Alfonso Pérez: Zmusiłbym piłkarki i Guardiolę do pocałowania hiszpańskiej flagi
Alfonso Pérez jest wychowankiem Realu Madryt, a w pierwszej drużynie grał od 1991 do 1995 roku. Później występował też w Betisie, Barcelonie czy Marsylii. Hiszpan udzielił obszernego wywiadu dziennikowi El Mundo. Były napastnik wspominał całą swoją karierę.
Fot. MARCA
W co jesteś obecnie zaangażowany?
Jestem w zarządzie weteranów Realu Madryt i gram, kiedy tylko mogę, podobnie jak w drużyny narodowej weteranów. Jestem też partnerem w bardzo ekscytującym projekcie, firmie The Corner Cam, która instaluje kamery na chorągiewkach narożnych, aby transmitować mecze i która była już używana w finale Pucharu Króla. Czekamy na ostateczne zatwierdzenie przez FIFA i jest to bardzo fajne, ponieważ oferuje spektakularne perspektywy.
W międzyczasie wciąż jesteś jedynym żyjącym piłkarzem, którego imieniem nazwano jeden z pierwszoligowych stadionów.
Na chwilę obecną tak, choć podejrzewam, że w przyszłości Ángel Torres lub Rada Miejska w końcu to zmienią, ponieważ niektóre strony już próbowały to zrobić. Szczerze mówiąc, jest to coś, czym jestem bardzo podekscytowany, zwłaszcza, że nazwa została wybrana w powszechnym głosowaniu mieszkańców Getafe. Jestem najważniejszym sportowcem, który stamtąd wyszedł, ale jeśli zabiorą go w dobrym celu lub dlatego, że klub może osiągnąć zysk ekonomiczny, nadając mu nazwę firmy, myślę, że jest to idealne rozwiązanie. Inna sprawa, jeśli chcą ją usunąć z powodów politycznych i nacisków na klub… Krótko mówiąc, i tak nie zostanę zapamiętany za nazwę stadionu, ale za to, co wniosłem do światowego futbolu.
Nigdy nie grałeś w Getafe, ale dorastałeś na tamtych ulicach.
Zgadza się. Wychodziłem ze szkoły, ustawialiśmy cztery kamienie i graliśmy w piłkę nożną na każdej przerwie, jak każdy inny dzieciak w tamtym czasie. Nawet nie marzyliśmy o takich obiektach, jakie mamy teraz, ale ulica uczy. Tak przynajmniej nauczyłem się grać.
Jesteś synem skromnej rodziny, twój ojciec był mechanikiem, do 13. roku życia grałeś w drużynie osiedlowej. Czy myślałeś o byciu piłkarzem?
Nie, wcale, ale w wieku 16 lat miałem już podpisany profesjonalny kontrakt. To wszystko stało się nagle. Nawet zbyt nagle.
Jak sobie z tym poradziłeś?
Stąpałem twardo po ziemi. Moi rodzice byli skromni i nauczyli mnie szanować innych i nie dać się ponieść emocjom, ponieważ w danym momencie masz więcej niż reszta. W dzisiejszych czasach wielu młodych piłkarzy, którzy ledwo przeszli na zawodowstwo i nie wiedzą jeszcze, czego potrzeba, aby być elitarnym sportowcem, wariuje. Widzą siebie z dobrymi samochodami w wieku 20 lat, a potem nic nie osiągają. Musisz być bardzo dobrze poinformowany lub pochodzić z rodzin, które cenią sobie to, co kosztuje, aby jutro, jeśli będą mieli szczęście dostać się do pierwszej ligi i zarobić dużo pieniędzy, wiedzieli, jak to docenić i przekazać swoim dzieciom. To właśnie starałem się robić. Poza tym dzieciństwo nie jest tak piękne, jak się je przedstawia.
W jakim sensie?
Byłem dobrym piłkarzem, ale takich jak ja było wielu. Chodzi o to, że byłem gotów podjąć wiele wysiłków, które nie wszyscy akceptują w tym wieku. Poświęciłem pewną część dzieciństwa i młodości, aby zadbać o siebie. W ogóle nie wychodziłem z domu. Moi koledzy z drużyny i moje pokolenie imprezowali, a ja trenowałem i siedziałem w domu. Nie byłem dobrym uczniem, ale byłem bardzo odpowiedzialny. Dbałem o swoje jedzenie, odpoczynek, wszystko. Wtedy możesz mieć szczęście lub pecha, ale musisz włożyć w to całe swoje serce i duszę, aby dobrze sobie radzić.
Czy naprawdę byłeś fanem Barçy, gdy byłeś dzieckiem?
Tak, byłem. Kiedy miałem około dziewięciu lat, mój najlepszy przyjaciel i ja staliśmy się fanami Barçy. Byliśmy fanami Quiniego i Schustera, potem Maradony… Nigdy nie rozumiałem tych kontrowersji. Ilu zawodników, którzy byli graczami Atleti, skończyło na przykład w Realu Madryt? Byłem kibicem Barçy, dopóki nie dołączyłem do Realu Madryt w wieku 13 lat i stopniowo dorastasz. Dojrzewasz, poznajesz klub, bronisz herbu i, co logiczne, stajesz się kibicem Realu Madryt, którym jestem teraz. Zabawne jest to, że grałem też dla Barçy.
Wtedy powiedziałeś, że to było twoje marzenie z dzieciństwa i stało się to powtarzającym się żartem.
Tak, ale to była prawda. Nie powiedziałem tego publicznie, aby dobrze wyglądać lub dlatego, że chciałem, aby było o tym głośno. Wspomniałem o tym Serrze Ferrerowi, a on powiedział Gaspartowi i wtedy pojawił się ten temat. Potem pojawiła się również anegdota, że Núñez dał mi przypinkę Barçy, kiedy byłem dzieckiem, kiedy pojechałem zobaczyć ich w Valladolidzie. Ale daj spokój, dziś jestem madridistą. Jestem socio od wielu lat i czuję się częścią tej drużyny.
Jak dostałeś się do drużyny młodzieżowej?
Moja drużyna, Getafe Sport, grała w lidze sąsiedzkiej, ale raz w roku jeździliśmy na turniej Príncipe de Asturias, który był rozgrywany na boiskach Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej w Cotorruelo i brały w nim udział duże drużyny z Madrytu. W pierwszym roku pojechałem, grałem dobrze i kilka osób chciało mnie sprowadzić, ale mój klub nic mi nie powiedział i zostałem tam. W następnym roku dotarliśmy do finału, a potem poszli prosto do mojego ojca. Pierwszym było Rayo Vallecano, a następnie Atleti i Real Madryt. W Madrycie był Vicente del Bosque, Mezquita i Rafa López i zdecydowaliśmy się tam pójść. Stało się tak, że myślałem, że podpisano ze mną kontrakt i… to były jakieś bzdury. Okazało się, że to były testy. To był codzienny odsiew i pod koniec każdej sesji treningowej wyrzucali z 10 lub 15 dzieciakami, to było coś niesamowitego. Na szczęście przeszedłem: „Przyjdź jutro”, „przyjdź jutro”, „przyjdź jutro”, „przyjdź jutro”… Aż zostałem. W tym samym roku zabrali nas na turniej do Włoch i byłem najlepszym zawodnikiem i najlepszym strzelcem przeciwko dużo większym ode mnie chłopakom. Wtedy moje nazwisko zaczęło rozbrzmiewać i zdałem sobie sprawę, że mogę być profesjonalistą.
Chciałeś być Van Bastenem, wysoko zawiesiłeś sobie poprzeczkę…
Był moim ulubieńcem. Superkompletny środkowy napastnik, który potrafił operować obiema nogami, świetnie główkował, technicznie był niewiarygodny… Z całym szacunkiem, ale widziałem w nim odzwierciedlenie mojego sposobu gry.
W wieku 17 lat zadebiutowałeś w pierwszej drużynie i byłeś wspierany przez członków Quinta del Buitre.
Tak, El Buitre, Michel i Sanchís przywitali mnie od pierwszego dnia. Potem Rafa [Martín Vázquez], który wrócił z Włoch w następnym roku. W tamtym czasie większość graczy Realu Madryt była canteranos. Byli tam też Sebastián Losada, Adolfo Aldana, Chendo. I było tam coś w rodzaju poczucia wspólnoty i przynależności, przekazywania dziedzictwa. Traktowali mnie naprawdę dobrze, zwłaszcza Emilio, który jest wspaniałą osobą oprócz bycia niezwykłym graczem, którego wszyscy znają. Nadal wykonuje świetną robotę, przekazując wartości Realu lepiej niż ktokolwiek inny.
To wiele mówi o Emilio, ponieważ przyszedłeś do pierwszej drużyny z etykietą bycia jego następcą. Powitał z radością tego, który miał go odesłać na emeryturę.
Tak, tak, takie były plotki. Rzecz w tym, że rzeczy prawie nigdy nie układają się tak, jak ty lub ludzie tego oczekują. Były kontuzje, jest wielu dobrych zawodników i był jeszcze Raúl. Więc nigdy nie byłem tym, którym miałem zostać w Realu. Ale daj spokój, Emilio nigdy nie traktował mnie z tego powodu gorzej, ani nie widział we mnie wroga. Wręcz przeciwnie.
W tym samym czasie regularnie występowałeś w młodzieżowych reprezentacjach narodowych i zdobyłeś złoto olimpijskie w Barcelonie, co było wówczas wielkim wydarzeniem w hiszpańskiej piłce nożnej.
Oczywiście, ponieważ prawda jest taka, że jeszcze dwa dni temu w Hiszpanii nie byliśmy przyzwyczajeni do zdobywania trofeów z drużyną narodową. Kiedy tam byłem, przejście przez fazę grupową było już triumfem. Doświadczenie z Barcelony było jednym z najlepszych w mojej karierze. Byłem najmłodszy w grupie, ale nawiązaliśmy bardzo dobrą przyjaźń. Nadal mamy grupę na WhatsAppie, w której są praktycznie wszyscy z nas. Liderem jest Miguel Hernández [były środkowy obrońca Rayo i Espanyolu], który jest tam głosem w każdej sprawie. W tej grupie przypomniałem sobie, że muszę odebrać pieniądze za złoty medal.
A teraz?
Tak, tak, zebrałem je w tym roku. La Caixa dała nam 10 milionów peset, które były do odebrania od 50. roku życia, więc ponieważ byłem najmłodszy, nie dostałem ich aż do teraz. Pewnego dnia pojawił się ten temat i okazało się, że wszyscy je dostali oprócz mnie, ale spójrz, jesteśmy tak bogaci dzięki temu, co się teraz dzieje [śmiech].
Wracając do Realu, musiałeś doświadczyć dwóch przegranych mistrzostw na Teneryfie.
To były dwa mecze, które nie mają żadnego sensu w historii Realu, ale los tak chciał. Wydaje się niewiarygodne, że to samo przytrafiło się nam dwa razy z rzędu, choć sędziowanie w tamtym czasie, a przede wszystkim w tych meczach pozostawiało wiele do życzenia. Przy poważnym sędziowaniu przynajmniej raz, jeśli nie oba razy, wygralibyśmy. Krótko mówiąc, takie były czasy i niestety były to bardzo smutne dni.
Mówiąc o sędziowaniu, jak oceniasz sprawę Negreiry i czy kiedykolwiek pomyślałeś, że sędziowie mogą być skorumpowani?
Nie chciałbym tak myśleć, ale przy tym skandalu jest to nieuniknione. Jest jeszcze wiele do wyjaśnienia, ale wszystko wskazuje na to, że doszło do dziwnych pozasportowych rzeczy, które miały faworyzować Barcelonę. Jeśli tak jest, to jest to niezwykle poważna sprawa, ponieważ wpłynęłoby to na życie wielu ludzi, którzy zawodowo grali w piłkę nożną, trenerów, którzy mogli zostać zwolnieni z tego powodu, a także sędziów, których awanse i spadki zostały rozstrzygnięte, ponieważ mogli nie wykonywać pewnych poleceń. Chcę wierzyć w dobrą wiarę ludzi, dopóki nie zostanie coś udowodnione, że wszystko to było z premedytacją i zorganizowane, ale to brzydko pachnie.
To właśnie przeciwko Barcelonie doznałeś kontuzji, która naznaczyła twoją karierę.
Tak, w dniu, w którym pokonali nas 5:0, po 20 minutach rozwaliłem kolano. To było niefortunne, ponieważ byłem w najlepszej formie, rozegrałem 11 meczów jako lewy skrzydłowy Realu Madryt i byłem praktycznie najlepszy każdego dnia. Ale kontuzje są częścią naszego zawodu i nic nie można na to poradzić. Nie miałem z nimi zbyt wiele szczęścia, ale ważne jest to, że po wszystkich z nich wróciłem do zdrowia i nie musiałem przechodzić na emeryturę z żadnymi przykrymi następstwami. Mogłem mieć lepsze liczby, więcej goli, osiągnąć lepsze wyniki, odnieść sukces w Madrycie, ale tak się potoczyło życie. Chcę powiedzieć, że w tamtym czasie, gdy miałem 21 lat i byłem poważnie kontuzjowany, Ramón Mendoza przedłużył mi kontrakt na trzy lata i zawsze będę mu za to wdzięczny.
Kiedy wracałeś po kontuzji, pojawił się Raúl i wszystko zmienił.
Tak właśnie było. Wróciłem po kontuzji, nie miałem dobrego startu, a Raúl pojawił się jak rakieta. Valdano ufał mu bardziej, ponieważ znał go ze szkółki, wprowadził go, a on zareagował. To wszystko. Musiałem to zaakceptować i ułożyć sobie życie, w tym przypadku przejść do innego zespołu, aby grać i pokazać, że jestem dobrym napastnikiem. Ale to trudna decyzja. Jesteś młody, wszystko szło dobrze, grałeś od początku dla Realu w wieku 20 lat, to coś, o czym każdy marzy, od lat słyszysz, że przyszłość należy do ciebie i nagle… Nie jesteś przyzwyczajony do ciosów, musisz zostawić rodzinę w Madrycie i zacząć od zera. Będąc tak młodym i tak przywiązanym do Realu Madryt, bardzo trudno było mi zrobić ten krok, choć później okazało się, że miałem rację.
Jesteś legendą Betisu.
Tak, miałem szczęście, że trafiłem do Betisu, przyjęcie było niesamowite, a przede wszystkim byłem tam ważnym zawodnikiem. Ludzie mnie cenili. To były bardzo dobre lata dla Betisu i byłem wtedy najważniejszym zawodnikiem w drużynie.
Po roku wypożyczenia Lopera uczynił cię najdroższym hiszpańskim piłkarzem w historii.
Był to miliard peset, co w tamtym czasie było wręcz skandalem. Wiele lat później Barça zapłaciła za mnie ponad 2 tysiące. Innymi słowy, mówimy o bardzo wysokich kwotach, o piłkarzu-gwieździe.
W lidze 96/97 strzeliłeś 25 goli i walczyłeś o tytuł króla strzelców z Ronaldo.
Tak, w rzeczywistości zacząłem się do niego zbliżać i kazali mu wykonywać rzuty karne w Barcelonie, aby nie byłem w stanie go dogonić. To był rok, w którym Jarni i Finidi wystawiali mi piłki, a wszystko wpadało. Tak się dzieje, gdy jesteś napastnikiem, to nie jest banał, są okresy, kiedy jesteś nie do zatrzymania i inne, kiedy wyglądasz jak amator.
Jak facet tak schludny jak ty poradził sobie z całym folklorem Betisu pod wodzą Lopery?
Cóż, ponieważ zawsze byłem zdyscyplinowaną osobą, a także pojechałem do Sewilli z żoną, żyłem bardzo spokojnie, ale prawdą jest, że tam można bardzo łatwo dać się ponieść imprezowej atmosferze. Wszystkie te ich święta. Miałem kolegów, którzy w pełni się w to angażowali, ale ja byłem bardzo formalny. W każdym razie taki zawsze był Betis i dlatego jest tak przyjazny dla prawie wszystkich. Z tego powodu i z powodu Joaquína, który był niesamowitym bastionem klubu przez te wszystkie lata. Wesoły, kochany przez wszystkich… Joaquín to cały Betis.
Z długimi włosami, tą opaską i tak dalej, byłeś trochę lubiany.
No, ale to było za bycie piłkarzem, a nie za bycie przystojnym [śmiech].
Zawsze nosiłeś białe buty.
W tamtym czasie było to dość istotne i wywierało na mnie dużą presję, byłem atakowany na każdym kroku. Byli dziennikarze, którym nie podobały się białe buty i Javi Clemente też ich nie lubił. Powiedział mi to w żartobliwy sposób, ale powiedział mi to. W tym kraju, zwłaszcza w tamtych czasach, jeśli robisz coś innego, jesteś atakowany na każdym kroku. Na przykład sprawa z byciem pesetero [ktoś, komu zależy tylko na pieniądzach]… Kiedy opuściłem Madryt i podpisałem kontrakt z Barçą, ci sami dziennikarze, którzy później przeszli do innych stacji za duże pieniądze, nazywali mnie tak i nikt sobie z tego nic nie robił.
Jak bardzo poruszyły cię pieniądze?
Myślę, że to było normalne, nigdy nie oszalałem z tego powodu. Rozumiem, że to bardzo krótka kariera i trzeba jak najlepiej wykorzystać lata, które się tu jest. Poza tym pieniądze, które zarabialiśmy, są nieporównywalne z tym, co jest teraz. Ale przychodzi czas, kiedy trzeba to zmierzyć: kiedy zarabiasz miliony przez całą swoją karierę, jaką różnicę w twoim życiu robi zarabianie przez sześć lat lub osiem? Dlaczego chcesz tak dużo pieniędzy, jeśli oznacza to przeniesienie rodziny z miejsca, w którym są szczęśliwi? Są piłkarze, którzy idą za kasą i nie dbają o nic innego. Widzimy to teraz w Arabii. Dzieciaki w kwiecie wieku, które poświęcają swoje życie zawodowe, aby przejść do ligi, która nie jest konkurencyjna. Rozumiem Cristiano, który już kończy, ale dzieciaki, które mogłyby grać w Lidze Mistrzów? W każdym razie nie widziałem siebie w takiej sytuacji, ale nie sądzę, bym to zrobił.
Opowiedz mi trochę o Loperze, czy był aż tak zły?
Zawsze był osobliwą osobą. Zrobił wiele rzeczy dla Betisu, ale życie idzie naprzód, modernizuje się, a jego sposób zarządzania Betisem nie ma nic wspólnego ze sposobem, w jaki obecnie zarządza się firmą lub klubem. Na swój sposób facet robił dobre interesy z piłkarzami: kupował nas za jedną cenę i zawsze sprzedawał za więcej. Zarządzał tym światem bardzo dobrze, ale jeśli chodzi o marketing, wizerunek i obiekty, pozostawiał wiele do życzenia.
Czy kiedykolwiek nawaliłem?
Tysiące razy [śmiech]. Miałem z nim relację love-hate. Kochał mnie jak syna, ale czasami bardzo ostro się kłóciliśmy. Wiedział, że jestem ważnym zawodnikiem w drużynie, ale był trudnym facetem i kiedy złościł się na piłkarza, stawiał na nim krzyżyk i bardzo trudno było mu wybaczyć. Miałem z nim kilka tego typu starć. Robił też coś innego, co doprowadzało mnie do szału: zgadzałeś się z nim w jednej sprawie, a 10 minut później uświadamiał ci, że jest wręcz przeciwnie. „Ale zobaczmy, Don Manuel, powiedział mi, że to jest białe”. A on odpowiadał: „Nie, nie, to było czarne”. I w końcu uwierzyłeś, że to było czarne, podczas gdy było białe. Miał wielką zdolność do sprawiania, że myślałeś, że jesteś szalony. Patrząc z dystansu, było to bardzo zabawne.
Betis spadł z ligi latem 2000 roku, a ty przeszedłeś do Barçy. Było to dość zaskakujące posunięcie.
Zbiegły się dwie rzeczy: Betis musiał sprzedać swoich najlepszych zawodników, ponieważ nie był w stanie płacić im pensji w drugiej lidze, a w Barçy był Serra Ferrer, który mnie chciał. Nie chciałem odchodzić, byłem szczęśliwy w Sewilli, ale kiedy spadliśmy, nie miałem wyboru. Zabawne jest to, że Serra był moim głównym zwolennikiem, a potem mi nie ufał. Muszę też przyznać, że miałem problem z mięśniami uda i nie byłem sprawny fizycznie. Brak gry podkopał moją pewność siebie i wszystko poszło nie tak.
Zimą drugiego sezonu zostałeś wypożyczony do Marsylii, a po powrocie Barça trzymała cię na uboczu, dopóki nie zgodziłeś się na powrót do Betisu.
Zabrali Daniego Garcíę Larę, Riquelme, Bonano i mnie. To nie było miłe. Chciał nas sprzedać i zmusił nas do tego, naciskając, aż się zgodziliśmy. Nie wydaje mi się to w porządku, ale tak to już jest. Przynajmniej miałem opcję Betisu, ale Dani otrzymał wiele obelg. Ta strona futbolu jest rzadko spotykana i nie jest przyjemna. Jeśli opuszczasz drużynę, jesteś pesymistą, ale jeśli chcesz zostać, a klub cię nie chce, to nikt nic nie mówi. Trudno jest docenić to, co się zrobiło. Spędziłem w Betisie osiem lat i byłem jednym z najważniejszych zawodników w ich historii i choć wydaje się to niewiarygodne, nie doczekałem się nawet drobnego uhonorowania. To mnie boli.
W tych latach byłeś grałeś regularnie w reprezentacji. Rozegrałeś 38 meczów i pojechałeś na Mistrzostwa Europy 1996 i 2000 oraz Mistrzostwa Świata 1998.
Dla mnie drużyna narodowa była bardzo ważna, jestem patriotą. Logicznie rzecz biorąc, będąc Hiszpanem, czuję się bardzo dumny i identyfikuję się z moim krajem, podobnie jak większość sportowców z innych krajów, gdy noszą koszulkę swojej drużyny narodowej. Widzisz Amerykanów, Anglików, Francuzów i wszyscy oni noszą swoją flagę z dumą. To sprawia, że jestem bardzo zazdrosny, ponieważ tutaj w Hiszpanii, niestety, patriotyzm nie jest tak bardzo częścią życia.
Twój najbardziej pamiętny moment to gol w ostatniej akcji meczu z Jugosławią w Brugii, dzięki któremu awansowaliśmy do ćwierćfinału Euro 2000. Ta celebracja to do dziś twoje zdjęcie na WhatsAppie.
Tak, pozowanie do gola było bardzo fajne [śmiech]. To był bardzo ważny gol w tamtym czasie, chociaż nie przyniósł nam wiele dobrego, ponieważ zostaliśmy wyeliminowani przez Francję w ćwierćfinale. Dla mnie to było piękne doświadczenie móc dać Hiszpanii taką radość. Wraz ze złotem olimpijskim jest to jeden z najbardziej ekscytujących momentów w mojej karierze.
Ty, która tak mocno czujesz się związana z drużyną narodową, jak postrzegasz wszystko, co wydarzyło się w reprezentacji kobiet?
Cóż, mam zupełnie inne zdanie niż większość ludzi na temat tego, co się dzieje. Myślę, że to bardzo dobrze, że kobiety mają swoją przestrzeń i swoje prawa, tak jak uważam, że mają obecnie i miały przez wiele lat. Kobiety pracują na wszystkich stanowiskach w dużych firmach i nikt już nie zamyka przed nimi drzwi. Nie sądzę jednak, by w ogóle można było porównywać piłkę nożną kobiet i mężczyzn, ponieważ wszystko zależy od generowanych dochodów i obecności w mediach. I nie ma tu żadnego porównania. Jestem pewna, że są inne sportsmenki w innych dyscyplinach, które chciałyby zarabiać tyle, co zawodniczki reprezentacji Hiszpanii, ale nie mogą, tak jak ja chciałabym zarabiać tyle, co Cristiano Ronaldo, ale nie mogłem być tak dobry. Tak to już jest. Każdy musi wiedzieć, gdzie jest i co generuje. Nie można narzekać na obecny stan kobiecej piłki nożnej. Ewoluował, ale muszą twardo stąpać po ziemi i wiedzieć, że nie mogą być w żaden sposób zrównane z męskimi piłkarzami.
Ale ich rezygnacja z reprezentacji nie była spowodowana pieniędzmi, ale warunkami pracy i traktowaniem, jakie otrzymała.
Uważam, że to bardzo uczciwe powiedzieć: „Nie czuję się Hiszpanką, nie chodzę na mecze reprezentacji”. Nie zgadzam się z tym, ale uważam, że jest to bardziej uczciwe niż w przypadku innych, którzy dla prestiżu i pieniędzy noszą hiszpańską koszulkę, nie czując się Hiszpanami. To fałsz. Tutaj chodzi o to, czy chcesz odejść, czy nie.
Masz na myśli Guardiolę i złoto olimpijskie [początkowo Pep nie chciał grać dla reprezentacji Hiszpanii podczas Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie, ponieważ przede wszystkim czuł się Katalończykiem]?
Na przykład. W jego przypadku, podobnie jak w innych czy w przypadku dziewczyn, zmusiłbym ich do pocałowania hiszpańskiej flagi, żeby wiedzieli, że bronią koszulki swojego kraju z honorem i uczciwością. To po pierwsze, a potem można protestować o co się chce. Myślę, że to w porządku, że mogą prosić o co chcą, ale drużyna narodowa jest ponad wszystko.
Koniec kariery jest trochę nieprzyjemny.
Nie poszło dobrze, taka jest prawda. Podczas mojego drugiego pobytu w Betisie zacząłem się mniej liczyć dla trenera Víctora Fernándeza i z bardzo ważnego zawodnika stałem się drugorzędny. To były trzy lata, w których dobrze radziłem sobie w życiu osobistym, z rodziną i w Sewilli, ale pod względem sportowym byłem sfrustrowany. W końcu byłem trochę zmęczony sytuacją i piłką nożną. Przeszedłem więc na emeryturę w wieku 32 lat niemal po cichu, nie konsultując się z nikim. Po tylu latach wyrzeczeń chciałem robić inne rzeczy, ale z biegiem czasu żałowałem, że nie kontynuowałem gry, nie wyjechałem do innego kraju, nie uczyłem się angielskiego… Teraz wiem, że się myliłem. Powinienem był dobrze odejść z Betisu i uzgodnić z prezesem pożegnanie godne tego, co tam zrobiłem.
Pozostał słodko-gorzki posmak?
Nie mogę narzekać na moją profesjonalną karierę, chociaż mogłem mieć lepsze liczby i zarobić więcej pieniędzy, gdybym robił rzeczy lepiej i nie był tak uwarunkowany przez kontuzje. Nie zamierzam jednak zatrzymywać tego, co złe. Byłem w Realu Madryt, Betisie, Barcelonie, Marsylii i reprezentacji narodowej przez wiele, wiele lat. Grałem na dwóch Mistrzostwach Europy, jednym mundialu i mam złoty medal olimpijski. Teraz żałuję, że nie grałem więcej lat, nie wyjechałem do innych krajów i nie zarobiłem więcej pieniędzy, ale myślę, że zrobiłem swoje w świecie futbolu i to pozostanie w pamięci ludzi i mojego syna.
Inne wywiady z dziennika El Mundo:
- Buyo: Trzeba dbać o to, by fani byli zadowoleni cały rok, nie tylko na wiosnę
- Karanka: W José nie ma nic, co byłoby improwizowane
- Marcos: Real ma całkowitą rację, narzekając na sędziowanie
- Del Bosque: Byłem głupi, bo wydawało mi się, że jestem niezbędny dla Realu
- Mijatović: Kiedy jesteś ważnym piłkarzem, ego i duma podsuwają ci złe pomysły do głowy
- Cañizares: Iker grał, bo był medialną ikoną
- Schuster: Nie szukałem kłopotów, ale nigdy nie robiłem nic, by ich uniknąć
- Míchel: Bernabéu zawsze miało swojego kozła ofiarnego, tak jak miało swojego idola
- Sanchís: Miałem zbyt wiele szacunku dla Bernabéu, dla mnie to było święte miejsce
- Camacho: Moje dwukrotne odejście z Realu było aktem miłości
- Toshack: Myśleli, że świnią jest prezes, a Real zwolnił mnie następnego dnia
- Santillana: Noszenie koszulki Realu Madryt jest święte
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze