczbą minut w zespole. Pierwszy był bramkarz, a drugi Julián Araujo.
A co teraz? Jaki kierunek chcesz obrać? Dalej USA, a może powrót do Europy lub Meksyku?
Oferta z każdej części świata ma swoje plusy i minusy. Nie istnieje idealny kierunek. Nawet kiedy idzie po ciebie Real Madryt czy United, również można znaleźć argumenty przeciw. Jestem otwarty na wszelkie rodzaje propozycji. Najważniejsze, bym czuł zaufanie. Bycie wolnym zawodnikiem pozwala ocenić, co jest najważniejsze. W żadnym klubie nie mogą powiedzieć, że nie mieszczę się w czołowej piątce najsumienniej pracujących graczy. Mogę obiecać, że ciężka praca zawsze będzie w moim zasięgu. Wiem też, że w obrębie swoich cech przywódczych zawsze będę starał się wyciskać z siebie wszystko dla klubu. Chcę wygrywać i umiem poświęcić własny komfort dla dobra drużyny.
Jak z Los Angeles widzisz to, co dzieje się na saudyjskim rynku?
Kiedy pojawia się konkurencja, nie powinieneś się bać i skarżyć. Konkurencja czyni cię lepszym. Dla mnie nie ma różnicy, czy konkurencja wyrasta w Arabii, USA czy Brazylii. To szansa na rozwój, więcej możliwości dla piłkarzy, trenerów. Nie stoję po stronie Saudyjczyków, ani w opozycji do Europy. Jestem po stronie rozwoju. To dla mnie najważniejszy aspekt. Gdziekolwiek się udam, chcę się rozwijać. Zawsze będę zwolennikiem rywalizacji.
Sądzisz więc, że Arabia Saudyjska sprzyja rozwojowi futbolu w Europie czy USA?
Oczywiście. Nigdy nie będziesz się martwił konkurencją, która nie jest realna. Jeśli jednak piłkarze chcą tam odchodzić, to znaczy, że Saudyjczycy coś musieli zrobić dobrze.
Wracając do USA, jak wpłynął na ligę transfer Messiego?
Myślę, że zadziałał efekt domina. Trzeba pamiętać, że już wiele lat temu w Stanach Zjednoczonych grał także Pelé. Od tamtego momentu zadziałał wspomniany efekt domina. Tutaj każdy zdawał sobie sprawę, że rozwój będzie rozłożony w długim czasie, nikt nie zamierzał podbijać świata w pięć lat. MLS chce mieć ligę o solidnym fundamencie, nawet jeśli jego budowa ma trwać 20 lat. To jednak pierwszy raz, gdy trafia tu zdobywca Złotej Piłki. Czasami ludzie wolą zostać w swojej strefie komfortu i ja to rozumiem. Mam zdolność postrzegania czegoś w średniej i dłuższej perspektywie. Chcę jednak przy tym od razu działać w sposób dający satysfakcję. Odszedłem z Sevilli, ponieważ nie otrzymałem tylu szans, ile mi obiecano. W Los Angeles przedstawiono mi wizję długofalowego projektu. W USA chcieli zbudować prężnie działającą organizację. Nie czuję potrzeby słyszeć, że miałem rację. Coś jednak musiałem zrobić dobrze, jeśli później do Stanów Zjednoczonych zdecydował się przybyć zdobywca Złotej Piłki.
Jesteś najlepszym strzelcem reprezentacji Meksyku. Ekscytuje cię wizja ponownego włożenia na siebie koszulki reprezentacji?
Trzeba stąpać twardo po ziemi. Wiem, ze powrót do kadry narodowej byłby skomplikowany. Dlatego też mam tym większe chęci, by tego dokonać. To oznaczałoby nie tylko dumę z reprezentowania kraju, lecz także to, że wciąż gram na najwyższym poziomie. Zależy mi na tym, by ewentualne powołanie opierało się wyłącznie o to, jak prezentuję się dziś. Bronienie barw swojej ojczyzny to zawsze wielkie wyróżnienie. Znajdujesz się bowiem w gronie najlepszych w kraju w danej chwili. Oczywiście, że chcę wrócić do reprezentacji. Myślę też, ze wielu fanów by sobie tego życzyło.
Rozmawialiśmy już o USA i Arabii. Teraz skupmy się na Europie. Jak wspominasz Real Madryt?
Myślę, że sympatia działa w tym przypadku w obie strony. Gdyby nie to, pewnie teraz byśmy nie rozmawiali. Real to Real, ale w Hiszpanii spędziłem też krótki czas w Sevilli. Wiedziałem, w jakiej roli przychodziłem do Realu. Okoliczności sprawiły jednak, że przez parę miesięcy byłem ważnym ogniwem i stawałem na wysokości zadania. Wszyscy wiemy, kim jest Benzema, a mimo to nie brakowało ludzi twierdzących, że to ja powinienem być podstawowym napastnikiem. W Madrycie i Sewilli wiedzą, że dałem z siebie wszystko.
