Advertisement
Menu

Tabula rasa

Jeśli zgodnie z arystotelesowskim założeniem wszelka wiedza pochodzi wyłącznie z doświadczenia, to czego tak naprawdę możemy dowiedzieć się o Realu Madryt przed rozpoczęciem rywalizacji w nowym sezonie Ligi Mistrzów?

Foto: Tabula rasa
Fot. Getty Images

„Czysta karta”. „Niezapisana tablica”. „Nieskalany umysł”. Słowem – tabula rasa. Pogląd filozoficzny rozpropagowany przez Arystotelesa, a w późniejszych stuleciach poddawany rozważaniom świętego Tomasza z Akwinu czy Johna Locke’a. Według niego narodziny człowieka są nowym początkiem i punktem wyjścia do zdobywania życiowej wiedzy poprzez gromadzone doświadczenia.

Teoretycznie więc szansę na posiadanie „czystej karty” mamy tylko na początku naszej życiowej wędrówki. Ale przecież siłą rzeczy podchodzimy do tego bardziej metaforycznie i wiele razy zaczynamy coś od zera. Właściwie każdy nowy etap, każde nowe wyzwanie możemy inaugurować z założeniem dysponowania niezapisanym jeszcze rozdziałem naszej opowieści.

Nie inaczej jest w futbolu. Tak więc idąc tym tokiem rozumowania, z jednej strony Real Madryt rozpoczyna dziś swój 54. sezon w Pucharze Europy w roli gigantycznie zaprawionego w bojach weterana, ale z drugiej – nowy sezon równa się nowe rozdanie. I tak z jednej strony możemy szczycić się mianem najbardziej utytułowanego klubu w historii rozgrywek, ale z drugiej – bolesne wspomnienia z minionej kampanii sprawiają, że chcielibyśmy się od nich odciąć i rozpocząć nową edycję z „czystą kartą” i nowymi nadziejami.

O mistycznej relacji łączącej Los Blancos z Pucharem Europy/Ligą Mistrzów można by napisać wciągającą pracę dyplomową albo przynajmniej poczytną piłkarską lekturę. Ale my nie zamierzamy karmić Was kolejnymi górnolotnymi sloganami, których słyszeliście lub czytaliście setki, a może nawet tysiące. Pamięć o naszym ostatnim triumfie w Lidze Mistrzów jest wciąż żywa, wszak miało to miejsce dopiero niemal półtora roku temu. Natomiast pamięć o naszym ostatnim odpadnięciu, które odbyło się w okolicznościach, do których – bądź co bądź – (na szczęście) nie przywykliśmy, jest jeszcze żywsza.

W rewanżowym starciu półfinałowym Manchester City nie pozostawił Królewskim żadnych złudzeń, pewnie pokonując ich 4:0. Kilka tygodni później Obywatele w finale w Stambule skromnie wygrali z Interem Mediolan i zdobyli pierwszy w swojej historii uszaty puchar. Tamtego dnia, konkretnie 17 maja, rozgrywki 2022/23 praktycznie się dla nas zakończyły. Z utęsknieniem czekaliśmy zatem na nowy sezon.

A kiedy on w końcu nadszedł, okazało się, że wbrew pozorom mamy zdecydowanie więcej powodów do uśmiechu niż nam się wcześniej wydawało. Real w pięciu pierwszych kolejkach ligowych zanotował komplet zwycięstw, a wyhamować go nie była w stanie nawet przerwa reprezentacyjna. Tylko kontuzje fundamentalnych zawodników próbują nam popsuć nastroje (Thibaut Courtois, Éder Militão, Vinícius, a wczoraj dołączył do nich Dani Carvajal), ale podopieczni Carlo Ancelottiego jak na razie dzielnie radzą sobie ze wszystkimi ubytkami. Zmagania w fazie grupowej Ligi Mistrzów rozpoczniemy tym samym z pokaźnym ładunkiem pozytywnej energii.

I już w pierwszej serii gier ugościmy na Santiago Bernabéu absolutnego debiutanta, dla którego Liga Mistrzów to zupełnie nieznany ląd. Dla Unionu Berlin będzie to wybitna tabula rasa. W ubiegłym sezonie berlińczycy zajęli czwarte miejsce w Bundeslidze i po raz pierwszy wywalczyli sobie prawo udziału w najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywkach. Warto podkreślić, że zdobyli tylko dziewięć punktów mniej od mistrzowskiego Bayernu Monachium i wicemistrzowskiej Borussii Dortmund. Progres poczyniony przez klub ze Starej Leśniczówki (tak brzmi przydomek stadionu Unionu, choć w Lidze Mistrzów będą grać na Stadionie Olimpijskim w Berlinie) od momentu awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej w 2019 roku jest imponujący.

W pierwszym sezonie po historycznym awansie Żelaźni uplasowali się na 11. pozycji w ligowej tabeli. Już w kolejnym ich łupem padła 7. lokata, a zarazem możliwość gry w premierowej edycji Ligi Konferencji Europy (zajęli 3. miejsce w grupie ze Slavią Praga, Maccabi Hajfa i Feyenoordem). W następnym roku znów poszli w górę, tym razem wspinając się na 5. miejsce, które poskutkowało grą w Lidze Europy w kolejnym sezonie (wyszli z grupy, w której rywalizowali z Royale Union Saint-Gilloise, Bragą i Malmö, pokonali Ajax w 1/16 finału, ale odpadli w 1/8 z Royale Union Saint-Gilloise). W sezonie 2022/23 dopełnili dzieła 4. pozycją i promocją do Ligi Mistrzów.

Union z powodzeniem realizuje ideę przemyślanego i zrównoważonego rozwoju. Krok po kroku idzie do przodu. Wrażenie może również robić fakt, że od pięciu lat berliński zespół ma tego samego trenera. Urs Fisher prowadzi klub nieprzerwanie od 2018 roku. Szwajcar, słynący z detalicznego podejścia do swojego fachu i zamiłowania do wędkarstwa, wprowadził go do Bundesligi i był autorem każdego z awansów do poszczególnych europejskich pucharów. Nie jest szkoleniowcem znikąd, bo w przeszłości dwukrotnie zdobywał mistrzostwo Szwajcarii z FC Basel. Gość po prostu zna się na swojej robocie, a teraz będzie chciał to udowodnić na najważniejszej piłkarskiej scenie w Europie.

W szeregach Żelaznych odnajdziemy kilku piłkarzy, którzy nie są anonimowi dla kibiców, którzy na co dzień nie śledzą uważnie Bundesligi. Monaco na Berlin niedawno zamienił Kevin Volland, na lewym wahadle występuje znany z gry w Atalancie i Interze Robin Gosens, w pomocy znajdziemy Lucasa Tousarta (były gracz Olympique’u Lyon i Herthy) czy Raniego Khedirę (młodszy brat Samiego), a wśród obrońców widnieje sam Leonardo Bonucci, legenda Juventusu, która pierwszy raz w karierze opuściła Włochy. 36-latek nie zdążył jednak zadebiutować jeszcze w barwach nowej drużyny. Znajomej twarzy doszukają się nawet fani Ekstraklasy, bowiem od stycznia koszulkę Unionu zakłada Josip Juranović, były zawodnik Legii Warszawa.

Jedno jest pewne – Union Berlin nie jest przypadkową ekipą, która w Lidze Mistrzów znalazła się fartem. Trudną zresztą do tak elitarnych rozgrywek dostać się wyłącznie przy pomocy szczęścia. Niedawno Toni Kroos w swoim podcaście przyznał, że koledzy z madryckiej szatni pytali go o niemiecki klub. „Wystosowałem małe ostrzeżenie do drużyny w sprawie Unionu. Sam obejrzałem już kilka ich meczów”, powiedział 33-latek. Jeśli ktoś się nastawia na to, że będzie lekko, łatwo i przyjemnie, to prawdopodobnie jest w błędzie.

Legenda głosi, że Real Madryt w Lidze Mistrzów czuje się jak ryba w wodzie. Chcielibyśmy, by piłkarze Carletto dziś wieczorem to potwierdzili. Rozpoczyna się nowa europejska kampania, więc na tej nowej, czystej karcie zatytułowanej „Sezon 2023/24” trzeba zacząć zapisywać pierwsze wersy i zdobywać doświadczenia. A wszystko to w szczerej nadziei na to, że będzie można je odpowiednio wykorzystać 1 czerwca 2024 roku na Wembley.

* * *

Mecz z Unionem Berlin na Santiago Bernabéu rozpocznie się dzisiaj o 18:45, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Bellinghama wynosi 2,60.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!