Z Ameryki wracamy na tarczy
W ostatnim meczu tegorocznej pretemporady Real Madryt przegrał z Juventusem 1:3 na Camping World Stadium w Orlando. Bramki dla Starej Damy zdobyli Moise Kean, Timothy Weah i Dušan Vlahović, a dla Królewskich do siatki trafił Vinícius.
Fot. Getty Images
Carlo Ancelotti dokonał siedmiu zmian w wyjściowym składzie względem Klasyku w Dallas. W jedenastce pojawili się między innymi Nacho, Kroos, Modrić czy Joselu. Wybrańcy włoskiego trenera z pewnością jednak inaczej wyobrażali sobie początek tego ostatniego sparingu tegorocznej pretemporady…
Bianconeri stwierdzili, że nie ma co tracić czasu, zakasali rękawy i wzięli się do roboty. Postanowili zaskoczyć swojego hiszpańskiego oponenta agresywnym pressingiem od samego początku. Opłaciło im się to, bo po stracie Luki Modricia i koronkowej wymianie podań na pozycję wyszedł Weston McKennie. Amerykanin uderzył w słupek, ale piłka szczęśliwie trafiła prosto pod nogi dobrze ustawionego w polu karnym Moise Keana, który bez najmniejszych problemów umieścił futbolówkę w bramce.
Impuls do ataku starał się dać swoim kolegom Vinícius. Juventus natomiast oddał piłkę, wycofał się i czyhał na kontrę. Trzeba przyznać, że akcje turyńskiej ekipy były składne i bardzo konkretne. Po jednej z nich podwyższyła ona swoje prowadzenie. Federico Chiesa znakomicie obsłużył podaniem wbiegającego w pole karne McKenniego, a ten dograł do kompletnie osamotnionego Timothy’ego Weah. Thibaut Courtois nie miał szans na skuteczną interwencję, a ustawienie defensywy znów pozostawiało wiele do życzenia. Niedługo po tym golu błędu Danilo w polu karnym nie wykorzystał Joselu, który nie trafił w światło bramki, marnując kapitalną okazję na strzelenie gola kontaktowego.
Niewątpliwym pozytywem było to, że im bardziej pierwsza połowa zbliżała się do końca, tym mocniej i odważniej Los Blancos nacierali na bramkę Juventusu strzeżoną przez Wojciecha Szczęsnego. Wrzutki oraz będące ich konsekwencją rzuty rożne nie przynosiły jednak oczekiwanych rezultatów, a zdecydowanie groźniejsze były strzały z dystansu.
Złapanie kontaktu umożliwił błąd Bremera. Raptem kilka sekund po nim oglądaliśmy już pędzącego przed siebie Viníciusa, który niczym niegdyś w ostatnim El Clásico przed pandemią koronawirusa wykorzystał chirurgiczne podanie Toniego Kroosa, pokonując bezradnego polskiego golkipera subtelną podcinką. Mimo niekorzystnego wyniku do przerwy, Real miał pełne prawo schodzić do szatni z nadziejami na remontadę.
W drugiej odsłonie Królewscy nie stracili rezonu. Kontynuowali swój napór w poszukiwaniu wyrównania. Dominacja podopiecznych Carletto była widoczna gołym okiem. Juventus nie kwapił się do posiadania piłki, a z trudem przychodziło mu nawet jakiekolwiek wyjście z futbolówką z własnej połowy. Szczęścia próbowali Fran García czy Joselu, ale bez powodzenia. Kilkadziesiąt sekund po pojawieniu się na boisku poprzeczkę potężnym uderzeniem obił Fede Valverde. Przewaga była, sytuacje też, jednak wciąż nie udawało się znaleźć sposobu na pokonanie Carlo Pinsoglio.
Z czasem Stara Dama zaczęła nieśmiało dochodzić do głosu. Być może wpływ miały na to liczne zmiany przeprowadzone w obu drużynach. Choć Real cały czas przeważał, to gracze Massimiliano Allegriego w końcu próbowali się odgryzać. W 95. minucie kontratak turyńczyków wykończył Dušan Vlahović i stało się jasne, że Los Blancos nie zdołają już odrobić strat. Było to jednak o tyle bolesne, że dosłownie chwilę wcześniej sędzia Ismail Elfath nie dostrzegł ewidentnego faulu na Rodrygo w obrębie szesnastki i zamiast rzutu karnego odgwizdał jedynie rzut wolny. Była to absurdalna decyzja, lecz niestety nieodwołalna.
Cóż, Real Madryt, choć przespał początek meczu, znów nie zagrał źle, długimi momentami mogło się nawet podobać to, w jaki sposób dochodził do sytuacji, ale fakty są też takie, że znów przegrał. Futbol nie jest i nigdy nie był sprawiedliwy, dlatego też nie zawsze wygrywa ten zespół, który prezentuje się teoretycznie lepiej i przyjemniej dla oka. Zawsze za to wygrywa ten zespół, który strzeli więcej goli, a ten aspekt był dziś po stronie Juve.
Królewscy kończą zatem amerykańskie tournée z bilansem dwóch zwycięstw i dwóch porażek. Teraz czas wyciągnąć z tych spotkań konstruktywne wnioski i z tą wiedzą przystąpić do oficjalnej inauguracji nowego sezonu, która czeka nas 12 sierpnia w jaskini lwa na San Mamés.
Juventus FC – Real Madryt 3:1 (2:1)
1:0 Kean 1'
2:0 Weah 20' (asysta: McKennie)
2:1 Vinícius 38' (asysta: Kroos)
3:1 Vlahović 90'+5' (asysta: Soulé)
Juventus FC: Szczęsny (46' Pinsoglio); Danilo (72' Huijsen), Bremer (67' Rugani), Alex Sandro (46' Gatti); Weah (46' Cambiaso), McKennie (67' Nicolussi), Locatelli (73' Barrenechea), Miretti (46' Iling-Junior), Kostić (72' Soulé); Chiesa (77' Vlahović), Kean (46' Milik)
Ławka: Daffara, De Winter, Nonge, Yildiz
Real Madryt: Courtois; Lucas (63' Carvajal), Rüdiger (63' Tchouaméni), Nacho (63' Militão), Fran García (77' Odriozola); Camavinga (67' Alaba), Modrić (64' Valverde), Kroos (83' Paz), Bellingham; Vinícius (75' Brahim), Joselu (63' Rodrygo)
Ławka: Łunin, Piñeiro i Fran
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze