Dziś Las Vegas, kiedyś La Mancha
Las Vegas to jedno z najmodniejszych miast świata. Kasyna, neony, szeroko pojęte nocne życie oraz sceneria wielu hollywoodzkich produkcji. Nie może więc dziwić, że to właśnie w tym mieście w niedzielę dojdzie też do towarzyskiego Klasyku.
Fot. własne
Nawet jeśli Real i Barcelona w stanie Nevada nie stoczą walki o żadne trofeum, spotkanie to jest dowodem ewolucji futbolu oraz rozkwitu na rynku, który przez długie lata nie był podatnym gruntem dla piłki. Wyprawy za ocean nie są mimo to wyłącznie znakiem dzisiejszych czasów. Już w 1927 roku Santiago Bernabéu zorganizował Królewskim podróż do Ameryki na długie tournée rozpoczęte w Buenos Aires i zakończone dwa miesiące później w Nowym Jorku. O wyjeździe tamtym do dziś krążą legendy o rekinach, hucznych weselach, strzelaninach, bójkach i oszustwach. To jednak temat na inną historię.
Bogata historia Realu Madryt ma w sobie jednak wszystkiego po trochu. Nie brakował lat, gdy Los Blancos przed sezonem decydowali się na o wiele krótsze kursy w miejsca w ogóle nieidentyfikowane z futbolem na najwyższym poziomie. Królewscy udawali się do miasteczek, gdzie dziś z pewnością byliby w stanie rozpalić o wiele większe zainteresowanie klubem niż wśród osób, które obejrzą El Clásico w Las Vegas. Real upodobał sobie zwłaszcza region Kastylii La Mancha. Wybór nie był przypadkowy, ponieważ właśnie z tamtych ziem pochodził i mocno identyfikował się z nimi Santiago Bernabéu. To właśnie tam drużyna regularnie udawała się w połowie ubiegłego wieku.
We wrześniu 1943 roku Real przeżywał jedne z kluczowych dla swojej historii dni. 15 dnia wspomnianego miesiąca Bernabéu został wybrany nowym prezesem. Dziesięć dni wcześniej zaś zespół otwierał sezon w miejscowości Campo de Criptana. Na stadionie imienia Agustína de la Fuente rozegrano spotkanie na cześć Juana Serrano, lokalnej legendy, która właśnie zakończyła karierę. Real wygrał 5:0, jednak w miasteczku panowała atmosfera święta.
De la Fuente Chaos, prezes Federacji, wręcza Di Stéfano nagrodę Pichichi. Fot. MARCA.
W to samo miejsce stołeczna ekipa wróciła w sierpniu 1957 roku, już z Di Stéfano w składzie. Real był wówczas dwukrotnym zdobywcą Pucharu Europy. Do przerwy lokalna drużyny remisowała 1:1, jednak koniec końców spotkanie zakończyło się wynikiem 2:10. Potyczka tym razem miała na celu uhonorowanie dokonań braci De la Fuenta Chaos, którzy występowali w przeszłości w miejscowym zespole. Pierwszym z nich był Alfonso, prezes hiszpańskiej federacji w latach 1956 - 1960. Mówi się, że Bernabéu obiecał mu przyjazd Realu do Campo de la Criptana w podziękowaniu za poruszenie kilkoma sznurkami przy transferze Di Stéfano. Drugiemu z braci hołd składano pośmiertnie. Agustín występował swego czasu także w Atlético oraz był uznanym kardiologiem. Wkrótce po wybuchu wojny domowej został zatrzymany i umarł młodo. Nie był jednak ofiarą konfliktu zbrojnego. Został śmiertelnie potrącony przez tramwaj.
Los Blancos przygotowania do sezonu w prowincji Ciudad Real we wspólnocie autonomicznej Kastylia La Mancha rozpoczęli jednak już nieco wcześniej. Co ciekawe Ciudad Real to jedna z dwunastu prowincji, które nigdy nie miały swojego przedstawiciela na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, podobnie jak Ávila, Cáceres, Cuenca, Guadalajara, Lugo, Orense, Palencia, Segovia, Teruel, Toledo i Zamora. Co najmniej interesujące wydaje się, że każda z nich graniczy z Madrytem. 13 września Real bezbramkowo zremisował z Tomelloso w meczu, którego głównym celem było sprawdzenie, czy Molowny jest gotów na pierwsze ligowe starcie.
1941 rok. Zdjęcie z meczu między San Lorenzo a Realem Madryt. Fot. MARCA.
Przed wybuchem wojny domowej, gdy piłka dopiero się rozwijała, przygotowania niemal zawsze opierały się na przetarciach z najróżniejszymi drużynami z regionu. W pierwszym meczu już po zakończeniu konfliktu Real zmierzył się w Vallecas z zespołem Aviación. Lata mijały, a klub na zmianę planował pretemporady to w Ameryce, to blisko domu. W 1941 roku doszło do meczu z San Lorenzo de El Escorial, w którym Real zwyciężył 16:1. O spotkaniu tym w podmadryckim klubie wspomina się do dziś. Innymi stałymi punktami odwiedzin były również pobliskie Alcalá de Henares czy Aranjuez. 16 lipca 1944 Królewscy udali się natomiast na dwumecz do marokańskiej eksklawy, Melilli. Mimo okropnych upałów Real rozegrał z tamtejszym zespołem zaplanowany na jeden dzień dwumecz.
W dawniejszych czasach dochodziło także do spotkań, które dziś w zasadzie byłyby niemożliwe do zorganizowania. W 1962 roku Real udał się w podróż pełną przygód. W Akrze, stolicy Ghany, goście zmierzyli się z Black Stars, czyli zespołem złożonym z najlepszych piłkarzy w kraju gospodarzy. Debiut w białej koszulce zaliczył wówczas Amancio.
Mniej egzotyczną wyprawę przedsięwzięto w 1975 roku. 19 sierpnia w Parku Książąt Los Blancos zmierzyli się z reprezentacją Francji. Królewscy przegrali 1:3, a lokalna prasa porównywała Santiago Bernabéu do Geralda Forda, byłego prezydenta USA. Powód? Don Santiago podczas wysiadania z samolotu uderzył się w nos, przez co nosił na nim plaster. Niewiele wcześniej Forda również spotkała podobna przygoda. W trakcie wysiadki w Salzburgu potknął się i potoczył schodami w dół.
To były inne czasy, działy się inne rzeczy. Dziś natomiast czekamy na Klasyk w Las Vegas, będący zupełnie innym rozdziałem w historii o przedsezonowych przygotowaniach.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze