Teoria względności
Względnie Real Madryt jest już w półfinale Ligi Mistrzów. Sęk w tym, że słowo „względnie” jest w tym poprzednim zdaniu absolutnie kluczowe i jasno daje do zrozumienia, że żeby faktycznie znaleźć się w najlepszej czwórce Europy, trzeba się będzie jeszcze trochę spocić.
Fot. twitter.com
Alberta Einsteina raczej nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Ale gwoli ścisłości – był niemieckim naukowcem, konkretnie fizykiem, żydowskiego pochodzenia, laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki z 1921 roku. Większość kojarzy go zapewne głównie ze słynnym E=mc2. I wcale nie chodzi o to, że napisał on scenariusz do znanej i lubianej polskiej komedii z 2002 roku o takim właśnie tytule, za której reżyserię odpowiadał Olaf Lubaszenko. Zupełnie nie. Równanie E=mc2 udowadniało równoważność masy i energii. Nas interesuje jednak to, co było nieco wcześniej, czyli ogólna i szczególna teoria względności.
O co właściwie chodzi w tej całej teorii względności? No to najprościej. Kiedy pociąg Polskich Kolei Państwowych rusza ze stacji bez opóźnienia (!), to jesteśmy przecież przekonani, że migająca za oknem rzeczywistość nagle nie zaczęła się poruszać, tylko nasz pociąg mknie przed siebie. Logiczne, prawda? Ale Einstein podał to w wątpliwość i postawił pytanie przystające bardziej do ciekawego całego świata dziecka aniżeli do wybitnego uczonego – hola, hola, a skąd ta pewność?
Sam Einstein opisywał względność w co najmniej frapujący sposób. „Gdy człowiek siedzi obok ładnej dziewczyny przez godzinę, to ta godzina wydaje się minutą. Ale każ mu usiąść na minutę na gorącym piecyku, a wyda mu się dłuższa niż godzina. To jest względność”. Innymi słowy – punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zapewne chcielibyście się w końcu dowiedzieć, po co w ogóle zawracamy Wam czymś takim gitarę i jaki ma to związek z dzisiejszym meczem. Spieszymy z odpowiedzią. Otóż wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Real Madryt przed rewanżem z Chelsea znajduje się w bardzo komfortowym położeniu. Ale tylko względnie.
Dobrze by było, gdyby podopieczni Carlo Ancelottiego o tej względności swojego losu pamiętali. Dlaczego? Ponieważ pomoże im to w odpowiednim nastrojeniu się do wieczornego starcia. Starcia, które na papierze wydaje się jedynie formalnością. Uściślijmy – względną formalnością. Bo wszystko zależy od tego, jaką perspektywę obierzemy. Tak jak z tą ładną dziewczyną i gorącym piecykiem.
Jeśli chodzi o to, co tu i teraz, to nie powinniśmy mieć wyrzutów sumienia z tego powodu, że nie odczuwamy większych obaw przed konfrontacją z zespołem, który w bezpośrednim pojedynku z nami zaprezentował się zdecydowanie poniżej oczekiwań, a w lidze musiał w ostatnim czasie uznawać wyższość Brighton, Wolverhampton czy Aston Villi. Ale nie wolno nam zapominać, że areną tych rewanżowych igrzysk toczonych na etapie ćwierćfinału będzie Stamford Bridge. Stadion, na którym co prawda w minionej edycji Ligi Mistrzów odnieśliśmy zwycięstwo 3:1, ale także i stadion, na którym przed dwoma laty polegliśmy 0:2 i pożegnaliśmy się z marzeniami o wielkim finale.
Tylko że to było dawno. Wspomnienie sprzed tygodnia jest nieporównywalnie świeższe. Nie tylko od tego sprzed dwóch lat, ale i od tego sprzed roku, gdy Chelsea napędziła nam strachu w rewanżu na Santiago Bernabéu i do rozstrzygnięcia dwumeczu potrzebna była dogrywka. Tym razem The Blues zawiedli w królewskiej świątyni, a dodatkowo od 59. minuty musieli radzić sobie w osłabieniu po czerwonej kartce Bena Chilwella. Oczywiście nie wiemy, co by było, gdyby Thibaut Courtois chwilę po naszym pierwszym trafieniu nie wybronił strzału Raheema Sterlinga, ale akurat to zagadnienie pozostawimy miłośnikom badania alternatywnej rzeczywistości.
Choć Frank Lampard przekonuje, że w futbolu wszystko jest możliwe, to tak naprawdę nie wiemy, czy możemy brać jego słowa na poważnie, skoro po zeszłotygodniowym spotkaniu stwierdził, że jego zawodnicy mieli problem ze zrozumieniem tego, jak dobrzy są piłkarze Realu Madryt. Cóż, w takiej sytuacji wypada chyba tylko zapytać, czy to jeszcze naiwność, czy może już głupota, bo wszyscy powinni wiedzieć, że Realu Madryt nigdy nie wolno lekceważyć. Jeżeli gracze Lamparda wyparli ze świadomości poprzedni sezon i jednak tego nie wiedzieli, to tym razem nie powielą swojego błędu. A przynajmniej nie powinni.
Poza przedświąteczną potyczką z Villarrealem (Cholibka, ten zwariowany Chukwueze!) mamy uzasadnione powody do optymizmu odnoszącego się do dyspozycji Los Blancos stojących u progu finałowych scen kampanii 2022/23. Po marcowej przerwie na reprezentacje Benzema i spółka zlali Real Valladolid, zlali Barcelonę, wygrali z Chelsea, a w ubiegłą sobotę pokonali Cádiz. I o ile rozmiary dwóch pierwszych z wymienionych wyżej triumfów mogą imponować, to już w zakresie tych dwóch ostatnich możemy mówić o najmniejszym wymiarze kary. Gdyby oba te mecze zakończyły się zwycięstwem Królewskich 5:0, to przeciwnicy nie mogliby narzekać, że na aż tyle to oni nie zasłużyli. Real stwarza sobie mnóstwo okazji, ale nieco kulejącym elementem jest skuteczność. Dlatego też – podobnie jak nasz belgijski gigant po ligowej partii w Kadyksie – mamy nadzieję, że zawodnicy z Madrytu zachowali trochę goli na dzisiaj i nie pozostawią nas z możliwym do zdzierżenia, ale jakże wiercącym poczuciem niedosytu.
Wracając do naszych naukowych rozważań, w ramach swojej teorii względności, która tak na marginesie wciąż nie została do końca zrozumiana, Einstein stwierdził również, że osiągnięcie prędkości światła jest niemożliwe. Więc jeśli do tej pory wydawało Wam się, że gdy Vinícius Júnior rozpoczyna rajd z piłką, pozwalając rywalowi oglądać swój numer na plecach, gna przed siebie z rzeczoną prędkością światła, to niestety, ale musimy wyprowadzić Was z błędu. Brazylijczyk nawet się do niej nie zbliża. Ale czy to ważne? Przecież możemy sobie wyobrazić, że jednak mu się to udaje. Tym bardziej, że – według Einsteina – przedmiot poruszający się z prędkością światła miałby nieskończoną energię, a ta rzeczywiście zdaje się madryckiemu atakującemu nigdy nie kończyć.
Nie trudno byłoby odnaleźć odważnych, którzy by się ku temu skłonili. Ot, choćby Reece James, który w pierwszym meczu nie miał z Vinim łatwego życia. Wszak wyobraźnia nie zna granic. „Wyobraźnia jest ważniejsza niż wiedza”, głosił nasz łebski bohater. A skoro cały czas jesteśmy przy nim oraz przy niej, to wyobraźnia była narzędziem, z którego nad wyraz ochoczo korzystał i które pozwalało mu czerpać z otwartości swojego umysłu pełnymi garściami. My, madridistas, siłą rzeczy wyobrażamy sobie naszych ulubieńców w półfinale Champions League. A może na przekór – w obliczu zaliczki z pierwszego spotkania nie wyobrażamy sobie, że mogłoby ich tam zabraknąć. Nie mamy też wątpliwości, że nasza wyobraźnia wcale nie zatrzymuje się w tym miejscu. Ona idzie, a gdzie tam idzie, ona pędzi dalej i umieszcza Real Madryt w tym ostatnim, najważniejszym i decydującym boju, którego gospodarzem w tym roku w końcu będzie Stambuł.
Choćbyśmy posiedli i zrozumieli i całą wiedzę, jaką dysponował Einstein, to nie uda nam się tak nagiąć czasoprzestrzeni, by przedwcześnie wysłać Królewskich do finału, nie wspominając nawet o wręczeniu im naszego ulubionego uszatego pucharu. Zamiast tego, w przypadku powodzenia (jak już wspomnieliśmy – innego scenariusza nie bierzemy pod uwagę), po prostu cieszmy się chwilą. Einstein mawiał, że: „Człowiek szczęśliwy jest zbyt zadowolony z teraźniejszości, by rozwodzić się nad przyszłością”.
Wierzymy, że po dzisiejszej rywalizacji będziemy na tyle szczęśliwi, że nie będziemy w stanie rozmyślać nad tym, co dalej. O ile w przypadku przyzwyczajonych do spijania najsłodszych piłkarskich nektarów, zwłaszcza w ostatnich latach, kibiców Realu Madryt jest to w ogóle możliwe…
* * *
Mecz na Stamford Bridge rozpocznie się w dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 2 w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Królewskich wynosi 2,45.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyniki na żywo i przebieg najbliższych meczów możesz sprawdzać na platformie Flashscore.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze