Advertisement
Menu

Prawdziwa miłość

Od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Ale od miłości do miłości dojrzałej, cierpliwej i łaskawej trzeba ich wykonać znacznie więcej.

Foto: Prawdziwa miłość
Fot. Getty Images

Z jednej strony klub, który na upragnione scudetto czeka od niemal 30 lat, z drugiej jeden z najbardziej uznanych włoskich fachowców (który mistrzem Italii co prawda był tylko raz), w dodatku znajdujący się na bezrobociu po rozstaniu z Bayernem Monachium. Ich drogi musiały się przeciąć. I tak też się stało. 23 maja 2018 roku Aurelio De Laurentiis z dumą przedstawił Carlo Ancelottiego jako nowego trenera zarządzanego przez niego SSC Napoli. Miał to być początek wspaniałej, owocnej współpracy, która wywróci futbolową hierarchię na Półwyspie Apenińskim do góry nogami. Ale życie miało na ten scenariusz odmienną koncepcję…

W sezonie 2017/18 Napoli pod wodzą Maurizio Sarriego zainkasowało w Serie A zawrotną liczbę 91 punktów. Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że przy takim wyniku mistrzostwo murowane. Nic bardziej mylnego. Pech Azzurrich polegał na tym, że trafił się wówczas taki Juventus, który był pod tym względem jeszcze efektywniejszy i z dorobkiem 95 oczek sięgnął po siódmy tytuł z rzędu. Słowem – robisz wszystko, co w Twojej mocy (a nawet więcej), by wreszcie sięgnąć gwiazd, a koniec końców i tak zostajesz z ręką w nocniku oraz marną – zważywszy na okoliczności – nagrodą pocieszenia w postaci wicemistrzostwa. Można się załamać.

Kto zatem miał poprowadzić do chwały ten pogrążony w niemocy klub, jeśli nie bodaj największy (nie tak literalnie) smakosz tortellini na kuli ziemskiej? Z identycznego założenia wyszedł De Laurentiis, który – podobnie zresztą jak wszyscy kibice ekipy ze stolicy Kampanii – wiązał ogromne nadzieje z zatrudnieniem trenera z Reggiolo. Ancelotti mówił z kolei, że zgodził się na propozycję włoskiego producenta filmowego z trzech powodów. Po pierwsze – projekt klubu, po drugie – jakość zawodników, a po trzecie – piękno Neapolu jako miasta. Przed Napoli rozpościerała się iście bajkowa, utopijna wręcz wizja świetlanej przyszłości. Miało być jak nigdy, wyszło jak zawsze.

Pierwsze rozgrywki z uczniem legendarnego Arrigo Sacchiego za sterami Partenopei znów zakończyli na drugim miejscu w ligowej tabeli, choć tym razem strata do najlepszego zespołu (czyli ponownie do Juventusu) była o wiele bardziej zauważalna, bo wyniosła 11 punktów. Jakby tego było mało, w Pucharze Włoch na etapie ćwierćfinału lepszy okazał się Milan, nie udało im się wyjść z grupy w Lidze Mistrzów (trzecia lokata za PSG i Liverpoolem), a z Ligi Europy po przejściu FC Zürich i RB Salzburg w ćwierćfinale wyeliminował ich Arsenal.

De Laurentiis twierdził, że jest zadowolony z pracy Ancelottiego. Natomiast sam zainteresowany przed kolejną kampanią celował w scudetto, a letnie okno transferowe ocenił na dziesiątkę. Z każdym kolejnym tygodniem słowa zarówno jednego, jak i drugiego, ulegały stopniowej dezaktualizacji, a atmosfera pod Wezuwiuszem niebezpiecznie gęstniała. Trwająca od końcówki października do początku grudnia seria dziewięciu meczów bez zwycięstwa (siedem remisów i dwie porażki), dwukrotnie przedzielana tak zwanym ritiro, czyli karnym zgrupowaniem, najpierw zaordynowanym przez właściciela, później przez szkoleniowca, przelała czarę goryczy.

Carletto już przed swoim ostatnim spotkaniem wiedział, że wyrok w jego sprawie został wydany. Zdradził się, gdy na konferencji prasowej rzucił, że trener zawsze ma spakowaną walizkę. Nie przeszkodziło mu to jednak, by pożegnać się z klasą. Na ówczesnym Stadio San Paolo wygrał z belgijskim Genkiem 4:0 w ostatniej kolejce fazy grupowej Champions League. Jeszcze tego samego dnia, 10 grudnia 2019 roku, o godzinie 23:38 poinformowano o zwolnieniu Włocha. Najwidoczniej Ancelotti i Napoli nie byli sobie pisani. Miała ich połączyć płomienna, żarliwa miłość, która tak naprawdę nigdy się między nimi nie zrodziła.

Nie zrodziła się ona także między neapolitańskim klubem a byłym podopiecznym Carlo Ancelottiego z Milanu, Gennaro Gattuso, choć akurat on – w przeciwieństwie do 64-latka – zdobył jakiś tytuł, jakim było konkretnie Coppa Italia. Dość nieoczekiwanym wybrańcem, który dał Napoli trzecie w historii i pierwsze od 33 lat mistrzostwo, okazał się Luciano Spalletti. Popularny Spall odszedł po dwóch latach, tłumacząc się zmęczeniem, a obecnie jest selekcjonerem reprezentacji Włoch. Spadkobiercą jego spuścizny miał być Rudi Garcia, ale z nim rozstano się zaledwie po niecałych pięciu miesiącach pracy. Jego następcą został mianowany Walter Mazzarri, który w ostatnich latach jako menedżer Watfordu, Torino czy Cagliari nie miał najlepszej prasy, ale który wie, z czym wiąże się zasiadanie na ławce Azzurrich, bowiem prowadził ich już w latach 2009-2013.

W pierwszym pojedynku pod wodzą starego-nowego szkoleniowca Napoli nie bez problemów pokonało Atalantę 2:1. Obrońcy scudetto aktualnie plasują się na czwartej pozycji w tabeli Serie A i do liderującego Interu mają osiem punktów straty. Garcia wcale hurtowo nie przegrywał, dając swojemu pryncypałowi powód do wyrzucenia go. ADL doszedł jednak do wniosku, że coś w zespole nie gra, a fakty są też takie, że Francuz nigdy nie był jego faworytem. Nawet wygrana Piotra Zielińskiego i spółki z Realem Madryt 3 października niewiele by zmieniła. Nieprzypadkowo do drugiego grupowego starcia z gigantem Ligi Mistrzów neapolitańczycy przystępują z nowym dowódcą na pokładzie.

Z naszej perspektywy – z perspektywy madridistas – dobrze się stało, że Ancelottiemu nie wyszło pod Wezuwiuszem. Jakkolwiek to brzmi. Bo gdyby stało się inaczej, być może nie zdobylibyśmy 14. Pucharu Europy ani 35. mistrzostwa Hiszpanii. Ba, być może w dwóch ostatnich potyczkach nie rozprawilibyśmy się najpierw przed przerwą na reprezentacje z Valencią 5:1, a w minioną niedzielę 3:0 z Cádizem. W Champions League Królewscy również znajdują się w niezwykle komfortowej sytuacji. Są już pewni awansu do 1/8 finału, a zwycięstwo z Napoli zagwarantuje im pierwsze miejsce w grupie. Mimo trapiącej nas od początku sezonu plagi kontuzji, nie mamy większych powodów do narzekania.

Obyśmy nadal ich nie mieli po dzisiejszej rywalizacji, do której podchodzimy w dobrej formie i chyba jeszcze lepszych nastrojach. Uśmiechów z naszych twarzy nie jest w stanie zdjąć nawet absencja Luki Modricia, który w Kadyksie nabawił się dyskomfortu mięśniowego. Na szczęście to nic poważnego, ale wiemy jednocześnie, że nawet w krótkim czasie brak Chorwata komplikuje bieżącą sytuację w środku pola. Co jak co, ale akurat radzenie sobie z kontuzjami kluczowych piłkarzy wychodzi nam w trwających rozgrywkach nad wyraz poprawnie.

Drugi grupowy triumf nad mistrzem Włoch byłby potwierdzeniem znakomitego momentu Los Blancos. Drużyna pozostaje niewzruszona na urazy, z rytmu nie wybiło jej także okno na mecze kadr narodowych. Madryccy włodarze na czele z Florentino Pérezem są tak ukontentowani rezultatami osiąganymi przez Carlo Ancelottiego i jego podopiecznych, że myślą o przedłużeniu z nim kontraktu o kolejne dwa sezony, o czym w poniedziałek donosiło Relevo. Co więcej, wszystko miałoby zostać sfinalizowane przed końcem roku, a jeśli wszystko dobrze pójdzie, to najlepiej jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Prolongowanie umowy na tym etapie sezonu będzie potężnym wotum zaufania dla Carletto.

Zanim się to wydarzy, jest parę rzeczy do zrobienia. Pierwsza już dziś, na wypełnionym po brzegi Santiago Bernabéu. Choć modernizacja domu Królewskich dobiega końca i pachnie on świeżością, jego dusza została na swoim miejscu. Czuje to każdy, kto przyjeżdża na ten legendarny stadion. I to samo poczuje w ten listopadowy środowy wieczór Napoli, które po raz ostatni gościło tutaj 15 lutego 2017 roku, kiedy to w pierwszym spotkaniu 1/8 finału Ligi Mistrzów poległo 1:3. Znamienne jest to, że miało to miejsce przed przygodą Ancelottiego w Neapolu oraz przede wszystkim przed jego drugim etapem w Realu Madryt. Jak ten czas leci…

Galopujący czas pozwolił jednak poczciwemu Carlo wrócić tam, gdzie znajduje się jego dom. Do klubu, z którym wygrał najwięcej pucharów w swojej trenerskiej karierze. Do klubu, który kocha. Z wzajemnością. Jego przykład pokazuje, że niepowodzenie w jednym związku może skutkować szczęściem w drugim. Zwycięstwo z Napoli stanowiłoby kolejny symboliczny dowód szczerej miłości łączącej Ancelottiego z Los Blancos.

I właśnie tego życzymy zarówno jemu, jak i nam wszystkim.

* * *

Mecz z Napoli na Santiago Bernabéu rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Rodrygo wynosi 2,80.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!