Jak postrzegasz Real z perspektywy czasu?
Poza samym señorío i tym, co sobą reprezentuje Real, trudno pojąć, jak oni mogą tyle wygrywać. Wszyscy piłkarze są tam świadomi, że muszą nieustannie zwyciężać. Real to señorío, szacunek, poświęcenie i walka.
Co sądzisz o Ancelottim?
To jeden z najlepszych trenerów w historii futbolu. Umie świetnie zarządzać grupą i wyciągać z piłkarzy to, co najlepsze. Zawsze też otaczał się ludźmi gwarantującymi wysoki poziom.
Zdziwiło cię spektakularne wejście do drużyny Bellinghama?
Najbardziej dziwi mnie to, że strzela tyle goli. Nikt raczej nie spodziewał się, że będzie tak kompletny na pozycji mediapunty. Najpiękniejsza w Realu jest ta presja, którą możesz postrzegać jako szansę. To czyni cię lepszym piłkarzem. W Madrycie musisz nieustannie udowadniać, że należysz do grona najlepszych piłkarzy na świecie. Niczego tam nie brakuje. Jeśli nie masz osobowości pozwalającej ci podchodzić do presji pozytywnie, zaczniesz się dusić. W Realu nie musisz się wyróżniać, po prostu nie możesz odstawać. Następnie zaś trzeba udowadniać, że jesteś w stanie błyszczeć. Wielu piłkarzy pogubiło się tam z powodu paniki. Dostajesz jednak szansę rozwoju, jakiej nie otrzymasz nigdzie indziej, o jakiej istnieniu nawet byś nie pomyślał. Presja w Realu nie może się równać z żadną inną.
Można powiedzieć, że Bellingham od początku ją zrozumiał?
Tak. Najbardziej podziwiam w nim właśnie zdolność adaptacji.
Mówisz jak trener.
Nie, nie. Cały czas myślę jak piłkarz. Później chciałbym być właścicielem jakiegoś klubu.
A więc, przyszły panie prezesie, kogo by pan sprowadził: Mbappé czy Haalanda?
Real może mieć ich obu. Jeśli przypomnimy sobie erę Galácticos...
Widzisz swojego byłego kolegę z drużyny, Xabiego Alonso, jako przyszłego trenera Realu?
W zupełności. Jeszcze trochę mu brakuje, by stać się jednym z najlepszych na świecie, ale dojdzie do tego. A jeśli zawita do tego grona, może objąć któregoś dnia Real.
A Márquez Barcelonę?
Idzie mu bardzo dobrze. Przygotowuje się do tego. Jeśli los pozbawi go szansy na trenowanie Barcelony, z pewnością wyląduje w innej czołowej ekipie z Hiszpanii, Anglii czy jeszcze innej ligi.
Dziwi cię kryzys Sevilli?
Nie, ponieważ klub zalicza okres przejściowy. Nieprzyjemnie patrzy się jednak na ich cierpienie.
Również inny z twoich byłych klubów, Manchester United, przechodzi przez kryzys.
Oni także są w trakcie okresu przejściowego, ale tutaj trwa on dłużej, ponieważ przeciąga się od kilku lat. Uważam, że nie do końca zaakceptowano ten stan rzeczy. Moim zdaniem przez długi czas starali się zakrywać słońce palcem. Zamiast stwierdzić w którymś momencie, że czas zacząć budowę od konkretnego momentu, starano się naciągać starą konstrukcję. Przez to sytuacja jedynie się pogorszyła. Po siedmiu latach od zespołu wciąż wymaga się wygrywania bez uprzedniego posprzątania domu. W przypadku wielkich klubów nieraz trudno to pojąć, ponieważ zawsze powinieneś być w czubie tabeli. Chcę, by United triumfowało, niezależnie od tego, czy mam w ich sprawie rację. Po prostu chcę, by wygrywali.
Na koniec chciałbym cię zapytać, jakie przesłanie masz dla młodych, jak Gavi czy Pino, którzy także zerwali więzadła.
Wszystko jest procesem. Chcę im powiedzieć, że przytrafiło im się coś, na co nie mieli wpływu. Jeśli jednak już przytrafiło im się coś tak bolesnego, trzeba to traktować jako naukę, a nie coś do wyłącznie powierzchownej analizy. Mają talent, są młodzi, dysponują wszystkim, co potrzeba. Strzelenie gola jest jedynie konsekwencją innych rzeczy. Tak samo jest z kontuzjami. To codzienne procesy i sprawy, które pozwalają ci pojąć, kim jesteś. Niech zakochają się w tym procesie. W procesie życia. Przed nimi wielkie kariery.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze