Dlaczego nas nienawidzą?
„Real Madryt to drużyna, która ma mnóstwo przeciwników. Wielu twierdzi, że ich sukces można wytłumaczyć jedynie przypadkiem i wierzy, że Florentino ma moc kontrolowania świata”, rozpoczyna swój felieton Ángel del Riego, który w ironiczny sposób wyjaśnia nienawiść do Realu Madryt.
Fot. Getty Images
„Pañolada na Sánchez Pizjuán – w najbliższą sobotę wyciągnij chusteczkę przeciwko właścicielowi ligi. LFP (liga Florentino Péreza). STOP MAFIA. #Pañolada dla Florentino”. Tak zareagowali niektórzy kibice Sevilli na kolejne skandal z udziałem Realu Madryt. Ale uczciwy czytelnik zapyta: co to w ogóle był za skandal? Po wypowiedziach oburzonych fanów sednem sprawy stał się fakt, że Komitet Rozgrywek ułaskawił Viníciusa po uderzeniu Hugo Duro i jego późniejszym wyrzuceniu. W ten sposób Sevilla – która za kilka dni zagra w finale Ligi Europy – znalazłaby się w niekorzystnej sytuacji przeciwko Realowi, który mógł liczyć na to, że Brazylijczyk zostanie zwolniony z zawieszenia z niewiadomych powodów.
To jest historia, która przewija się przez media społecznościowe, czaty i grupy na WhatsAppie. Rzeczywistość jest jednak nieco inna. Głównym zagraniem pomnika nienawiści, jaki Valencia wzniosła przeciwko Viníciusowi, była awantura, w której Hugo Duro próbował udusić Brazylijczyka. Vinícius obronił się uderzeniem. Obaj powinni zostać wyrzuceni z boiska. Tak się jednak nie stało. Sędzia skonsultował się z VAR, a obrazy, które mu pokazano, były stronnicze. Arbiter widział więc tylko uderzenie Viníciusa, a Hugo Duro uniknął czerwonej kartki. Nie znamy przyczyny tego oszustwa, tego zwodzenia. To oszustwo, dokonane świadomie i na oczach wszystkich, jest metaforą nowotworów hiszpańskiego futbolu.
Przywództwo Florentino
Następnego dnia, po ogólnoświatowym skandalu związanym z aferą rasistowską, Hiszpańska Federacja Piłkarska wpadła w panikę i postanowiła wydalić zamieszanych w nią sędziów, jednoznacznie przyznając się do wątpliwości krążących wokół arbitrów. Ponadto Komitet Rozgrywek umorzył kartkę Viníciusowi, próbując zjednać sobie międzynarodową społeczność i powodując ponowne rozpalenie antymadryckiego płomienia. Przez 24 godziny fani Realu mogli cieszyć się byciem ofiarami, angażując się w szlachetne ćwiczenie udzielania lekcji moralności. Po raz pierwszy sytuacja sensacyjnie się odwróciła. Ale Vinícius nie zagrał w meczu z Rayo, ponieważ był kontuzjowany. Było to wiadome od poprzedniego dnia. Z tego samego powodu nie mógł też zagrać przeciwko Sevilli. To nie miało znaczenia. Antimadridismo nie potrzebuje powodów, tylko przedmiotów nienawiści. To błędna, kainowa i uparta pasja, która bije w głębi sporej części hiszpańskich kibiców, niebędących fanami Realu.
Hierarchia zła, gdzie górną warstwą jest wieżowiec zawierający wszystkie bogactwa świata. Świat, którego jedynym mieszkańcem jest Florentino Pérez. Doktor NO z filmów o Bondzie, który bez końca porusza systemem dźwigni, powodując tragedie na całej planecie: sprawia, że rzeka wysycha w Gwatemali i skazuje całą grupę etniczną na eksterminację, popycha szczęśliwą Hiszpanię w kierunku centralizmu, buduje ogromne wieżowce z publicznych pieniędzy, zamieniając Madryt w neoliberalne piekło, zarządza Barçą z telekinetycznymi mocami, ma wykupione wszystkie media z wyjątkiem Gara, miejsca, w którym mówi się prawdę, trzymał sędziowski establishment jako zakładników, dopóki czujny Negreira nie wyrównał rywalizacji.
Florentino zarządza kanałami telewizyjnymi, niszczy pola uranem, powoduje susze i pandemie, przejął absolutną kontrolę nad Madrytem, ale nie ma udziału w jego sukcesach, chce położyć kres La Lidze (to prawda), aby zbudować swój elitarny i oligarchiczny świat. I to w końcu ostateczny powód tej pokręconej religii, która jest ciemną materią hiszpańskiego futbolu.
Sukces z przypadku?
Antimadridista sukcesy Realu można wytłumaczyć przypadkiem, sędziowską zmową i potęgą instytucji. Potęga ta wynika z powiązań między Madrytem a państwem. Zwłaszcza peryferyjni antimadridistas chętnie wyobrażają sobie system rur podległych Ministerstwu Finansów, który dociera na Santiago Bernabéu po przystanku w Pałacu Królewskim. Źródło publicznych pieniędzy przeznaczonych na podpisanie kontraktu z najnowszą modną gwiazdą. Nawet jeśli antimadridista nienawidzi Realu, uważa, że jego opinia powinna być brana pod uwagę, w końcu za klub płacą wszyscy Hiszpanie.
Przypomnijmy sobie skandal z Casillasem i to, jak prasa – przyjaciele i wrogowie – stała na straży wokół Bernabéu z zapaloną świecą, aby błagać Florentino o powrót Ikera do bramki. Wyglądało to tak: Iker zawsze był świętym, a kiedy Hiszpania wygrała Mistrzostwa Świata w 2010 roku, wspiął się o kilka kroków w kierunku boskości. Iker miał wielu przyjaciół dziennikarzy. Mourinho właśnie przybył do Madrytu i od początku mówiło się, że złamie szczęśliwy system hiszpańskiego futbolu, w którym Guardiola rządził, a pozostali byli mu posłuszni. Florentino i jego łącznik w terenie, Mourinho, zostali oskarżeni o naruszenie delikatnej i sentymentalnej równowagi narodu poprzez sprowokowanie osunięcia się ziemi, które zakończy się niepodległością Katalonii. Florentino został oskarżony o samodzielne wywołanie kryzysu. Mou pracował dalej i podniósł się po manicie. Zbudował zespół o brutalnym pięknie, przesiąknięty nienawiścią, którą był karmiony. Real przestał przegrywać i zaczął wygrywać.
Iker, pośród awantur na linii Barça i Real, zwrócił się przeciwko swoim przyjaciołom z drużyny narodowej. Real stał się klubem nie do zdobycia dla środowiska zewnętrznego, dla plotek dziennikarzy, dla napomnień poważnej prasy, dla zatrutych strzał antyfanów. Taka niezależność wydawała się nie do zniesienia. Ale Iker zaczął zabiegać o powrót na własną stronę, do wesołych chłopców z La Roja. Pomimo złych znaków, Hiszpania wciąż wygrywała.
Wygrali EURO dzięki wspaniałemu występowi bramkarza wielbionego przez dzieci. Ale coś pękło w Casillasie. Następny sezon zaczął źle, sztywny i pasywny, wszystkie jego wady stały się widoczne. Mourinho zastąpił go pewnego dnia. Tylko jednego dnia. Skandal był ogromny. Naród podzielił się na dwie części. Zło po raz kolejny opanowało Madryt. Potem Iker wrócił do bramki i doznał kontuzji. Po powrocie jego miejsce zajął Diego López. Wzniosła się gigantyczna fala oburzenia, tsunami madridistas, culés, znanych ekspertów, Del Bosque, Gabilondo i dziwnego, bezmyślnego laureata Pokojowej Nagrody Nobla, domagając się, by Real złożył broń i zapanowała tam demokracja. Miejsce w składzie miało zostać wybierane przez podniesienie ręki, z wyjątkiem bramkarza, który ad aeternum miało trafić do Ikera Casillasa.
Niezależność prasy
Real to wytrzymał. Mourinho ustalił skład według własnych upodobań, a trenerzy, którzy przyszli po nim, mogli usuwać i zastępować zawodników zgodnie z wymogami czysto sportowymi: nie było już żadnych nacisków środowiskowych, politycznych czy moralnych. Klub uniezależnił się od prasy, a europejskie puchary zaczęły spadać z zadziwiającą łatwością. Antimadridismo wycofało się na prowincjonalne peryferie, czekając na znak. I ten znak nadszedł w postaci czarnoskórego Brazylijczyka, który kiwał wszystkich z prowokacyjnym uśmiechem na twarzy.
Zaczął z Castillą i został przywitany obelgami, kopniakami i ugryzieniami. Zbyt żywiołowy dla zwykłych ludzi, Vinícius przyzwyczaił się do ogólnej nienawiści. Już Casillas powiedział, że w białej koszulce słyszał tylko wyzwiska i ślinotok, podczas gdy grał dla reprezentacji, to napływały same komplementy i sympatia. W jakiś sposób Real jest uważany za upadłego anioła w wielu częściach kraju. Kogoś, kto był jednym z nas i został porwany przez złe moce. Religijna interpretacja – zło jako źródło wszystkiego – jest brutalnie werbalizowana na dużej części stadionów. Obrażanie madridisty byłoby bluźnierstwem. Tylko wierzący bluźni i w ten sposób wierzy w złamanie systemu, który obrócił się przeciwko niemu. Bluźni się z bierności i zawsze wybiera najbardziej bolesną obelgę. To jest wyzwolenie. Ogólne katharsis. Ci ludzie, którzy wyprowadzają dziewicę w procesji, aby wywołać deszcz i grad, spadają na nich. Posuwają się wśród przekleństw na szczyt skały i stamtąd rzucają biedny obraz, który roztrzaskuje się o kamienie na dnie otchłani.
Oczywiście nie wszyscy madridistas są przyjmowani w ten sposób. Modrić, Benzema czy Raúl raczej nie byli obrażani. Byli lekceważeni. Ale to jest do zaakceptowania. To kwestia rywalizacji i oczywiście trzeba przyznać, że Real jest czymś bardzo irytującym, co zawsze znajduje się w centrum wszystkiego, bez względu na to, z której strony na to spojrzysz. Ich zdaniem Raúl był małą gwiazdą Realu, sztucznie wywyższoną przez media. Modrić nie był nawet w połowie tak dobry jak Iniesta, a Benzema był dobry, ale abuliczny, a kiedy przestał taki być, powinniśmy z powagą zauważyć, że został wygwizdany na własnym stadionie i wielokrotnie znajdował się na rampie wyjazdowej z klubu. Nawet najlepsi w Madrycie wydają się być stawiani przeciwko sobie. Przeciwko drapieżnemu zapleczu klubu.
Polowanie na Viníciusa
Vinícius stał się ulubionym obiektem drwin antimadridistas. Niemal obiektem kultu. Całe programy poświęcone były naśmiewaniu się z jego strzałów przed bramką. Znalazł się również w centrum polityki transferowej Florentino Péreza. Z Brazylijczykiem stało się coś bardzo prostego. Od samego początku był on graczem wybitnym, ale graczem, który dorastał na Bernabéu, pozbył się swoich wad i nabrał zalet, a to się znudziło. Kiedy Ancelotti pomógł mu wykonać ostatni krok, prasa miała już swój werdykt. Nie nadawał się do Madrytu. Lapidarne zdanie wypowiedziane w sposób wystarczający dla profesora prawa karnego.
Wiemy wszystko inne. Vini niemal natychmiast stał się jednym z trzech najlepszych na świecie. Jego szczęście i przytłaczający talent zawstydzają tych, którzy kiedyś się z niego śmiali i zmienili melodię. Teraz jest alfonsem i prowokatorem. Przypomnijmy sobie pierwszą stronę katalońskiej gazety sportowej o Cristiano: alfons, brutal, prowokator. O Cristiano, który słuchał głupich ksenofobicznych okrzyków na wszystkich stadionach. Prasa zachęca, a zwykli ludzie przychodzą później. Rasizm prawie nigdy nie występuje w czystej postaci, zawsze potrzebuje pretekstu. Czasem jest to klasizm, czasem strach, a tym razem było to antimadridismo. W ten sposób mroczna pasja kibica została odkupiona. Milioner w białej koszulce jest postrzegany jako reprezentant tego, co najgorsze w naszym narodzie. Ktoś, kto nie ma prawa się bronić.
Ale po drugiej stronie był facet z prawdziwą odwagą: Vini, który otrzymał pełne wsparcie Realu. Świat patrzy, a dziennikarska żonglerka atakami na Brazylijczyka się rozpada. Wszyscy są teraz antyrasistami. Cóż za cud. Wspaniałe, jak Real pokazuje nam w czasie rzeczywistym, z czego składają się ludzie – zwłaszcza w jego iberyjskiej części.
Z Premier League słychać syreni śpiew. Real jest jedyną przeszkodą, która pozostała im do osiągnięcia absolutnej dominacji. Anglicy uważają za oczywiste, że są światową policją moralną, ale zawsze mają ukryty plan. Podpisanie kontraktu z Viníciusem byłoby katastrofą dla Realu i wybieliłoby ligę zbudowaną na ogromnej plamie smoły. Trudno jest brać lekcje od krajów, które uczyniły rasizm sposobem na życie, a antyrasizm bardzo produktywnym biznesem. Ale to już inna sprawa. W tej chwili Vini jest w Madrycie, a jego wrogowie zajmują się origami. Nadchodzi bitwa, tym razem z ONZ w roli gościa specjalnego.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze