Odczepić łatkę krótkodystansowca
Carlo Ancelotti jest trenerem, którego sukcesy są nie do podważenia. Przy tym wszystkim jego etapy w kolejnych klubach nie trwają jednak zbyt długo. Z wyjątkiem wieloletniego pobytu w Milanie jego drużyny zawsze wykolejały się w jakiś sposób w drugim sezonie pracy Włocha.
Fot. Getty Images
Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii i ze wciąż jeszcze niewiadomym rezultatem finału Ligi Mistrzów Ancelotti stwierdził w przypływie niezmierzonej euforii, że mógłby pracować w Realu Madryt do 80. roku życia. Wypowiedziane w chwilach radości słowa stoją jednak w opozycji do polityki preferowanej w większości najznamienitszych klubów świata. Włoch sam zresztą przekonał się o tym w sezonie tuż po zdobyciu 10. Pucharu Europy z Realem Madryt. Poza ponad ośmioletnim etapem w Milanie nigdy nie było mu dane prowadzić któregoś zespołu dłużej niż przez dwa sezony. W najbliższych kilkunastu miesiącach czeka go zatem spore wyzwanie.
Nie brakuje osób, które chwalą jego styl bycia i zalety miękkiej ręki w zarządzaniu drużynami, jednak statystyki wskazują, że Ancelotti to trener krótkodystansowy. Przybywa, bardzo często wygrywa i zostaje wyrzucony. Zdecydowanie rzadziej odchodzi z własnej woli. W PSG poproszono go o twardsze podejście, w które jednak Carlo nie wierzy. Podobnie było w przypadku Chelsea i podczas pierwszej kadencji w Realu Madryt. W Bayernie natomiast doszło nieoczekiwanie do odwrotnej sytuacji – Ancelotti wszedł w konflikt z rdzeniem szatni. W Napoli stał się ofiarą ogólnego kryzysu instytucjonalnego. W Evertonie zakotwiczył zaledwie na rok, ale tutaj rzecz jasna do odejścia doszło z woli samego szkoleniowca.
Po zwolnieniu w 2015 roku 63-latek przyznał w jednym z wywiadów, że Real nie jest klubem do zapuszczania korzeni. Florentino sądził, że pożegnanie go będzie stanowiło owiany legendą nowy impuls dla zespołu. Na nic zdał się wówczas triumf w Lizbonie czy wykręcony w sezonie zwolnienia rekord 22 wygranych z rzędu. Klub winił go za zbyt małą intensywność pracy na treningach. Działaczom nie podobało się również podejście do pozycji Bale'a. Agenci Walijczyka sugerowali, że woli on grać bliżej środka niż z prawej strony. Według Ancelottiego największy problem stanowiły jednak kontuzje Modricia, Benzemy, Ramosa, Jamesa i Pepe.
Gdy Carletto wracał, mało kto wyobrażał sobie sezon zakończony mistrzostwem i Ligą Mistrzów. Dlatego też wydaje się, że tym razem przy ewentualnych zakrętach w trakcie kolejnego sezonu podejście może być nieco bardziej wyrozumiałe. Działacze są zdania, że tym razem Ancelotti jest w o wiele większym stopniu człowiekiem klubu. Zaufanie i relacje nie mogą być w tym momencie lepsze. Zgodność jest w zasadzie całkowita.
Wielu dopatruje się analogii między pożegnaniem z Realem oraz zakończeniem współpracy z Chelsea w 2011 roku. Wówczas Włoch sięgnął z The Blues po mistrzostwo i FA Cup. Abramowicz upierał się jednak, że piłkarze potrzebują nad sobą bata. Ancelotti jest więc poniekąd bohaterem pewnego paradoksu. Najpierw prosi się go, by zachowywał spokój wobec graczy, a gdy tylko sprawy nieco wymkną się spod kontroli, problemem nagle staje się zbyt miękkie podejście.
W niedzielny poranek Królewscy zakończyli sparingiem z Juventusem przedsezonowe przygotowania w USA. Kolejne na rozkładzie jest już starcie o stawkę. Real zmierzy się w Superpucharze Europy z Eintrachtem. Co ciekawe, Ancelotti zaliczył niegdyś etap także w Turynie. Tam jednak ani nie osiągnął sukcesów, ani nie zyskał sobie sympatii trybun. Nigdy nie wybaczono mu, że w przeszłości grywał dla Romy i Milanu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze