Modrić: Niech się powtarza, że wrażenia artystyczne są dla innych, a zwycięstwa dla nas
Luka Modrić udzielił wywiadu Sportske Novosti. Przedstawiamy pełne tłumaczenie opublikowanej rozmowy.
Fot. Getty Images
Myślimy, że sens ma pytanie: czy to najlepszy sezon w twojej 19-letniej karierze?
Trudno to oceniać, bo miałem dzięki Bogu doskonałe sezony już wcześniej. Na przykład ten 2017/18. Jednak ten jest jednym z najlepszych pod względem gry i wyników w Realu Madryt dzięki dominacji w La Lidze oraz imponujących powrotach i fantastycznych emocjach w Lidze Mistrzów. Dodałbym do tego awans kadry do Kataru i wielkie kroki w czerwcowych meczach Ligi Narodów, w tym między innymi w końcu pokonanie po raz pierwszy Francji. To pozwala określić ten sezon jako nadzwyczajny.
Czy to była twoja ulubiona Liga Mistrzów?
Najbardziej wyjątkowa z powodu sposobu, w jaki wygraliśmy. Pierwsza La Décima z 2014 roku będzie niepowtarzalnym uczuciem z powodu bycia pierwszą, ale ta Liga Mistrzów... Uf, co to było!
Musimy przyznać, że zaskoczyłeś nas swoją nastoletnią celebracją wygranej nad PSG?
[śmiech] To było spontaniczne przez wszystko, co doprowadziło do tego zwycięstwa. I tak, to moim zdaniem był kluczowy mecz, chociaż bardziej dokładnym stwierdzeniem pozostaje, że każdy mecz jest ważny dla ostatecznego sukcesu. Jednak przed starciem z Paryżem wszędzie dookoła nas panował sceptycyzm w kwestii tego, czy prezentujemy poziom na miarę przejścia tak zwanej megadrużyny, która została zbudowana właśnie, by wygrać Ligę Mistrzów. Kiedy całkowicie nas ograli w Parku Książąt, gdzie naprawdę zagraliśmy słabo, to sceptycyzm przerodził się w skreślenie. Zaczęły się tradycyjne analizy, jak zastąpić obecnych zawodników, szczególnie weteranów, by wprowadzić świeżą energię, by zbudować nowy projekt i takie tam...
Ty oczywiście tak nie myślałeś, ale pozostawałeś spokojny na podstawie doświadczenia czy raczej zagłębiałeś się w Google we wszystkie te komentarze?
Przyzwyczajasz się do wątpliwości, bo gdy coś ci nie wychodzi, pojawiają się jak grzyby pod deszczu. Dla mnie to zawsze impuls pod względem dodatkowej motywacji. Powiem ci jedno. W Parku Książąt, kiedy zszedłem razem z Carvajalem, powiedziałem do niego na ławce: „Carva, zobaczysz, zmiażdżymy ich na Bernabéu, zobaczysz”.
Zgodził się czy raczej nie bardzo...
Też w to wierzył. Bo oni byli lepsi w Parużu, ale w tym naszym bardzo złym wieczorze jasne pozostawało, że między nami nie ma takiej różnicy i możemy ich pokonać. W szatni dużo rozmawialiśmy o rewanżu, wiara w to rosła z dnia na dzień, a w dniu meczu zobaczyłem w oczach kolegów charakterystyczny zapał dla wielkich wieczorów Realu Madryt. Kiedy jesteśmy tak podekscytowani, ale też skupieni, kiedy wybuchamy energią, ale też oddychamy jako jedność, to nie ma drużyny na świecie, której nie możemy pokonać.
Nawet takiej z tak z cudownym połączeniem, jak Messiego z Mbappé, przeszłego i przyszłego numeru jeden, oraz Neymara?
Po Klasyku dziwnie było oglądać Messiego w innej koszulce. Z Neymarem i Mbappé, który strzelił też na prowadzenie na Bernabéu, mają niesamowite nagromadzenie talentu. Jednak jesteśmy Realem Madryt i gdy odnaleźliśmy nasz rytm, to przy fantastycznym wsparciu kibiców po prostu ich zmiażdżyliśmy. To był spektakularny wieczór, dla mnie jeden z najbardziej imponujących, a miałem ich w Realu Madryt naprawdę wiele. Od tego zwycięstwa w rewanżu odczucia opinii publicznej i otoczenia wobec naszego potencjału w Lidze Mistrzów całkowicie się zmieniły. Sceptycyzm wydawał się odpłynąć. Obiektywnie nasza reakcja z PSG pokazała wszystkim, a szczególnie nam, że ciągle mamy coś do powiedzenia w europejskiej elicie.
Czy wymieniłeś się koszulkami z Mbappé?
Nie... [śmiech] Wiem, do czego się odnosisz, do ostatnich scen z Paryża, gdy w przerwie [meczu reprezentacji] Kylian podarował mi koszulkę w drodze do szatni i nagrały to kamery.
Żałujesz tego, że pokazano to publicznie i wzbudziło to takie kontrowersje, gdy Mbappé tak zawiódł Real Madryt, a ty jesteś jednym z jego liderów i poprosiłeś go po wszystkim o koszulkę?
No co ty, proszę cię, czego mam żałować? Tak naprawdę te medialne historyjki mnie rozbawiły. Rozumiem media, bo one robią ze wszystkiego, co tylko mogą, coś specjalnego, ale tutaj chodziło tylko o prośbę dziecka i spełnienie jego marzenie. Syn Domagoja Vidy uwielbia Mbappé i on poprosił mnie o koszulkę, bo miał nadzieję, że mi ją akurat da. Stwierdził, że mu jej nie podaruje. Oczywiście, że zrobiłem to dla syna Vidy, który jest nam bliski z powodu naszego wspólnego świętowania w Rosji. Zrobiłbym to jednak dla każdego dziecka. A ja z Kylianem wymieniłem się już koszulkami przy okazji poprzednich spotkań.
Ale to działo się, gdy praktycznie uznawano za pewne, że on przyjdzie do Realu.
To nie ma znaczenia. Mbappé podjął decyzję, jaką podjął, takie jest jego prawo i teraz żyje z tą decyzją. Wszystko idzie dalej. Wszyscy myśleliśmy, że do nas przyjdzie, ale nie doszło do tego i co teraz? Nie będziemy go krzyżować... Mbappé to wielki zawodnik, ale jak zawsze powtarzam, w żadnej sytuacji żaden piłkarz nie jest większy od klubu. A Real Madryt jest największy, jest ponad każdym piłkarzem i zawsze tak będzie.
Możliwe, że on do was przyjdzie za kilka lat. Dla nas tak wygląda ta chemia między nim a Realem. Gdyby stosować czystą piłkarską logikę, która działała dopóki nie pojawiła się presja socjopolityczna i interesy środowiskowe w Paryżu, to Mbappé pewnie podążyłby za marzeniem gry w Realu. Nawet jeśli teraz to wygląda, jak wygląda, szczególnie przy rozczarowanych kibiców, dla których te stosunki są zerwane, to wszystko może wydarzyć się ponownie.
Kto wie, co może wydarzyć się jutro, a co dopiero za trzy czy cztery lata w futbolu? Czas wszystko pokaże...
Wróćmy do twojego dzieła zwanego pięcioma Ligami Mistrzów. Zdajesz sobie sprawę, że ustawia cię to wśród najbardziej utytułowanych graczy w historii? Do tego nie byłeś tylko uczestnikiem tych meczów, a bohaterem wszystkich pięciu triumfów.
Łapię się na myśleniu, szczególnie kiedy teraz na wakacjach to wszystko do mnie dociera, jak fenomenalnym jest to osiągnięciem. Pamiętam, że gdy przyleciałem do Madrytu pod koniec sierpnia 2012 roku, miałem nadzieję, że Mourinho da mi kilka minut w rewanżowym Superpucharze z Barceloną. Wyobrażałem sobie, że zdobycie trofeum będzie idealnym startem. Byłem głodny sukcesów, bo przychodziłem z Tottenhamu, gdzie przez cztery lata poczyniliśmy wielkie postępy, ale nie miałem szczęścia wygrać z Kogutami ani jednego pucharu.
Życzenie się spełniło, a Bernabéu nagrodziło cię powitalną owacją. Podniosłeś też pierwsze trofeum z Królewskimi. Czy obiektywnie możesz powiedzieć, że oczekiwałeś aż tylu pucharów, które pewnego dnia będą tworzyć najpiękniejsze wspomnienia z twojej kariery?
Szczerze, przychodziłem do Realu, by wygrywać trofea. Wszystko dlatego, że to się zapisuje w historii. Ludzie pamiętają cię z pucharów. Jak mówię, w Tottenhamie mieliśmy świetne osiągnięcia, awansowaliśmy pierwszy raz od 50 lat do Ligi Mistrzów, ale z upływem czasu to odpływa w zapomnienie i nie masz obok żadnego trofeum, które temu zapobiegnie. Jednak nawet w najbardziej szalonych marzenia nie oczekiwałem, że po dziesięciu latach będę miał 20 trofeów z Realem Madryt, praktycznie średnio 2 na sezon. Gdybym w 2012 roku napisał na papierze, czego chcę od tego transferu, nie byłbym nawet blisko tego, co wygraliśmy. A wiecie, co jest w tym najbardziej wyjątkowego?
Seryjne wygrywanie i świętowanie?
To jest ok, ale wyjątkowe jest to, że po każdym trofeum od razu czujesz pragnienie, by wygrać następne. Lubisz to uczucie tak bardzo, że tylko podwyższasz swoją motywację i entuzjazm w pracy, by znowu to się wydarzyło...
To chyba mapa, jaką Real Madryt zawsze rozrysowuje dla swojej drogi do celu i każdego trofeum, że na końcu naciska na samego siebie, iż najważniejszy jest kolejny cel?
To sposób życia Realu Madryt. Już kilka minut po świętowaniu w Paryżu zaczęliśmy sami sobie mówić, że od jutra pracujemy na 15. Puchar Europy. I wydawało się to czymś normalnym. To nie jest żadna poza. To DNA Realu Madryt.
A przecież wydawało się, że to będzie sezon przejściowy, że będziecie budować nową ekipę, a nagle...
O tym właśnie mówię! Tam nie ma przejściowego sezonu i żadnych długofalowych przygotowań. Po prostu, wymaga się i oczekuje się, że zawsze będziesz na topie. Po PSG czuliśmy, że może się udać, ale też widzieliśmy, że mamy trudną drogę do trofeum. Eliminujesz mistrza Francji, a następnie przyjeżdża mistrz Europy. Eliminujesz Chelsea, przychodzi mistrz Anglii. Wyrzucasz Manchester City i czeka na ciebie klub, który notuje fantastyczne sezony i nie wygrał na końcu wszystkich trofeów w tym roku jedynie przez szczegóły. To były same drużyny wow, a potem ktoś mówi, że mieliśmy wielkie szczęście? Więc jak eliminujesz te megaekipy, jeśli nie pokazujesz jakości drużynowej i jakości w grze? Ja tego nie rozumiem... Zawsze istnieje ta teza, że wszyscy grają normalnie, a my wygrywamy tytuły jakimś cudem i przy szczęściu. Ale ja nie miałbym problemu, żeby to się powtarzało. Wrażenia artystyczne dla innych, zwycięstwa dla nas...
Trudno było uwierzyć, że przy odejściach Ramosa i Varane'a, a także innych problemach i niewielu wzmocnieniach, rozegracie jeden z najlepszych sezonów w historii klubu. W La Lidze wygraliście mistrzostwo wcześnie i to z przewagą, jakiej klub nie zanotował od dekad.
W La Lidze mieliśmy dosyć dobry start. Przyszedł nasz były trener Carlo Ancelotti, który spotkał wielu graczy ze swojego poprzedniego etapu. To ułatwiło dostosowanie się do nowego kursu po wszystkich wielkich latach z Zidane'em. Ancelotti wprowadził trochę nowego spokoju, stabilizacji i stworzył środowisko wzajemnego zaufania, ale też wiary w siłę każdego z nas. Dla mnie to nie było nic dziwnego, bo niezależnie jak bardzo niektórzy próbowali umniejszać siłę tej grupy zawodników, ja osobiście byłem przekonany, że ciągle mamy topową drużynę. Wszystko się dla nas ułożyło, zaliczyliśmy wielką drogę i na końcu zasłużenie oraz przy dominacji zdobyliśmy 35. mistrzostwo, moje trzecie.
Sergio Ramos w oczywisty sposób źle ocenił swoją sytuację. W PSG praktycznie wegetował przez cały rok z powodu kontuzji. Sezon tego klubu to fiasko nawet pomimo oczekiwanego mistrzostwa. W Madrycie tymczasem praktycznie o nim nie rozmawiano, bo Militão i Alaba razem z Nacho rozegrali doskonały sezon. To musi być coś trudnego dla człowieka, który przez 16 lat był filarem wygrywającego trofea Realu i uczestniczył w najlepszej erze reprezentacji Hiszpanii, by czuć taką obojętność ze strony ludzi? Czy ty tęsknisz za swoim wielkim przyjacielem?
Posłuchaj, wszystkie odejścia zawodników, z którymi dzieliłeś te lata z sukcesami, są bolesne. Dla każdego. To było też trudne dla mnie, by przyjechać na letnie przygotowania i po raz pierwszy od 9 lat nie zobaczyć tam Sergio. On był mi bliski od pierwszego dnia, pomógł mi się zaaklimatyzować w Realu, wspierał mnie, gdy nie grałem w pierwszym składzie, wierzył w mój potencjał... Staliśmy się wielkimi przyjaciółmi, a nasze rodziny spędzały razem czas i jeździliśmy razem na wakacje. Ciągle codziennie rozmawiamy, przynajmniej poprzez wiadomości. Tęsknię za spędzaniem z nim czasu, ale tak to wygląda w futbolu. Zmiana to norma w codziennym życiu nawet dla takiego kogoś, kto wygrał wszystko, co można wygrać. Jak mówię, to Real Madryt! Potwierdziło się kolejny raz, że bez każdego można iść dalej drogą wypełnioną trofeami. Jutro, gdy odejdą starsi, ci młodsi będą podążać tą samą drogą. Wszyscy przemijamy, a wieczny jest tylko Real Madryt!
Zidane zaczynał jako asystent Ancelottiego, potem został pierwszym trenerem, potem odszedł i w końcu wrócił. Teraz wrócił też Ancelotti. Czy stwierdzenie, że naszym zdaniem u tak doświadczonych i uznanych osób, jak piłkarze Realu Madryt, trudno coś zmienić, jest zbyt pretensjonalne? Mylimy się?
Każdy trener ma swoją wizję i sposób pracy. Kiedy dwie epoki się ze sobą łączą, jak ma to miejsce w Realu, to logicznie na początku je porównujesz. Ogólnie można stwierdzić, że to podobne osoby i trenerzy, ale pewnie pojawiły się nowe zamysły i podejście do pracy. Nie muszę mówić tego, co wiedzą wszyscy: Ancelotti i Zidane to najlepsi w swoim fachu! Wyniki mówią same za siebie. Byli wielkimi piłkarzami, a teraz są wielkimi trenerami. Potwierdzają to nawet w tak wymagającym klubie jak Real Madryt.
Jakie zamysły wprowadził Ancelotti?
Wniósł swój wyjątkowy sposób życia z piłkarzami! Jego podejście jest tak pozytywne i skromne, tak poprawne i życzliwe, że nie ma szans, żeby ktokolwiek miał to wykorzystać przeciwko niemu. On ma autorytet zbudowany na swojej wiedzy i przy swojej komunikacji po prostu wyciąga z każdego to, co ten ma najlepsze. Każdy poszedłby z nim na wojnę: ci grający i ci mniej zadowoleni z roli zmienników.
Oczywista wydaje się chemia między weteranami a młodszymi w Realu Madryt.
Moim zdaniem to zdecydowanie jeden z najważniejszych powodów, dzięki którym radziliśmy sobie tak świetnie i osiągnęliśmy tak wiele niespodziewanych sukcesów! Nic w futbolu nie dzieje się przypadkiem, także taka seria trofeów. Ci młodzi gracze, zaczynając od już doświadczonego Valverde, przez Camavingę i Rodrygo, po wielkiego Viníciusa dzięki swojemu entuzjazmowi i ogromnej energii zrewitalizowali też nas, starszych zawodników. Bardziej doświadczony David Alaba, który też do nas dołączył, również świetnie się dopasował. To wszystko stworzyło fenomenalną drużynę. Ta chemia była siłą, która tworzyła różnicę w starciach z innymi wielkimi rywalami. Mieliśmy podobną jednorodność, gdy z Zizou wygrywaliśmy trzy Ligi Mistrzów z rzędu. W żadnym przypadku nie osiągniesz takich sukcesów bez tej jedności.
Trener też ma swoje zasługi.
Absolutnie tak! Ancelotti był dokładnie tym, kogo potrzebowaliśmy po odejściu Zidane'a, bo miał podobne spojrzenie na jednorodność grupy. Carlo tym razem przyszedł do znajomego miejsca i przyznaje, że korzysta z doświadczeń i wniosków z pierwszego etapu. Kiedy tylko przychodzisz do Realu Madryt, to oznacza, że jesteś topowym profesjonalistą, ale psychologia prowadzenia grupy też jest ekstremalnie ważna. Szczególnie w tych wielkich klubach, gdzie szatnie są pełne topowych zawodników i wielkiego ego. Umiejętnością jest stworzenie odpowiednich relacji i odpowiednia komunikacja z każdym piłkarzem, co potem przekłada się na zgranie całej drużyny. Każdy wie, o czym mowa, ale trudniej to zrealizować w rzeczywistości.
Ale gdyby w jakimś rewanżu w Lidze Mistrzów, szala przechyliła się na korzyść rywala, to...
Nie wiem, co by się wydarzyło, ale ja nie zmieniłbym żadnej cząsteczki w Ancelottim. To trener, który przy napięciu, presji i stresie obecnych w elitarnym futbolu, wprowadza do niego człowieczeństwo, który uspokaja i który nie naciska na swoją rolę i pozycję, gdy zaczyna budować z tobą relację. Dlatego wszyscy tak bardzo go szanują.
Ty szczególnie mocno, patrząc, że poza swoim asystentem Davide ciebie praktycznie też kocha jak syna. Jak to wyglądało w tym drugim etapie?
Jak w pierwszym: bez żadnej skazy. Dużo rozmawiamy o futbolu, ale często też o życiu. I nigdy nie zapominam, niezależnie jak bardzo czuję, że mnie ceni, iż to trener, a ja jestem piłkarzem. Czasami możemy na coś nie patrzeć tak samo, ale taki jest futbol. Każdy ma swoje zamysły. Dlatego też jednak wszyscy lubimy rozmawiać o piłce.
Chcę ci dzisiaj przypomnieć, jak w rozmowie osiem czy dziewięć lat temu powiedziałeś mi, że jesteś pod wielkim wrażeniem Karima Benzemy. Powtórzyłeś to samo cztery lata temu. To było tak dawno temu względem globalnej i lokalnej eksplozji podziwu dla jego futbolu. Miałeś rację. Czy Benzema w końcu zasługuje na Złotą Piłkę?
Benzema to Benzema! „9” i „10” w jednym. Syngeria talentu i siły, także zabawy i efektywności. Jeden z największych, z którymi grałem. Oczywiście, że zasługuje na Złotą Piłkę, bo to był dla niego wielki sezon! Jednak dla mnie Karim był Złotą Piłką od dawna. Od pierwszych treningów w Valdebebas czułem, że jest topowym gościem, z którym chcę grać. Kiedy go lepiej poznałem, stał mi się nawet bliższy. On ma swój charakter, jest dobrym człowiekiem i jestem szczęśliwy, że teraz jest całkowicie spełniony. Zasługuje na wszystko za to, co działo się wcześniej. Kiedy miał trudności, nie poddał się. Wierzył w siebie i odpowiedział na krytykę poprzez talent, pracę i walkę. Uciszył krytyków i uczynił z nich swoich fanów.
Widzę, że z nim też masz wyjątkowe stosunki.
To zaskoczyło między nami od pierwszego dnia. Wzajemny szacunek to podstawa do przyjacielskiej relacji. Od 10 lat dzielimy los w Realu Madryt.
Dzielicie też owacje od madridistas, chociaż to już dla ciebie codzienność...
Ach, to naprawdę specjalne uczucie...
Czy to stało się dla ciebie normalne? To już rutyna?
To nigdy nie może stać się rutyną. Ciągle dostaję gęsiej skórki, gdy do tego dochodzi. Nawet teraz, gdy o tym mówię! Jestem bardzo dumny, że kibice Realu Madryt szanowali mnie w ten sposób od pierwszego dnia.
Szanowali? Wygląda, że cię wręcz kochają.
Cóż, mi trudno o tym mówić. To prawda, że w codziennym życiu, gdzie tylko się pojawię, to czuję, że fani bardzo mnie lubią. Mogę przyznać, że te pokazy uczuć są coraz głębsze, a mi to się naprawdę podoba. Może to jeden z najważniejszych powodów, przez które chcę jak najlepiej pracować i grać jak najlepiej, abym mógł utrzymywać ten szacunek fanów.
Od pierwszego dnia kibice traktowali cię jak jednego z nich, bo prezentujesz styl, jakiego oczekują od swoich zawodników. Trochę więcej zajęło to hiszpańskim mediom, ale od jakiegoś czasu mamy odczucie, że teraz nawet gdybyś przesiedział sobie cały mecz na środku boiska, to dziennikarze podziwialiby twój spokój...
[śmiech] Nie jest tak. W Realu zawsze trzeba grać na najwyższych obrotach, a jeśli tak się nie dzieje, od razu jesteś poddawany nowej analizie. Jednak ja naprawdę nie mam na co narzekać pod względem traktowania przez media. Przeciwnie, czuję, że szczerze mnie szanują, jak ja szanuję ich pracę. Jednak bez fałszywej skromności, muszę przyznać, że zasłużyłem na to wszystko dzięki swojemu podejściu do gry, pracy i zachowaniu.
Przyzwyczaiłeś się do tego uznania ze strony mediów?
Jeśli pytasz, czy pochwały mnie znudziły, to od razu odpowiem, że nie ma to szans. Zawsze świetnie jest być chwalonym i wskazywanym jako ktoś ważny dla wyjątkowej historii Realu Madryt. Myślę sobie wtedy, znając chwalebną historię tego fantastycznego klubu: wow. To oczywiste, że dołożyłem coś do tej tradycji sukcesów, która czyni Real Madryt tak wyjątkowym klubem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze