Advertisement
Menu
/ marca.com

Kiedy Real przegrywał finały…

W środę minęło dokładnie 40 lat od 28 grudnia 1982 roku, czyli dnia, w którym Real Madryt wypuścił z rąk pierwszy z pięciu tytułów, jakie przegrał w sezonie 1982/83. Pierwszym sezonie z Alfredo Di Stéfano w roli trenera i jednocześnie jednym z najgorszych, jeśli nawet nie najgorszym w klubowej historii. Wspomnienie tamtych wydarzeń powinno uświadomić wszystkim madridistas, że Królewscy nie zawsze byli na szczycie, a na dzisiejsze sukcesy musieli ciężko zapracować.

Foto: Kiedy Real przegrywał finały…
Aberdeen cieszy się z wygranego Pucharu UEFA w 1983 roku. (fot. Getty Images)

„Bycie kibicem Realu Madryt jest bardzo łatwe”. Ten powszechny wśród przeciwników madridismo zwrot odnajduje sens i potwierdzenie w rzeczywistości dziś, w grudniu 2022 roku, który Królewscy zamykają z czterema tytułami, w tym przede wszystkim z Pucharem Europy i mistrzostwem Hiszpanii. Real XXI wieku wygrywa, to prawda. Ale nie zawsze tak było.

Bo był taki czas, kiedy kibicowanie Realowi wcale nie było takie łatwe. Jest to lekcja warta przestudiowania nie tylko dla tych, którzy nie pałają sympatią do Los Blancos, ale przede wszystkim dla sympatyków madryckiego klubu, którzy wychowali się na pięciu pucharach Ligi Mistrzów zdobytych w ciągu ostatnich ośmiu lat, a licząc od 1998 roku nawet na ośmiu. Real w trakcie swojej bogatej 120-letniej historii przechodził przez różnego rodzaju cykle sportowe, ekonomiczne czy instytucjonalne, z okresami wielkich sukcesów, ale także bolesnych niedoborów. Wystarczy przypomnieć okres od 1966 do wspomnianego już 1998 roku, czyli dłużące się niczym brazylijska telenowela 32 lata oczekiwania na to, by ponownie zasiąść na piłkarskim tronie Europy.

W obrębie tej swoistej otchłani wyróżnia się sezon 1982/83, w którym prezesem klubu był Luis de Carlos, a trenerem Alfredo Di Stéfano. Drużyna była wówczas pełna legendarnych zawodników (takich jak między innymi Miguel Ángel, Camacho, Chendo, Stielike, Gallego, Del Bosque, Juanito czy Santillana), którzy stanowili o jej sile w kampanii, którą można uznać za najgorszą w historii klubu. We wszystkich rozgrywkach, w których Real występował, zdobywał ledwie wicemistrzostwo lub musiał zadowolić się srebrnym medalem. Tak było w La Lidze, Pucharze Króla, Pucharze Zdobywców Pucharów, Superpucharze Hiszpanii czy krótko rozgrywanym Pucharze Ligi.

Czerwono na Atotxa
40 lat temu, 28 grudnia 2022 roku, Real Madryt przegrał pierwszy z pięciu tytułów w przeklętym sezonie 1982/83. Superpuchar Hiszpanii odrodził się jako następca Pucharu Evy Duarte, który przestał być rozgrywany w 1953 roku. W superpucharowym dwumeczu naprzeciwko Królewskich (zwycięzców Pucharu Króla) stanął Real Sociedad (mistrz Hiszpanii). Na Santiago Bernabéu Real wygrał 1:0 po golu Holendra Johna Metgoda, jednego z nowych piłkarzy, ale w rewanżu na starym stadionie Atotxa poległ w dogrywce po bramce Pedro Uralde. Tenże Uralde, López Ufarte i Salguero, który zanotował trafienie samobójcze, pogrzebali szanse madrytczyków, którzy od 71. minuty musieli sobie radzić w dziewięciu po czerwonych kartkach dla Juana José (w 21. minucie) i Ángela. „Można rozmawiać z ministrem, ale nie z arbitrem”, żalił się po meczu pomocnik Realu. Di Stéfano natomiast ugryzł się w język: „Wolę nie mówić rzeczy, których mógłbym żałować”.

Pechowa Mestalla
Tamten Real potrafił jednak wylizać rany i wrócić do bycia konkurencyjnym w lidze. Z poprzednich dwóch prób triumfu na krajowym podwórku Los Merengues wyszli na tarczy (w 1981 roku przegrali ją po tym, jak nawet już świętowali na Estadio José Zorrilla po golu Zamory na El Molinón) i wyglądało na to, że tym razem ta sztuka im się uda. Królewskim wystarczył remis na Estadio Mestalla z walczącą o utrzymanie Valencią. Jednak bramka Miguela Tendillo, późniejszego gracza Realu Madryt, uratowała Nietoperze i skazała Los Blancos na łaskę Athleticu, który nie pozostawił żadnych złudzeń i pokonał Las Palmas 5:1. „Moi zawodnicy mieli ołów na nogach”, powiedział po meczu Di Stéfano, który wciąż marzył o uratowaniu sezonu. „To jeszcze nie koniec”, zadeklarował Don Alfredo, patrząc w nadchodzącą przyszłość. Problem w tym, że nie mógł wtedy wiedzieć, że później będzie tylko gorzej…

Klęska na Ullevi
O sportowej kondycji ówczesnego Realu Madryt powinien świadczyć fakt, że nie grał on w Pucharze Europy, ale w Pucharze Zdobywców Pucharów, turnieju o zawsze mniejszym znaczeniu dla klubu. Jednak edycja 1982/83 przyniosła pamiętny dwumecz z Interem, który w tamtych czasach był powtarzającą się ofiarą Królewskich w Europie, i zwycięstwo w rewanżu na Bernabéu po golach Salguero i Santillany. To wszystko doprowadziło Real do samego finału rozgrywek, a rywalem w walce o puchar było szkockie Aberdeen prowadzone przez niejakiego Alexa Fergusona. Na w połowie pustym Ullevi Stadium w szwedzkim Göteborgu Los Blancos zaprezentowali się fatalnie i przegrali 1:2 po dogrywce. Aberdeen wyszło na prowadzenie już w 7. minucie za sprawą bramki Blacka, który znajdował się na ewidentnej pozycji spalonej. W 14. minucie z rzutu karnego wyrównał Juanito, ale w 112. sprawę rozstrzygnął Hewitt. „Porażka bez skrupułów”, stwierdził Di Stéfano. Od wydarzeń na Mestalla minęło zaledwie dziesięć dni.

Latający Marcos
Niezrażona tymi niepowodzeniami drużyna dotarła do finału Pucharu Króla, gdzie na początku czerwca na La Romaredzie w Saragossie zmierzyła się z Barceloną z Maradoną i Schusterem w składzie, dwoma piłkarzami będącymi wówczas poza zasięgiem Realu. Ale to Marcos Alonso, syn madryckiej legendy, Marquitosa, i ojciec Marcosa Alonso, wychowanka Królewskich, który aktualnie broni barw Blaugrany, odwrócił losy spotkania i niesamowitym strzałem głową z 90. minuty zapewnił triumf Dumie Katalonii. Puchar Hiszpanii był zatem kolejnym, czwartym już, tytułem, który został sprzątnięty Los Blancos sprzed nosa w najokrutniejszy sposób.

Dublet Maradony
Puchar Ligi był – podobnie jak wznowienie Superpucharu Hiszpanii – inicjatywą José Luisa Núñeza, legendarnego prezesa Barcelony. Przetrwał on tylko cztery sezony, a pierwszy raz rozgrywano go w kampanii 1982/83. I wtedy Real znów został pokonany przez odwiecznego rywala. Maradona trafiał do siatki w obu starciach tego dwumeczu, choć bramka na Camp Nou padła po „zmyślonej” – według ówczesnych zapisów dziennikarskich – jedenastce. W każdym razie los tamtego Realu Madryt został już napisany i przesądzony. „Gratuluję moim zawodnikom, bo jeśli dotarcie do pięciu finałów i przegranie ich jest smutne, to prawda jest taka, że chyba nikt nigdy tego nie osiągnął”, powiedział Di Stéfano z typowym dla siebie poczuciem humoru.

I tak oto właśnie napisała się historia, która jest również nieodłączną częścią historii Realu Madryt.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!