Fede wraca do punktu wyjścia
Urugwajczyk zaczyna wszystko od początku. Chce zapomnieć o swoim słabszym okresie po Mistrzostwach Świata w Katarze oraz incydencie z Álexem Baeną. Jego celem na nowy sezon jest powtórzenie znakomitego początku sprzed roku, z zamiarem utrzymania takiej formy przez całą kampanię.
Fot. Getty Images
Fede Valverde wraca do punktu wyjścia. Urugwajczyk, który niebawem rozpocznie swój szósty sezon w pierwszej drużynie Realu Madryt, chce wymazać z pamięci to, co wydarzyło się w drugiej połowie poprzedniego sezonu, ale jednocześnie pragnie powtórzyć swój znakomity początek tych samych rozgrywek. W kampanii 2022/23 mogliśmy oglądać dwie wersje Valverde. Pierwszą – bardzo dobrze dysponowanego i kluczowego zawodnika drużyny do czasu Mistrzostw Świata w Katarze, drugą – innego, przygaszonego gracza po zakończeniu mundialowych zmagań.
W Madrycie zaczynał jako Pajarito (Ptaszek), ale dzięki swoim występom zyskał przydomek Halcón (Sokół). Jego eksplozywność, umiejętność dynamicznego przecinania linii ustawionych przez przeciwnika, bezkompromisowego przedostawania się w pole karne rywala i strzelania goli (w tym okresie rozgrywek zdobył osiem bramek w La Lidze i Lidze Mistrzów, w tym niektóre z nich były naprawdę imponujące, jak chociażby ten z Mallorcą, gdy rozpoczął genialny indywidualny rajd z własnej połowy i oddał potężny strzał lewą nogą w samo okienko bramki strzeżonej przez Predraga Rajkovicia) sprawiły, że stał się niekwestionowanym zawodnikiem wyjściowej jedenastki zarówno w środku pola, gdzie jest idealnym partnerem dla Modricia, Kroosa czy Tchouaméniego, jak i na prawym skrzydle, pozycji, na której nie błyszczy aż tak bardzo, choć akurat w pierwszych miesiącach minionych rozgrywek był niczym huragan na prawej flance: z tego miejsca startowego na boisku strzelił 9 ze swoich 12 goli w całym sezonie (czyli 75% wszystkich trafień).
Fede przegapił tylko 5 z 61 meczów Realu Madryt na przestrzeni całego sezonu. Z tych pięciu spotkań w czterech zasiadał na ławce rezerwowych, nie pojawiając się na boisku decyzją Carlo Ancelottiego, podczas gdy z powodu kontuzji opuścił tylko jeden pojedynek: ten przegrany z RB Lipsk w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Stało się tak z powodu dolegliwości, jakich doznał po brutalnym faulu Papu Gómeza w ligowym zwycięstwie z Sevillą. Argentyńczyk uniemożliwił mu podróż do Niemiec swoim niesportowym zachowaniem. Był to pierwszy punkt zwrotny dla Urugwajczyka w ubiegłym sezonie. Od tego momentu, aż do czasu mundialu, Valverde stopniowo zaczął tracić impet. Z trudem udało mu się wrócić na właściwe tory długo po zakończeniu światowego czempionatu w Katarze.
Na początku 2023 roku przestał seryjnie trafiać do siatki. Problem osobisty, który ostatecznie skończył się szczęśliwie dla niego i jego rodziny, był przyczyną tego spowolnienia, bardziej mentalnego niż fizycznego. Nie był już tym Sokołem, który olśniewał na początku sezonu. Sam zdawał sobie z tego sprawę: „Zdarzają się wyboje, ale kluczem jest wiedzieć, jak sobie z nimi radzić, żeby w końcu zostać kapitanem, czego chcę. Wkrótce moje występy znów będą lepsze”.
Tuż po tym nadeszły wielkie mecze 24-latka na Klubowych Mistrzostwach Świata, na których strzelił jedną trzecią wszystkich goli Królewskich w tym turnieju (trzy z dziewięciu). Później, dokładnie w kwietniu, miał miejsce incydent z Álexem Baeną na parkingu Santiago Bernabéu. Kilka dni temu Jorge Calabrés z El Español poinformował, że donos Baeny został odrzucony przez Sąd Śledczy numer 48 w Madrycie ze względu nie niespójności w zeznaniach gracza Villarrealu. Kiedy emocje z tym związane opadły, Fede poprawił swoje osiągnięcia, w tym przypadku bardziej w roli asystenta aniżeli strzelca. Zdobył tylko jedną bramkę w Primera División (przeciwko Osasunie), ale za to zanotował trzy ostatnie podania (na przykład to do Rodrygo w ćwierćfinałowym starciu Ligi Mistrzów z Chelsea) i mógł pochwalić się bezpośrednim udziałem w konstruowaniu akcji, które zakończyły się golami Realu.
Teraz coraz spokojniejszy Fede w związku z pojawieniem się na świecie jego drugiego dziecka po raz kolejny stawia sobie za cel dalszy rozwój. Marzy o tym, żeby zostać kapitanem Los Blancos i nie chce nawet słyszeć o potencjalnym odejściu (w tym roku odrzucił już londyńskie zakusy, które wysyłała w jego kierunku Chelsea) i aspiruje do bycia nowym pewniakiem Ancelottiego. „Powiedziałem Valverde, że jeśli nie zdobędzie ponad 10 bramek, podrę swoją licencję trenerską”, motywował go przed rokiem Carletto. Koniec końców Urugwajczyk strzelił 12 goli na wszystkich frontach. W najbliższym sezonie chce przekroczyć tę liczbę. Dlatego zaczyna wszystko od samego początku. Zresztą podobnie jak cała reszta jego kolegów z drużyny.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze