Advertisement
Menu

To już nie wstyd

Raczej nikt nie chciałby być taki, jak osoba, o której zaraz opowiemy.

Foto: To już nie wstyd
Fot. Getty Images

Oficjalnie: Vinícius wypada z kadry na derby z Atlético

José Luis Torrente raczej nie jest  w Polsce zbyt znany. Nie ma jednak w tym nic szczególnie dziwnego, ponieważ po pierwsze jest on postacią fikcyjną, a po wtóre sława komediowej serii filmów o przygodach tego niezdarnego i wydalonego dyscyplinarnie ze służby policjanta nigdy nie wyszła poza kraj produkcji. W Hiszpanii jest jednak stosunkowo popularna, a gościnne epizody zaliczyła w niej cała plejada znanych piłkarzy, by wymienić choćby Ikera Casillasa, Gutiego, Álvaro Arbeloę, Sergio Ramosa, Cesca, Kuna Agüero, Fernando Torresa czy Gonzalo Higuaína.

José Luis z wyglądu jest dość niski, gruby, wyłysiały i wiecznie spocony. Znoszony i niepamiętający ostatniego czyszczenia garnitur bynajmniej nie dodaje mu elegancji. Krótko mówiąc: jest brzydki i obleśny. Ktoś jednak zaraz powie, by nie oceniać książki po okładce, ponieważ liczy się przecież wnętrze. Cóż, problem tkwi w tym, że Torrente to człowiek leniwy, grubiański, egoistyczny, uprzedzony i z wyjątkowo elastycznym kręgosłupem moralnym. Na co dzień mieszka zaś w dzielnicy slumsów, a jego jedyne towarzystwo to kilku również niegrzeszących rozumem kumpli, których moglibyśmy nazwać wprost życiowymi nieudacznikami.

Filmowa postać stworzona i  grana przez hiszpańskiego aktora, reżysera i scenarzystę Santiago Segurę, nawet jeśli gdzieś bardzo głęboko w serduszku jest dobra, na pierwszy, drugi i dziesiąty rzut oka uosabia wszystko, czym nie powinien się cechować dobry policjant czy detektyw. Torrente z całą pewnością nie byłby kimś, kto inspirowałby dzieci do stania się w przyszłości stróżami prawa.

Gdyby tego było mało, na dodatek jest kibicem Atlético, z czego Segura dość bezpardonowo sobie szydzi.

Scenarzysta, prezentując nam klubowe sympatie głównego bohatera, z humorem, ale jednocześnie bezpośrednio sugeruje, że kibicowanie Atlético to po prostu wstyd, a fanowską społeczność tworzą ludzie nieudolni w codziennym życiu, jak Torrente i jego kumple. Gdy nawet Los Rojiblancos zdołali już wygrać z rywalem zza miedzy 4:1, Torrente i  tak koniec końców musiał się z tym kryć na ulicy. Ze swoją wizją Atlético Segura trafił zaś na podatny grunt, ponieważ w czasie premiery pierwszej części filmu „Torrente: Przygłupia ręka sprawiedliwości” (1998) Atleti – eufemistycznie rzecz ujmując – nie przechodziło przez najlepsze chwile. Wystarczy wspomnieć, że w kolejnym sezonie po premierze ekipa wówczas jeszcze z Vicente Calderón zleciała do Segundy, choć akurat z Realem udało jej się wygrać po raz pierwszy od sześciu lat. Mimo szybkiego powrotu do elity na kolejne zwycięstwo z sąsiadami Atlético czekało następnych trzynaście długich sezonów. Była to jednak wygrana absolutnie przełomowa. Pokonanie Realu w finale Pucharu Króla na Bernabéu z perspektywy czasu można bowiem śmiało uważać za początek nowej ery. Trwającej do dziś ery Diego Simeone. El Cholo sam także zaliczył zresztą epizod w piątej części cyklu o detektywie. Co ciekawe, premiera filmu odbyła się kilka miesięcy po porażce Atleti w Lizbonie.

Po upływie ćwierć wieku dzisiejsze Atlético nie ma już absolutnie nic wspólnego z tym z przełomu wieków, tak wyśmiewanym w opisywanym filmie. Jako kibice Realu Madryt do dziś nieraz pewnie kpimy sobie z dwóch przegranych przez naszych sąsiadów finałów Ligi Mistrzów. Na początku tego tygodnia do kolekcji europejskich niepowodzeń doszedł zaś gol strzelony przez bramkarza Lazio w doliczonym czasie gry. Nie zmienia to jednak faktu, że Los Rojiblancos w ostatnich kilkunastu latach przeszli transformację od wyszydzanego biedniejszego sąsiada Królewskich do jednego z najlepszych klubów w Europie, będącego w stanie z sukcesem wtrącać się w rywalizację między Realem i Barceloną. I choć złośliwości w kierunku derbowego rywala są normą, to jednak przed dzisiejszym starciem żaden zdrowo myślący kibic Los Blancos nie wychodzi z założenia, że na Metropolitano jedziemy lać w kuper życiowe niedojdy.

Podopieczni Carlo Ancelottiego w dwóch poprzednich potyczkach mierzyli się najpierw z zespołem występującym w Lidze Mistrzów, następnie zaś sami rozegrali starcie w Champions League. Tak naprawdę dopiero wieczorna konfrontacja z Atlético jest jednak tą pierwszą, która w terminarzu zakreślona jest czerwonym kółkiem i paroma wykrzyknikami. Wyjazdowe derby stolicy Hiszpanii są bowiem z założenia zdecydowanie najbardziej wymagającym wyzwaniem z dotychczasowych w tym sezonie.

Real Madryt na starcie tego sezonu prowadzi z nami dziwaczną grę. Z jednej strony zespół wygrał we wszystkich dotychczasowych starciach, co w teorii powinno nas nastrajać jednoznacznie optymistycznie przed bojem na Metropolitano. Medal ma jednak także swoją drugą stronę. Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że okoliczności co najmniej połowy zwycięstw porównać można do przepychania niedrożnej rury gumową przepychaczką. Real trzykrotnie komplet punktów dopisywał sobie po trafieniach w ostatnich minutach spotkania, w tym dwukrotnie w doliczonym czasie. Za każdym razem skórę ratował nam Jude Bellingham, który w kluczowym momencie akurat przechodził obok i postanowił pomóc kolegom w potrzebie.

Wyjątkowo osobliwe doświadczenie stanowiło zwłaszcza ostatnie spotkanie z Unionem, gdy drużyna oddała ponad 30 strzałów, a i tak pokonała absolutnego debiutanta rozgrywek dopiero w 94. minucie. Być może problemy ze skutecznością rozwiąże choć po części wracający do meczowej kadry Vinícius. Występ Brazylijczyka od pierwszej minuty jest jednak raczej wykluczony, a jego ewentualne pojawienie się na murawie po przerwie zależeć będzie od boiskowych okoliczności oraz ogólnych odczuć.

Mimo kompletu wygranych wciąż trudno więc jednoznacznie stwierdzić, na ile tak naprawdę stać ten inny pod wieloma względami Real Madryt. Real grający innym ustawieniem, pozbawiony na stałe (Benzema) lub na długi czas (Militão, Courtois) kluczowych zawodników, pozbawiony topowego środkowego napastnika, coraz wyraźniej odstawiający weteranów i jadący do tej pory w znacznej mierze na kapitalnej formie Jude'a Bellinghama.  Z pragmatycznego punktu widzenia narzekać nie ma za bardzo na co. Nie zmienia to faktu, że pytań nasuwać może się wciąż cała masa. Atlético jest natomiast rywalem, który mógłby dostarczyć nam wreszcie całkiem sporo odpowiedzi.

Mógłby, ale zespół Diego Simeone sam również jest na ten moment skomplikowany przy próbach rozszyfrowywania. Los Colchoneros zdążyli zaprezentować już kilka oblicz. Na Vallecas potrafili skompromitować niezłe przecież w poprzednim sezonie Rayo, ogrywając je 7:0. W kolejnej ligowej potyczce (w międzyczasie z powodu ulew przełożono konfrontację z Sevillą) nasi przeciwnicy polegli jednak 0:3 z Valencią. W starciu Ligi Mistrzów z Lazio wypuścili natomiast prowadzenie w doliczonym czasie. Nie byłoby w tym nic aż tak skrajnie szokującego, gdyby nie fakt, że na listę strzelców wpisał się Ivan Provedel, czyli bramkarz Lazio.

W wieczornych derbach oba zespoły być może poniekąd pomogą więc sobie nawzajem. W sytuacji, w której Real i Atlético wydają się jak dotąd nie znać odpowiedzi na pytania zadawane samym sobie, osoba rywala może w jakiś sposób odpowiednio nakierować na właściwy trop. Często przecież zdarzają się sytuacje, w których czegoś nie widzimy aż do momentu, gdy ktoś nas nie uświadomi. No, chyba że przeciskanie meczów w ostatnich minutach to zamierzony zabieg, a my po prostu nie nadążamy za trendami współczesnego futbolu. Inna kwestia zaś tyczy się tego, na ile cenne mogą się okazać ewentualne odpowiedzi uzyskane w starciu, które przecież – jak mawia klasyk – rządzą się swoimi prawami…

* * *

Na koniec zaś życiowa refleksja jeszcze odnośnie do wstępu. Kibicować nawet najgorszej drużynie to nie wstyd. Wstyd to kraść.

* * *

Mecz z Atlético Madrytna Metropolitano rozpocznie się o 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich wynosi 2,60.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!