Nowy sezon, nowy Carvajal
Kto Waszym zdaniem zasługuje na to, by nazwać go „Panem Real Madryt”? Bo według mnie kimś takim jest Dani Carvajal.
Fot. Getty Images
Kilka dni temu w trakcie przeglądania popularnego portalu X (dawniej Twitter; tak, wciąż trudno przyzwyczaić się do tej nowej „nazwy”) natrafiłem na pytanie zadane przez jedno z kont traktujących o Realu Madryt. Brzmiało ono następująco – który piłkarzy przychodzi Wam do głowy po usłyszeniu sformułowania „Pan Real Madryt”? Wielkim zaskoczeniem zapewne nie będzie to, że w odpowiedziach najczęściej przewijało się nazwisko Cristiano Ronaldo. Oprócz niego nie zabrakło również Karima Benzemy, Raúla, Sergio Ramosa czy Nacho. Wielu kibiców błyskotliwie wskazywało też, że największy zawsze jest sam klub i tylko on zasługuje na takie miano. Ja natomiast po zapoznaniu się z głosem ludu pomyślałem sobie o kimś, kto – jeśli niczego nie przeoczyłem, a wydaje mi się, że nie – nie został wspomniany nawet raz. Chodzi o Daniego Carvajala.
Niewątpliwie niebagatelny wpływ na kierunek, w jakim powędrowały moje myśli, miała nienaganna postawa Hiszpana na początku bieżącego sezonu. Ze względu na suche liczby, ale i piorunujące pierwsze wrażenie większość kibiców w głosowaniu na najlepszego zawodnika Realu Madryt w pierwszych pięciu meczach z pewnością wybrałaby Jude’a Bellinghama. Ale forma Carvajala nie może przejść niezauważona. I na szczęście nie przechodzi. Zachwytów nad Danim nie brakuje. Można się nawet spotkać z opinią, że obok wspomnianego Bellinghama jest on największym madryckim odkryciem na starcie tej kampanii. Prawa strona obrony od lat była niemałym zmartwieniem wszystkich madridistas. Głównie z powodu licznych kontuzji Carvajala i równie częstych wahań jego dyspozycji. Ale przy takiej wersji doświadczonego defensora możemy być spokojni o odpowiednie zabezpieczenie prawego boku linii obrony na najbliższe miesiące. A może nawet na lata?
Cóż, być może jest to nazbyt ryzykowna teza. Natomiast winniśmy mieć świadomość, że nasz bohater ma dopiero 31 lat i kontrakt obowiązujący do 30 czerwca 2025 roku. Można zatem przypuszczać, że jeśli będzie mu dopisywało zdrowie, a urazy w końcu przestaną go prześladować, czeka go jeszcze kilka ładnych lat gry na najwyższym poziomie. „Pozostało mi jeszcze wiele lat kontraktu i mam nadzieję, że będę mógł przejść tutaj na emeryturę. Bycie w Realu to najwspanialsza rzecz dla piłkarza i myślę, że moment opuszczenia klubu musi być jednym z najtrudniejszych”, powiedział sam zainteresowany w wywiadzie udzielonym Jorge Valdano w jego autorskim programie Universo Valdano w telewizji Movistar Plus.
Dani zaczął szukać źródeł swoich nawracających kłopotów i zmienił swoje dotychczasowe nawyki w najlepszym możliwym momencie. W rozmowie z Valdano sam przyznał, że nie ma jednego powodu. Że swoją rolę odgrywają zarówno ciało, jak i umysł. Kiedy w sezonie 2020/21 wystąpił zaledwie w 15 meczach (13 w La Lidze i 2 w Lidze Mistrzów), a kontuzje mięśniowe wciąż powracały, zaczął zastanawiać się, o co tu tak naprawdę chodzi. W efekcie całkowicie wyeliminował ze swojej diety gluten, który powodował u niego stany zapalne. To był punkt zwrotny.
W rozgrywkach 2021/22 rozegrał już łącznie 36 meczów (24 w La Lidze, 11 w Lidze Mistrzów i 1 w Superpucharze Hiszpanii), a w ubiegłej kampanii – aż 45 (27 w La Lidze, 11 w Lidze Mistrzów, 3 w Pucharze Króla, 2 w Superpucharze Hiszpanii, 1 w Superpucharze Europy i 1 w Klubowych Mistrzostwach Świata). W trakcie tych dwóch sezonów przegapił 21 gier w Realu i reprezentacji Hiszpanii. Dla porównania w samym sezonie 2020/21 stracił zawrotną liczbę 53 meczów, w których mógł wystąpić w barwach Królewskich i reprezentacji Hiszpanii.
Carvajal udowodnił, że warto nad sobą pracować. W każdym wieku i w każdym momencie kariery. Dzięki temu dziś oglądamy go w najlepszej formie sportowej i kondycji fizycznej od wielu lat. Niewykluczone, że w ogóle odkąd wrócił na Santiago Bernabéu w 2013 roku po rocznym pobycie w Bayerze Leverkusen. Urodzony w oddalonym o 11 kilometrów na południe od Madrytu Leganés obrońca imponuje swoim wybieganiem, determinacją, nieustępliwością i ofiarnością. Można by tak jeszcze długo wymieniać. Jego występy są przede wszystkim szalenie jakościowe. Zarówno w ofensywie, jak i w defensywie, jak mawiał klasyk. Jego sezonowa heatmapa wręcz płonie na całej długości boiska, co tylko potwierdza, że w dotychczasowych spotkaniach tyle samo uwagi poświęcał atakowi, co i obronie. Jak do tej pory zanotował jedną asystę (przy golu Rodrygo w pierwszej kolejce w Bilbao), nie trafił jeszcze do siatki, ale za to warto podkreślić, że wykonuje średnio 1,6 kluczowego podania na mecz (w rywalizacji z Almeríą miał 4 takie zagrania na swoim koncie). Z kolei w tyłach także spisuje się bez zarzutu, będąc prawdziwym strażnikiem prawej strony boiska.
W ostatnią niedzielę przeciwko Realowi Sociedad zanotował 2 odbiory, wykonał 4 wślizgi, wygrał 7 pojedynków na murawie (na 13 stoczonych) oraz 2 pojedynki powietrzne (na 3 stoczone). Imponował swoim zaangażowaniem i walecznością godną gladiatora. Co ważne, Dani dobrą dyspozycję przełożył też na grunt reprezentacyjny. W meczu eliminacji do Mistrzostw Europy z Cyprem, który Hiszpania wygrała 6:0, zapisał przy swoim nazwisku dwie asysty, pokazując, że dysponuje niezwykle precyzyjnym dośrodkowaniem oraz że świetnie czuje się w grze kombinacyjnej, gdy trzeba kierunkowo przyjąć piłkę i celnie dograć ją do wbiegającego w światło bramki kolegi.
Jako prawy obrońca 31-latek w stolicy Hiszpanii stał się spadkobiercą dziedzictwa Álvaro Arbeloi i przede wszystkim Míchela Salgado, który był jego idolem. Emerytowanych piłkarzy wspominamy przeważnie z ogromnym sentymentem i mamy większą łatwość do idealizowania ich. Spójrzmy zatem na trzeźwo na osiągnięcia dwóch wyżej wymienionych jegomościów i porównajmy je z dorobkiem Carvajala. Arbeloa rozegrał w białej koszulce 238 meczów, strzelił 6 goli i zanotował 15 asyst. Zdobył 9 trofeów, w tym dwa puchary Ligi Mistrzów. Jeśli chodzi o Salgado, to może on pochwalić się liczbą 371 meczów dla Los Blancos, w których zdobył 5 bramek i zanotował 25 asyst.
Pora na Daniego. On ma w swoim dorobku już 380 występów, 7 goli i aż 60 asyst. Do tego należy dołożyć jeszcze 68 meczów, 3 gole i 9 asyst dla Castilli. Zdobył 22 trofea, w tym pięć Pucharów Europy, dzięki czemu ma swoje miejsce w elitarnym „Klubie Pięciu”. Mało? Otóż za sprawą tych 22 zdobytych przez Carvajala laurów plasuje się on na trzecim miejscu w zestawieniu najbardziej utytułowanych piłkarzy w historii klubu. Więcej pucharów od niego mają tylko Karim Benzema i Marcelo (po 25) oraz Nacho, Luka Modrić i Paco Gento (po 23). Canterano, który w towarzystwie Alfredo Di Stéfano położył kamień węgielny pod budowę ośrodka w Valdebebas, zdobył tyle samo trofeów co Sergio Ramos, a przewyższa pod tym względem takie legendy, jak Manuel Sanchís (21 tytułów), Iker Casillas (19) czy Chendo (19). Czy teraz moja teza o „Panu Real Madryt” wydaje się Wam nieco lepiej uzasadniona?
Przez wiele lat Carvajal nam spowszedniał. Przyzwyczailiśmy się, że po prostu jest, ale specjalnie się nie wyróżnia. Teraz w końcu zaczął się wyróżniać. Wygląda na to, że kolejnym czynnikiem, który wpłynął na jego fantastyczną postawę na początku sezonu jest jego nowa rola. W obliczu nieobecności w pierwszym składzie Nacho i Modricia w czterech z pięciu dotychczasowych spotkań wyprowadzał drużynę jako kapitan. Opaska ewidentnie dodała Daniemu animuszu i charyzmy. Widać, że czuje większą odpowiedzialność wynikającą z tej funkcji, ale zdecydowanie staje na wysokości zadania. Mentalnie to również nie jest już ten sam człowiek co jeszcze kilka lat temu, o czym najlepiej świadczą jego wypowiedzi: „Czasami, gdy kładę się spać, myślę o tym, jaki jestem szczęśliwy i dumny z tego, że prawdopodobnie byłem częścią jednego z najlepszych Realów Madryt w historii, jeśli nie najlepszego. Chciałbym, aby w dniu, w którym odejdę, zapamiętano mnie jako jednego z najlepszych bocznych obrońców, jacy kiedykolwiek tu grali”.
My chyba też nie mamy nic przeciwko, by Carva zapisał się w naszej pamięci dokładnie w taki sposób. Nawet jeśli nie będzie to łatwe, a przecież wszyscy wiemy, że na pewno nie będzie. Fakty są jednak takie, że nasz nowy kapitan, odświeżony i odmieniony, może spoglądać w przyszłość z podniesioną głową. I my wraz z nim. A jeśli będzie utrzymywał się na takim poziomie, to może za kilka, kilkanaście lat większe grono pomyśli o nim jako o „Panu Real Madryt”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze