Advertisement
Menu

Przedwiośnie

Natura jest niebezpieczna i okrutna, ale też przede wszystkim piękna.

Foto: Przedwiośnie
Fot. Getty Images

Pogoda, cokolwiek się dzieje, jest zawsze. Nie da się stwierdzić, że pogody nie ma. Może być ładna, brzydka, taka sobie, ale jest. Chyba wszyscy też zgodzimy się ze stwierdzeniem, że w Polsce stosunkowo łatwo na nią narzekać. Że szaro, buro i ponuro. Że wietrznie i deszczowo, a na dodatek jeszcze zimno. Ci bardziej zaawansowani malkontenci czy rolnicy miewają też niejednokrotnie – ta druga z wymienionych grup zresztą w stu procentach zrozumiałe – obiekcje w drugą stronę. Że upał, nie da się wyjść z domu i że w taką suszę nic nie wyrośnie albo pójdzie na zmarnowanie.

Nie, żebyśmy byli jakimiś wyjątkowymi obieżyświatami, ale kto zwiedził jakiś skrawek planety, być może zauważył jednak, że w porównaniu z wieloma innymi krajami Polska może pochwalić się wyjątkowo malowniczym samym procesem przemian pór roku. Któż ani razu w życiu nie zachwycał się słonecznym babim latem zwiastującym polską złotą jesień pełną liści przybierających złocisto-rumiany kolor, pierwszymi płatkami śniegu czy nawet pierwszą letnią burzą z piorunami oczyszczającą duszne powietrze.

Choć jest to kwestia czysto subiektywna, naszym ulubionym okresem w ciągu roku jest przejście zimowo-wiosenne. Dni stają się wtedy coraz dłuższe, słońce śmielej umila nam czas, temperatura z wolna staje się przyjemniejsza, a natura na nowo budzi się do życia. Słyszymy pierwsze ptasie śpiewy, a szeroko pojęta flora coraz intensywniej szykuje się do ponownego wyjścia na powierzchnię.

Zimowo-wiosenny cykl przejściowy na polską modłę od kilku lat idealnie pasuje nam do tego, co serwuje w tym okresie Real Madryt. Królewscy przyzwyczaili nas, że w czasie zimowym wzorem wielu roślin i zwierząt znikają nam z widoku. Słabsza forma przed świętami Bożego Narodzenia i tuż po nowym roku stała się już poniekąd niechlubną tradycją. Choć akurat tym razem w odróżnieniu od poprzedniego roku mundial w Katarze oszczędził nam zawodu tuż przed świętami, to jednak już po powrocie z ciepłych krajów w zimowej aurze przegraliśmy Superpuchar Hiszpanii, a w lidze zaliczyliśmy trzy wpadki – z Villarrealem, Realem Sociedad i Mallorcą. Real Madryt był smutny, szary, bury i ponury.

Im dłuższe jednak zaczęły się stawać dni i im bliżej było pojawienia się pierwszych przebiśniegów, tym szerszy uśmiech zaczynał malować się na twarzach Carlo Ancelottiego i jego podopiecznych, a co za tym idzie także i na naszych. Mecz z Elche w połowie lutego był pierwszym przypomnieniem, że mimo wciąż trwającej zimy wiosna zaczyna się wreszcie zbliżać. Kolejną oznaką było zwycięstwo na wyjątkowo trudnym terenie w Pampelunie, gdzie Królewscy dzięki walce do samego końca wygrali 2:0 z Osasuną, tym samym dając do zrozumienia, że dopóki istnieją matematyczne szanse nikt w szeregach Realu nie zamierza poddawać się w walce o mistrzostwo.

Wspomniany pierwszy przebiśnieg wyrósł natomiast w konfrontacji z Liverpoolem. Spotkanie na Anfield było oficjalną zapowiedzią wiosny. W starciu z The Reds ujrzeliśmy prawdziwą kwintesencję Realu Madryt. Zespół zaprezentował pełen wachlarz tego, za co ten klub kochamy. Przy stanie 0:2 choćby przez sekundę nie dało się odnieść wrażenia, by ktokolwiek stracił wiarę w awans. Drużyna Carletto wykazała się niezłomnością, mentalem godnym prawdziwego mistrza, a czysto piłkarska jakość poprowadziła zespół do okazałego zwycięstwa. To nawet nie była remontada. To była remontada z walcem zagranym na bis.

Po takim spektaklu siłą rzeczy łatwiej uwierzyć w odwrócenie jednoznacznie niekorzystnego położenia w lidze. By jednak uniknąć załamania pogody po wyjściu słoneczka zza chmur, pokonać trzeba będzie dziś nie byle kogo, bo Atlético. Nikomu nie trzeba przypominać, jakiej rangi dorobiły się w minionych kilkunastu latach potyczki z naszym rywalem zza miedzy. Nawet jeśli już od dłuższego czasu niedane nam było krzyżować rękawice z podopiecznymi Diego Simeone na arenie międzynarodowej, to jednak niezmiennie mówimy o meczu elektryzującym rzesze kibiców nie tylko w Madrycie czy Hiszpanii. Nie inaczej będzie i tym razem.

Z naszej perspektywy wygrać musimy z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze rzecz jasna dlatego, że mowa o spotkaniu derbowym. Najzwyczajniej w świecie nie godzi się, by ktokolwiek w biało-czerwonej pasiastej koszulce pozwalał sobie patrzeć na nas wzrokiem pełnym satysfakcji. Po wtóre, co równie oczywiste, ewentualna strata punktów sprawiłaby, że gonienie zajączka w postaci pucharu za mistrzostwo stałoby się już iście straceńczą misją. Potknięcie z Los Rojiblancos niewątpliwie zepsułoby też nastroje przed bojem z drugim z odwiecznych rywali. Już w czwartek czeka nas przecież mecz półfinałowy z Barceloną w Pucharze Króla.  

Choć raczej wszyscy zgodzimy się, że Atlético to w trakcie sezonu jeden z najbardziej wymagających przeciwników, to jednak paradoks polega na tym, że w ostatnich latach praktycznie z ekipą Cholo nie przegrywamy. A nawet jeśli już, to wyłącznie w sytuacji, gdy możemy sobie na to pozwolić. W tym sezonie uporaliśmy się z nimi już dwukrotnie – w lidze i Pucharze Króla. Na ostatnich 10 meczów porażki doznaliśmy zaś tylko w jednym, gdy Real miał już zapewnione mistrzostwo kraju, a Carlo Ancelotti miał na tyle dobry humor, by od pierwszej minuty postawić na Lukę Jovicia.

Gdybyśmy chcieli znaleźć jakąś porażkę, która faktycznie miała większe znaczenie, musielibyśmy się cofnąć do połowy sierpnia 2018 roku, kiedy do okazaliśmy się gorsi w spotkaniu o Superpuchar Europy. Dość powiedzieć, że trenerem był wówczas jeszcze Julen Lopetegui. Prehistoria. Nawet jeśli derby rządzą się swoimi prawami, to mimo wszystko w ostatnich latach prawa te wyraźnie orzekały na naszą korzyść.

Mamy nadzieję, że i dziś będzie podobnie. Liczymy, że dalsza część tej zapowiedzi wiosny będzie równie piękna, jak i sama wiosna. Pierwszy punkt programu na najbliższy czas, czyli maksymalne zbliżenie się do awansu w Lidze Mistrzów możemy odhaczyć z listy. Dziś należy natomiast sprawić, by dystans w gonitwie za zajączkiem nie powiększył się jeszcze bardziej. No a potem już „tylko” pucharowy Klasyk. Nie raz i nie dwa przekonaliśmy się jednak, że Real Madryt jest niczym rasa Saiyan z Dragon Balla. Stajemy się silniejsi w walce z mocniejszymi przeciwnikami lub w sytuacjach, kiedy nasze życie wisi na włosku.

***

Mecz rozpocznie się o godzinie 18:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na gola Benzemy wynosi 2,10, a Viníciusa 3,30.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!