Advertisement
Menu
/ relevo.com

Życie jak w Madrycie

Jude Bellingham błyskawicznie stał się liderem drużyny Carlo Ancelottiego, a przecież ma za sobą dopiero cztery oficjalne występy w barwach Królewskich. Piorunujący początek Anglika jest zasługą ciężkiej pracy i zaskakująco szybkiej aklimatyzacji w nowym miejscu.

Foto: Życie jak w Madrycie
Fot. Getty Images

Minutę przed końcem meczu Realu Madryt z Getafe Jude Bellingham, po raz kolejny w glorii zwycięzcy, stał przy linii końcowej, patrząc w trybuny. Czuł się najlepszy. Gastón Álvarez zakłócił tę piękną chwilę i popchnął go. Ale nawet to nie było w stanie zepsuć wspaniałej atmosfery. Bellingham ponownie wskazał na swoich kibiców i uśmiechnął się. Santiago Bernabéu jest już jego domem.

Była to pierwsza rzecz, jaką Anglik opublikował w swoich mediach społecznościowych po tym spotkaniu. „Miejsce jak żadne inne. Mój Dom”, napisał na portalu X. Aklimatyzacja nowej „piątki” w Realu Madryt przebiegła ekspresowo. Trafiał do siatki w swoim pierwszym, drugim, trzecim i czwartym występie w LaLidze, będąc środkowym pomocnikiem. Ta sztuka udała się tylko czternastu piłkarzom w historii klubu, a ostatnim z nich, który tak fantastycznie wprowadził się do drużyny, był nie kto inny jak Cristiano Ronaldo.

„Spodziewaliśmy się takich występów pod względem jakości, ale nie tego, że będzie strzelał gole w każdym meczu. Ile bramek zdobędzie? Może strzelić 15, bez problemu”, powiedział Carlo Ancelotti na pomeczowej konferencji prasowej. Bellingham usadowił swój zespół na fotelu lidera przed przerwą na reprezentacje, a jego trener jest nim zachwycony. Jest już aż tak ważny, że po kontuzji Viníciusa Włoch nie zmienił ustawienia, żeby Jude cały czas czuł się komfortowo.

Ancelotti wymyślił i zaprojektował formację 4-4-2 z rombem w środku pola, żeby Bellingham i Vinícius mogli błyszczeć. Zamysłem było wystawianie byłego zawodnika Borussii Dortmund na pozycji „dziesiątki”, możliwie jak najbliżej pola karnego rywala, a Viníciusa w roli jednego z dwóch napastników, powierzając mu zadanie skupienia się na zdobywaniu bramek. Po kontuzji Brazylijczyka Real nie zmienił ustawienia, żeby Bellingham nadal mógł pokazywać swoje największe atuty.

„Uczy się bardzo szybko, nie trzeba mu powtarzać pewnych rzeczy kilka razy. Pokazaliśmy mu nagrania z czasów, gdy grał dla Dortmundu, to, co nam się podobało. Teraz wykonuje znacznie więcej ruchów bez piłki, żeby dostać się w pole karne przeciwnika. W Niemczech był bardziej przyzwyczajony do przyjmowania piłki między liniami. Zawsze drybluje po to, żeby przedrzeć się pod bramkę rywala, a nie po to, żeby, dostać się do tyłu”, wyznał Ancelotti. Nagrania i sumienne studiowanie ruchów, które należy wykonywać na boisku, również były kluczem do ułatwienia mu adaptacji w zespole i zerwania z krzywdzącym dla Anglików stereotypem, według którego nie pasują oni do LaLigi.

Sztab szkoleniowy Realu Madryt odkrył, że największą zaletą Bellinghama jest jego zdolność do wchodzenia w pole karne rywala i wykorzystywania najniebezpieczniejszych dla obrony drużyny przeciwnej przestrzeni. I przekazali to zawodnikowi od pierwszej chwili. Praca sztabu i samego gracza dała natychmiastowe owoce.

Bellingham jest książkowym uosobieniem niedawnych słów Jorge Valdano („Real Madryt nie płaci pieniędzmi, płaci chwałą”). 20-latek odrzucił lepsze finansowo oferty, żeby spełnić swoje marzenie o zatriumfowaniu na Bernabéu. I właśnie je spełnia. Jego przybycie w czerwcu i miesiące letnich przygotowań ułatwiły mu złapanie optymalnego połączenia z klubem i szatnią, w której jest jednym z liderów.

„To bardzo poważny profesjonalista. Bardzo dobrze się zintegrował, pojechał na wakacje z resztą młodych piłkarzy… Myślę, że wszystko jest w porządku”, skomentował Carletto. Bellingham także zabrał głos na temat swojego sensacyjnego wejścia do Realu Madryt. I wyjaśnił swoją niezwykłą relację z golem w tych pierwszych kolejkach sezonu ligowego.

„Jestem niezły w dobitkach. Widziałem też, jak Lucas ustawił się do strzału. Nie są to najpiękniejsze gole, ale to dużo pracy umysłowej, aby zobaczyć, gdzie może wylądować piłka”, argumentował Anglik.

Oprócz sesji wideo z Ancelottim i pracy umysłowej, żeby zawsze być przygotowanym, Bellingham cieszy się każdą minutą w Madrycie. „Moment zdobycia bramki był najgłośniejszym, jaki kiedykolwiek słyszałem. Kiedy zaśpiewali Hey Jude, chciałem się zatrzymać i ich posłuchać. Nogi mi się trzęsły. Przyszedłem tu dla takich momentów. Muszę to robić dalej, żeby mieć pewność, że fani wrócili do domu szczęśliwi”.

Bellingham jest zakochany w Realu Madryt i w Madrycie. Odkąd wylądował w stolicy Hiszpanii, był widziany w najlepszych restauracjach w mieście, nie waha się wychodzić i poznawać jego zakamarków. Przez kilka pierwszych tygodni mieszkał w hotelu Eurostars, położonym w okolicy Plaza Castilla, a teraz kupił już własny dom. Jude wie, że jest u siebie.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!