Rüdiger: Uwielbiam bronić i być niemiły
Sport1 opublikowało dzisiaj drugą część wywiadu z niemieckim obrońcą, który tym razem opowiadał głównie o przeszłości i reprezentacji swojego kraju.
Fot. Getty Images
1. część wywiadu: Rüdiger: Kiedy patrzę na Militão, widzę samego siebie
Antonio, w części pierwszej naszego wywiadu mówiliśmy dużo o twojej nowej przygodzie w Madrycie, ale mało o twojej drodze tam. Często było trudno, patrząc na twój czas, gdy siedziałeś na trybunach w Chelsea. Jakie wnioski wyciągnąłeś z takich trudnych etapów?
Biznes piłkarski bardzo się zmienia, drzwi szybko się otwierają i zamykają. Wierzyć w siebie i mieć ludzi, którzy w ciebie wierzą – ostatecznie to jest kluczowe. W Chelsea musiałem się tego nauczyć w trudnych okolicznościach. Zawsze byłem gotowy do gry i na szczęście z przyszedł trener Thomas Tuchel, który na mnie postawił i pokazał, że jestem dla niego ważnym zawodnikiem.
Często byłeś spisywany na straty nie tylko w Chelsea, ale także w tym kraju. Jak trudne to było dla ciebie?
W dzieciństwie rodzice nazywali mnie „Wojownikiem”. Jeśli jest ściana, to wpadam na nią dziesięć razy, ale w końcu udaje mi się ją zburzyć. Jestem wojownikiem i przez lata nauczyłem się, jak radzić sobie z krytyką. Każdy może wyrazić swoją opinię, ale dla mnie najważniejsze jest to, co myślą moi trenerzy i koledzy z drużyny. Reszta jest drugorzędna.
Często sprawiasz kłopoty i polaryzujesz ludzi. Czy robisz to świadomie?
Nie zostałem profesjonalnym piłkarzem, żeby być przyjacielem wszystkich. To miłe, gdy ktoś uważa mnie za sympatyczną osobę, ale nie mogę zadowolić wszystkich. Uwielbiam bronić i być niemiły.
Ale twoja impulsywna natura czasami stawała na przeszkodzie.
Tak, zwłaszcza na początku mojej kariery w Stuttgarcie, kiedy złapałem jedną czy dwie czerwone kartki.
Jak się tego wyzbyłeś?
Moja rodzina wyciągnęła mnie z tego. Kiedyś chcieli mnie wysłać do kogoś na rozmowę, ale to jest złe podejście do mnie. Nie lubię rozmawiać z obcymi ludźmi o swoich uczuciach. W międzyczasie stałem się o wiele dojrzalszy. To ze względu na mój wiek, ale także ze względu na moje dzieci. One mnie zmieniły. Nie jestem już sam, ktoś jest ze mną – to uczucie jest miłe i spowodowało we mnie większe poczucie odpowiedzialności.
Ale odrobina starego Toniego nadal drzemie w tobie.
To po prostu ja. Uwielbiam i potrzebuję również gierek psychicznych oraz trashtalków z moimi przeciwnikami, to jest po prostu dla mnie zabawa.
Dlaczego tak jest?
Lubię analizować swoich przeciwników i myśleć sobie: „OK, zobaczmy jak zareaguje, gdy go trochę sprowokuję”. Ale to nie jest tak, że przed każdym meczem kogoś wybieram. To dzieje się spontanicznie.
W mediach społecznościowych krąży kilka zabawnych filmików z twoim udziałem. Zawsze też rzucają się w oczy ciekawe ruchy sprinterskie, w których wiosłujesz ramionami jak szalony.
Robię to, bo wydaje mi się, że w ten sposób jestem szybszy. Jeśli ludzie uważają to za zabawne, to lubię śmiać się razem z nimi. Wiele osób pamięta scenę, o której wspomniałeś w meczu z Chelsea przeciwko Newcastle w ubiegłym sezonie. Będę szczery: celowo popełniłem parę błędów, bo na stadionie na tym meczu było po prostu za cicho. Chciałem obudzić ludzi.
Czy widzisz siebie w roli konferansjera?
Absolutnie! Na koniec dnia piłka nożna to także rozrywka. Kibice przychodzą na stadion po rozrywkę. Nie zobaczycie mnie, jak drybluje pięciu, sześciu, siedmiu czy ośmiu zawodników jak Vinícius. Ja robię to w inny sposób. Wyróżniam się, bo jestem facetem.
Czy jesteś obecnie w życiowej formie?
Powiedziałbym, że osiągnąłem swój szczyt. W tej chwili całkowicie podoba mi się ta faza. Tymczasem mogę powiedzieć, że czuję się kompletny jako gracz.
Wasz były trener Tuchel wprowadził was na ten poziom. Ostatnio został zwolniony w Chelsea. Co o tym sądzisz?
Najpierw pozwolili mu sprowadzić nowych zawodników, tylko po to, by po kilku meczach go zwolnić. Zaskoczyła mnie szybkość tego wszystkiego. Dzień, w którym został zwolniony, był dla mnie smutny. Napisałem do niego po wszystkim i jeszcze raz podziękowałem za wszystko. Był tam dla wszystkich, nie tylko dla mnie. Kiedy patrzysz na to, skąd przyszliśmy i dokąd nas zaprowadził: dokonał rzeczy niemożliwej. Ale wiesz jak to jest w piłce nożnej. Czasami jesteś bohaterem, czasami kozłem ofiarnym.
Dla wielu kibiców trener mistrzów świata Joachim Löw był najpierw bohaterem, a potem kozłem ofiarnym. Polegał na tobie także w trudnych etapach w reprezentacji. Jaką rolę odegrał dla ciebie?
Wszyscy wiedzą, co czuję do Jogiego. Dużo mu zawdzięczam. Jako młody chłopak często nie miałem łatwo. W moje powołania wątpiło wielu, ale Jogi nigdy nie stracił zimnej krwi. Zawsze stał przy mnie. Potem, w pewnym momencie, było dla mnie jasne, że jeśli moje nazwisko zostanie wymienione na konferencji prasowej, to nie powinien się tłumaczyć z mojego powodu. Na szczęście ostatecznie tego nie zrobił, także dzięki zwycięstwu w Lidze Mistrzów z Chelsea.
A jak przebiega twoja współpraca z nowym trenerem Hansi Flickiem?
Mam bardzo dobre relacje z Hansim. Najbardziej podoba mi się w nim jego szczerość i to poczucie „my”. Po Mistrzostwach Europy w rozmowie jasno powiedział mi, czego ode mnie oczekuje: że powinienem przyjąć rolę przywódcy. Wziąłem to sobie do serca. Mam zdolność do pociągania za sobą ludzi. Zawsze to miałem. Już jako dziecko potrafiłem zjednywać sobie ludzi.
Powołanie dostał Armel Bella-Kotchap, który jest środkowym obrońcą jak ty. Były zawodnik Bochum jest od ciebie o dziewięć lat młodszy. Co o nim myślisz?
Nie poznałem go jeszcze. Widziałem go tylko w jednym meczu z Chelsea. Byłem naprawdę zaskoczony. Grał bardzo dobrze. Cieszę się, że tak młody chłopak został powołany. Oczywiście, może teraz mieć nadzieje związane z Pucharem Świata. Pomogę mu, w czym tylko będę mógł.
Manuel Neuer zadeklarował niedawno, że jego celem jest tytuł mistrza świata. Czy niemiecka drużyna rzeczywiście mierzy tak wysoko?
Oczywiście, że tytuł mistrza świata jest celem! Ale widzę, że w tej chwili wyprzedzają nas inne reprezentacje. Niemniej jednak, nie musimy się przed nikim chować. Nie będę jednak siedział i mówił: jesteśmy wielkimi faworytami Mistrzostw Świata. Rola underdoga nie jest może taka zła.
Które reprezentacje są według ciebie lepsze?
Francja i Brazylia mają dobrych zawodników pod kątem indywidualnym. Pod tym względem te reprezentacje nieco nas wyprzedzają. Ale to, co zawsze wyróżniało Niemcy, to ich wielka zespołowość. Wszyscy musimy się zjednoczyć. Bez względu na to, jak trudno będzie. Musimy po prostu chcieć więcej niż inni. Jeśli zginiemy na boisku, to wszyscy zginiemy razem. Trzeba tę mentalność przenieść na murawę. Przede wszystkim musimy dobrze bronić. Byłem wściekły po wygranej 5:2 z Włochami. Zdobyliśmy trzy bramki i nagle każdy pomyślał, że musi sobie coś strzelić. Musimy być jeszcze bardziej pewni siebie, aby bez problemu zamykać takie mecze.
Czy po takich meczach robi się głośno w szatni?
Oczywiście czasem zabieram głos. Przede wszystkim jednak robi to nasz kapitan. Manu był wkurzony, oczywiście, i Joshua też. Musimy jasno odnieść się wewnętrznie do takich błędów. Potem mówimy swoje zdanie i tyle! Tak właśnie musi być. Jeśli tylko uśmiechamy się do siebie, to coś jest nie tak.
Turniej w Katarze rozpoczyna się za niespełna osiem tygodni. Czy jesteś już w mundialowej gorączce?
Gorączka mundialowa już u nas zagościła. Chcę wreszcie wyrzucić z głowy rok 2018, kiedy to w Rosji byliśmy takim rozczarowaniem. Jestem bardzo napalony na mundial!
Na Mistrzostwa Świata w Rosji podobno przyjechałeś z Playstation i shishą. Co tym razem znajdzie się w twoim bagażu?
Nie wiem skąd wzięła się informacja o shishy (śmiech). Jestem minimalistą. Zabieram ze sobą tylko najważniejsze rzeczy. I to jest tym razem moja rodzina. Kiedy wiem, że są blisko mnie, czuję się dobrze. To daje mi siłę.
Co sądzisz o przyznaniu Pucharu Świata Katarowi?
Przyznanie mundialu Katarowi było decyzją, która nie została podjęta z myślą o kibicach i nas, piłkarzach. Pokazała, że pieniądze i władza odgrywają bardzo decydującą rolę w światowym futbolu. Widzę dyskusję o ewentualnym bojkocie na poziomie urzędników i związków – ale nie wśród nas, graczy. Oczywiście my, zawodnicy, musimy krytycznie spojrzeć na sytuację na miejscu i już to zrobiliśmy jako zespół.
Wielokrotnie krytykowałeś biznes piłkarski. Jak długo chcesz być jego częścią?
Nie wiem, czy będę grał do 40. roku życia. Kiedy Bóg powie, że to koniec, to koniec, wtedy zajmę się swoimi sprawami i będę mógł znowu być sobą. Ale raczej nie widzę siebie w piłkarskim biznesie po tym, co mam nadzieję będzie długą i udaną karierą piłkarską.
Co będziesz robił po okresie pracy jako piłkarz?
Będę znowu dzieckiem i nadrobię wiele rzeczy, które mnie ominęły. Chcę iść do wesołego miasteczka i dobrze się bawić. Nigdy nie byłem w Disneylandzie, ponieważ moi rodzice nie mogli sobie na to pozwolić wcześniej i nigdy nie mógłbym ich o coś takiego poprosić. Zabiorę ich tam kiedyś, razem z moimi dziećmi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze