Advertisement
Menu
/ marca.com

Laso: Tęsknię za takimi zawodnikami jak Llull

Pablo Laso udzielił wywiadu dziennikowi MARCA przy okazji przyjazdu Bayernu Monachium do Madrytu na mecz w Eurolidze. Hiszpan mówił między innymi o swoim nowym życiu w Bawarii.

Foto: Laso: Tęsknię za takimi zawodnikami jak Llull
Fot. Getty Images

Jak ci się wiedzie w Bayernie?
Prawdę mówiąc, dobrze. Jestem zadowolony. To jest inny kraj, inne miasto, inna drużyna, ale ogólnie jestem zadowolony. Na poziomie osobistym i profesjonalnym jestem zadowolony, a na poziomie sportowym są pewne rzeczy do poprawy, ponieważ trenerzy przywiązują do tego ogromną uwagę, ale ogólnie jestem zadowolony.

Jak się zaadaptowałeś do klubu? Dużo się zmieniło w porównaniu do twojego etapu w Realu Madryt?
Wszystko jest inne. Kiedy zamieniałem San Sebastián na Madryt, też były różnice, ale teraz w Monachium jest inaczej. W restauracjach mówią do ciebie po niemiecku, pada śnieg, który w Madrycie pojawia się raz w roku…

I sprzedaje się półlitrowe piwa
Właśnie, jeśli to wszystko ci się przytrafia, to znaczy, że jesteś w Niemczech. Jest inaczej. Widzę dobrą organizację i chęci do rozwoju w drużynie i w klubie. Pod tym względem również ja muszę się zaadaptować. Nie mogę przyjść i powiedzieć: „trzeba zrobić to, co ja powiem”. Adaptujemy się i to jest część procesu.

Jaki jest cel Bayernu na ten sezon? Zdobycie mistrzostwa? Rywalizacja w Europie?
Drużyna powinna być przygotowana do rywalizacji. Na przykład, przy tym szalonym terminarzu, który nie daje ci szansy na nadmierną radość czy smutek, wygraliśmy z Baskonią w Vitorii, a trzy dni później Barcelona nas rozbiła różnicą 40 punktów. Nie byliśmy zespołem, który był w stanie wygrać w Vitorii w tamtym momencie, ani nie jesteśmy teraz drużyną, która przegra 40 punktami. Wszystko trzeba zrelatywizować. Kiedy przegrywasz 40 punktami, ja jako pierwszy zastanawiam się: „Co zrobiliśmy?”. W sezonie, w którym zostaliśmy mistrzami Europy z Realem Madryt, przegraliśmy 30 punktami w Vitorii. Następnego dnia rozmawiałem wtedy z asystentem i pytaliśmy się: „Co do cholery się wydarzyło?”. Później zostaliśmy mistrzami Europy. Wszystko jest częścią procesu. W przypadku obecnej drużyny czuję, że mamy duży margines do rozwoju. Mam młodych zawodników, którzy debiutują w Eurolidze. Dużo się po nich spodziewamy, ale wiemy, że do pokonania jest pewna droga. Nie przyjdzie Pablo Laso, żeby powiedzieć: „wyjdźcie, rzucajcie i będziecie trafiać”. Nie jestem czarodziejem. Jednak wierzę w rozwój tych chłopaków. Mam też graczy z większym doświadczeniem. Pod tym względem przyjście Ibaki było bardzo korzystne dla kierowania zespołem, nie tylko z powodu jego umiejętności. On dodał drużynie równowagi. Cele? Czy chciałbym wygrać Ligę, Puchar Niemiec i Euroligę? Chciałbym wygrać wszystko. Realne cele? Wydaje mi się, że ta drużyna grała tylko raz w play-offach Euroligi. Musimy być konkurencyjni i iść krok po kroku do przodu. W lidze niemieckiej i Pucharze Niemiec mamy większą presję. Jesteśmy drużyną, którą w Niemczech wszyscy chcą pokonać, tak samo miałem w Realu Madryt. To również jest częścią rozwoju drużyny.

Jak się żyje w Monachium?
Dobrze, całkiem spokojnie. To miasto żyje o dwie godziny wcześniej niż Madryt. Jeśli w Madrycie wstawałeś o ósmej, to tutaj o szóstej. Obiad je się tutaj o pierwszej. Delegat mówi mi, że dojedziemy do hotelu i zjemy kolację o 19:30. Trzeba się do tego zaadaptować. To jest piękne miasto do życia, bardzo turystyczne. Często spaceruję po centrum i słyszę ludzi mówiących po hiszpańsku czy angielsku. Jednego razu siedziałem w restauracji i obok dosiedli się ludzie, którzy mówili po hiszpańsku. Jeden chłopak w pewnym momencie wstał i zwrócił się do mnie: „Ty jesteś Pablo Laso, trenujesz teraz tutaj, poznaję cię. Kiedy gracie mecz? Będziemy mogli cię zobaczyć”. Dało mi to dużo radości. To miasto jest dobrze zorganizowane, bardzo kosmopolityczne. Dobrze się w nim żyje, z rodziną również. Ja prowadzę takie samo życie, jak w Madrycie: podróże, mecze, treningi. Ale dla rodziny to była zmiana i się zaadaptowali bardzo dobrze.

Ja się dogadujesz z dyrektorem sekcji?
Dobrze, to jest inny klub. Istnieje większy podział między piłką nożną a koszykówką. Prezesem jest Herbert Hainer. Marko jest CEO drużyny koszykarskiej. Mamy dobrą strukturę z włoskim dyrektorem sportowym. Mamy zawodników niemieckich, amerykańskich i hiszpańskiego trenera. Stworzyliśmy grupę roboczą i to jest ważne. Idziemy tą samą drogą. Wszyscy pracujemy z tym samym celem. Wyzwania są świetne. W budowie jest nowa hala i to będzie obraz rozwoju. Struktura jest dobra i trzeba iść do przodu.

Za czym tęsknisz z Madrytu?
Z Madrytu za moimi dwoma najstarszymi synami, którzy tam mieszkają. Z klubu tęsknię za wieloma rzeczami. Za przyjaźnią z wieloma osobami, z którymi pracowałem ramię w ramię przez wiele lat. Bardziej tęsknię za tym niż za szatnią czy za wydźwiękiem wygranej. Za tym nie tak bardzo. Tęsknię za kontaktem z ludźmi, z którymi pracowałem przez wiele lat. Utrzymywałem dobre relacje z zawodnikami. Za tym też tęsknię. Za tymi codziennymi ludzkimi drobiazgami. Tutaj wyrabiam sobie inne zwyczaje. Jeśli chodzi o aspekty poza ludźmi, to uważam, że Real Madryt trafił z budową bazy w Valdebebas. Cantera, koszykówka, kobiecy zespół, rezydencja… To była trafna decyzja. Teraz Bernabéu. Za tymi wszystkimi rzeczami tęsknisz, ponieważ uważasz, że są dobre.

Trener Bayernu może powiedzieć, że jest madridistą?
Myślę, że tak. Nie pytałem się o to. Jeśli obie drużyny zagrają w finale Ligi Mistrzów, będę miał problem. Zabiorę ze sobą najmłodszego syna, żeby on zdecydował, za kim będziemy. Jednak mówiąc poważnie, uważam, że mogę tak powiedzieć. Ludzie darzą mnie uczuciami, które się nie zmienią, bo jestem teraz w Bayernie. To jest normalne. To samo miałem w Vitorii, kiedy przyjeżdżałem tam z Realem Madryt. Moi przyjaciele stamtąd mówili: „Pablo, niech ci się wiedzie za***iście”. Profesjonalista musi zaakceptować, gdzie się znajduje i pozostać profesjonalistą. Jeśli tego nie rozumiesz, jesteś dzieciakiem.

Jak sobie wyobrażasz powrót do WiZink Center?
Myślę, że dobrze. Ludzie okazywali mi pozytywne uczucia i traktowali mnie wspaniale. Mam znakomite relacje z chłopakami, z którymi pracowałem przez 11 lat. Carroll, Felipe, którzy skończyli już kariery, Sergi, Rudy, Chacho, Facu, Gaby, Tavares. Wszyscy trafili do Realu Madryt, kiedy ja tam byłem. Jak mógłbym nie spodziewać się dobrego przyjęcia. Ludzie doceniają, co zrobiłeś, a nie patrzą tylko na zwycięstwa i porażki. Doceniają, że byłem w stanie wykonać pracę, którą inni doceniają. Ludzie mi to okazują na ulicy. Doceniali moją pracę w Madrycie.

Będziesz czuć się dziwnie?
Z pewnością. Nie pomylę ławki trenerskiej, ale to było wiele lat. Jednak na pewno będzie dziwnie do momentu rozpoczęcia spotkania, później już nie.

Będziesz spacerować obok boiska? W jednym z meczów podczas pretemporady przeszedłeś osiem kilometrów.
Tak, ciągle to robię, nie będę tego zmieniać. Kiedy mecz się rozpoczyna, to istnieje tylko mecz. Wcześniej będę czuł się dziwnie. Witając się z ludźmi, będzie dziwnie. Oni mnie widzieli, kiedy przychodziłem tam w roli trenera Realu Madryt.

Była rozmowa o możliwości uhonorowania cię w jakiś sposób?
Nie. Nie wierzę za bardzo w takie rzeczy. To nie jest mój styl. Później wracam z takim wyróżnieniem i żona mnie pyta, gdzie to położymy. Poza tym ja jestem w tym tragiczny. Mam jakieś nagrody, takie jak dla najlepszego asystenta ACB, ale nie pamiętam, gdzie je dałem. Wcześniej moja mama przechowywała wszystko, ale ja pod tym względem jestem trochę katastrofalny.

Dla trenera prowadzenie trochę słabszej drużyny jest dodatkową motywacją? Ożywia cię to?
Wszystko wymaga swojego czasu. Kiedy przyszedłem do Realu Madryt, pamiętam, że jeden zawodnik po porażce z Barçą powiedział mi: „Cholera, oni zawsze z nami wygrywają”. Ja mu odpowiedziałem: „Nie martw się, pokonamy ich, nie wiem, kiedy, ale pokonamy ich”. „Tak, a później zawsze to oni wygrywają”, odpowiedział. Wtedy ja stwierdziłem: „Słuchaj, wygramy, ale musimy mieć czas, to jest część procesu”. W Bayernie też tak mamy, potrzebujemy czasu. Śmiałeś się wcześniej, kiedy powiedziałem, że wygramy Euroligę?

Tak, trochę.
To normalne, ale ja się nie śmieję. Byłoby za***iście wygrać w tym sezonie, chociaż widzę, jak gra Real Madryt, Olympiakos czy Monaco. Są takie drużyny, że trudno coś dodać. Mogłem ci powiedzieć, żebyśmy poszli na duże piwo, bo zamierzam stwierdzić, że wygramy Euroligę. Jednak ja muszę tak myśleć, to jest mój obowiązek. Wierzę w moich chłopaków i wiem, że mają charakter. To mnie motywuje. Tęsknię za takimi zawodnikami jak Llull, którzy wiem, że w ostatniej akcji wezmą piłkę i trafią do kosza. Nie mógłbym za tym nie tęsknić. Zaczynasz tłumaczyć jakąś akcję: „blokujesz tego, blokujesz tamtego”, a Llull wtedy patrzy na mnie i mówi: „Tak, tak, zagram to i trafię”. Ten talent się ma i się to nabywa z czasem. W Realu Madryt było wielu takich zawodników, zawodników decydujących. Moi podopieczni muszą się tego nauczyć.

Nie wydaje ci się zaskakujące, że Niemcy zdobyły mistrzostwo świata, a koszykówka jest 26. w rankingu profesjonalnych licencji?
To ciekawe. Jest jedna rzecz, która bardzo mnie zaskakuje w Niemczech. To jest kraj bardzo podobny do Stanów Zjednoczonych w wielu rzeczach. Czuję, że sport tutaj jest inny niż w naszej kulturze. My jesteśmy bardziej ekspresyjni i podchodzimy do tego z większą pasją niż w Niemczech. Piłka nożna, piłka ręczna, koszykówka są o wiele spokojniejsze i racjonalne. Niemcy ogólnie bardzo interesują się sportem. Wszystkie stadiony i hale się zapełniają. Gramy w każdy weekend i dla nich jest to forma rozrywki. Fizycznie ten kraj jest bardzo silny, jeśli chodzi o koszykówkę. My jesteśmy niżsi. Mam sąsiada, który mierzy 205 centymetrów i miałem ochotę zaprosić go do drużyny. W Niemczech trafiła się generacja zawodników, do której dochodzili kolejni gracze, trochę jak w Hiszpanii. Ja mam w kadrze dwóch mistrzów świata. Schröder jest podstawowym rozgrywającym w NBA, Theis również, Voigtmann gra w Olimpii Mediolan, bracia Wagner, co więcej mówić. W ostatecznym rozrachunku to jest wielka reprezentacja. W Hiszpanii mieliśmy Calderóna, rozgrywającego z NBA, wchodzi Navarro, najlepszy zawodnik w Europie, wchodzi Rudy, a później bracia Gasol, mistrzowie z NBA. Sukces hiszpańskiej koszykówki wynikał z dbania o takich zawodników i to Hiszpańska Federacja Koszykówki robi bardzo dobrze. Mieliśmy wyznaczoną ścieżkę. Wielu naszych zawodników się rozwijało i to samo osiągnęli w Niemczech. Stabilność selekcjonera, tak jak w przypadku Scariolo, jest bardzo ważna. My jesteśmy znani z tego, że znakomicie rywalizujemy. Coś mamy w sobie. Niemcy są mistrzami świata i na Igrzyskach widzę ich w roli faworytów. Nauczyli się zwyciężać i to bardzo dobrze o nich mówi.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!