Jan na Bernabéu
Salvador Sostres to kataloński felietonista i pisarz, który obecnie współpracuje między innymi z dziennikiem ABC i porusza poufne tematy dotyczące Barcelony. W ostatnim czasie mocno podważa kierunek, jaki obrał klub. Teraz na swoim blogu zamieścił po katalońsku wpis dotyczący zachowania i stanu Joana Laporty, prezesa Blaugrany i jego byłego przyjaciela, w loży honorowej Estadio Santiago Bernabéu na czwartkowym Klasyku z Realem Madryt. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.
Fot. Getty Images
W czwartek loża honorowa na Bernabéu zobaczyła zniszczonego Joana Laportę. Było mi przykro. Już dawno rozczarował mnie pod każdym względem, pod jakim człowiek może rozczarować drugiego człowieka i to prawda, że w ostatnim czasie napisałem bardzo mocne opinie i informacje – mocne szczególnie dlatego, że są prawdziwe – na temat jego drugiej prezesury. Jednak to nie jest artykuł o jego poważnych przykazaniach moralnych, by określić to w najdelikatniejszy sposób, a załamujący artykuł po zobaczeniu go w takim amoku i tak zranionego, z tą tak tragiczną nerwowością, która go zjada i która jeśli nie stanie, to go zabije. Kiedy kogoś kochałeś, nigdy nie przestajesz go kochać, chociaż cię oszukuje, chociaż cię źle traktuje i chociaż robi wszystko, co możliwe, by zdeptać waszą przyjaźń. Przypuszczam, że dlatego, gdy zobaczyłem go w czwartek, to nie poczułem nic innego, jak żal, że widzę go tak owładniętego swoimi demonami. Był gruby, bardzo gruby, ale przede wszystkim spuchnięty. Spuchnięty jak ci ludzie, którzy skaczą z jednego nadmiaru do drugiego i którzy gdy pozostają bez sił, to ich sobie dodają.
Jego ciągłe wizyty w toalecie zauważyli wszyscy, także dźwięki, jakie tam wydawał i jak równoważył to kroplami do oczu. Joan Laporta to dobra osoba ze zbyt wieloma pilnymi problemami i za dużym cynizmem. Tak naprawdę jest tak dobrym człowiekiem, że nie potrafi poradzić sobie bez nerwów z ogromnymi głupstwami, jakie robi w swoim drugim etapie prezesury. Jeśli tego nie zatrzyma, to albo czekają na niego śmierć nagła, przez udar mózgu lub przez atak serca, albo w trochę dalszej perspektywie, ale przy już trudnym horyzoncie kryminalnym.
Przykro mi, Janie, że wpadłeś w tę studnię i że żyjesz w otoczeniu tchórzy, którzy są niezdolni do sprzeciwienia się tobie i udzielenia ci pomocy. Źle mi z tym, że jesteś zamknięty z tak małostkowymi ludźmi, o których może uważasz, że są twoimi przyjaciółmi, ale którzy wykorzystują twoją pozycję zamiast zmusić cię do ponownego wzięcia swojego życia w swoje ręce. Upokarzające było to, jak niektórzy z twoich towarzyszy rozmawiali o tobie w czwartek, podczas gdy ty wychodziłeś i wracałeś z łazienki, by wykonać określone odgłosy i zakropić oczy, by zrównoważyć sam wiesz co. Gdybyś to słyszał, jak słyszałem to ja, zrozumiałbyś, w jakiej dziurze jesteś i z jakimi typami. Kiedyś byłeś atrakcyjnym i miłym mężczyzną, zawsze przesadzającym, ale tacy jesteśmy my, radosne i kochające osoby. Zawsze jednak w granicach fizycznych, ale także etycznych i nawet duchowych. Tego wszystkiego już nie ma, Janie. Twój opłakany stan fizyczny nie jest niczym innym niż odbiciem twojej zapaści wewnętrznej, która niczym wielka lawina zasłoniła całe światło i nadzieję, które były w tobie i które w całości stały się ciemnością.
Odgłosy, jakie wydawałeś w toalecie, gdy używałeś kropli czy zamykałeś się w kabinie, były odrażające, a kiedy wychodziłeś, wszyscy je komentowali. Niektórzy madrytczycy, którzy zawsze cię podziwiali, zamierali, gdy widzieli, jak pogorszył się twój stan. Nie mówili tego w ramach kpin, ale dlatego, że po prostu byli osłupieni, gdy widzieli cię tak rozpalonego. Ciągle masz czas, drogi przyjacielu, jeśli pozwolisz mi na nazwanie cię tak w imię tego, kim byliśmy. Masz czas, by odstawić ekscesy, odtruć się i prowadzić bardziej uporządkowane życie. Musisz to zrobić dla siebie, dla swoich dzieci i dla osób, które naprawdę cię kochają, którymi na pewno nie są ci, którzy robią przy tobie dobrą minę, by nie stracić przychylności prezesa.
Co do Barçy, nie myśl, że transfery przeprowadzone poprzez przyjaciół czy członków rodziny nie zostawiają śladów. Znam dwóch dziennikarzy, którzy prowadzą śledztwo w sprawie tego, gdzie podziało się 10 milionów euro z prowizji za transfer Lewandowskiego. Wszyscy potrafią dodawać, Janie, a 9+1 to 10. Jednak przede wszystkim musisz wyprostować skandal z Turkami [chodzi o przyznanie tureckiej firmie budowlanej Limak przebudowy Camp Nou - przyp. red.], bo jeśli tego nie zrobisz, to ci to znajdą. A kiedy mówię, że „ci to znajdą”, to chcę powiedzieć, że znajdą wszystko i zrobią to w złej woli, a ty zapłacisz za to dużo większą cenę niż ta, którą oczekiwałeś zarobić.
Już wiem, że mnie nie posłuchasz i jeszcze się zdenerwujesz. I że w tym artykule nie dostrzeżesz śladu żadnej miłości, a jedynie sposób, by cię obnażyć i zaatakować. Wiem, że to zda się na nic, ale pozwól powiedzieć mi, że ślad miłość istnieje i że nie ma żadnego ataku, a jeśli dalej będziesz robić to samo, to poniesiesz nieodwracalne szkody. Pomyśl. Uspokój się. Zasługujesz na dużo lepszy los niż ten, który sobie wykuwasz.
To jest największa różnica, jaka dzisiaj istnieje między tobą i mną, Janie: że ja wierzę dużo bardziej niż ty, że dobry chłopak, który był w tobie, ciągle całkowicie nie zmarł i chce się uratować.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze