Calderón: W Realu Madryt zawsze zaczynasz od zera
Ramón Calderón udzielił obszernego wywiadu dziennikarzom El Confidencial. Były prezes Królewskich jak zwykle ma bardzo dużo do powiedzenia na tematy wszelakie. Zapraszamy do lektury pełnej treści tej rozmowy.
Fot. Getty Images
Jak się pan czuje? Śledzi pan z bliska to, co dzieje się w Realu Madryt czy jednak woli już pan jednak trzymać pewien dystans?
U mnie wszystko dobrze. Cały czas pracuję jako adwokat, robię tym zawodzie już od 45 lat. Prezesowanie Realowi Madryt było jedynie swego rodzaju dodatkiem, gdzie miewałem wzloty i upadki. Tak czy inaczej, jestem dumny z tego, czego udało mi się dokonać, choć nie było łatwo. Liczyłem się z tym. Starałem się włożyć całą swoją dobrą wolę w to, by przyczynić się do rozwoju klubu. Jasne jest, że nie byłem tym kandydatem, którego wybrała osoba chcąca rządzić z ukrycia. Starano się uprzykrzać mi życie. Jeśli nie jesteś wybrańcem i wychylasz głowę, inni próbują ci ją uciąć. W ten sposób nie da się wiele osiągnąć.
Jakie wspomnienia są u pana najbardziej żywe?
Przed wygranymi przeze mnie wyborami Real nie wygrał niczego od trzech lat. Musieliśmy wymienić kadrę 12-13 nowymi graczami oraz poszukać nowego trenera. Moim dobrym posunięciem było zaufanie Mijatoviciowi. Razem z Carlosem Bucero tworzył dobry tandem. Wygraliśmy dwa mistrzostwa z rzędu. Ściągnęliśmy Capello oraz paru zawodników, których chciał. Wśród nich byli Cannavaro czy Emerson. Fabio prosił też jednak o Trezeguet. Nie zgodziliśmy się, ponieważ woleliśmy postawić na Van Nistelrooya. Ruud na początku miał pewne tarcia z Mijatoviciem. Później przybyli młodzi Marcelo, Higuaín i Gago. Dziś mówię, że to był sukces Predraga, gdyż wykonał on wielką pracę. Jestem też dumny z wkładu w kształcenie dzieci z marginesu społecznego. Pod względem finansowym udało nam się również dwukrotnie zwiększyć przychody z praw telewizyjnych. Zaliczyliśmy skok z 65 do 130 milionów. Mogliśmy ekonomicznie odetchnąć. Dzięki temu zyskaliśmy pieniądze na transfer Cristiano Ronaldo. Kiedy odchodziłem, w kasie mieliśmy dodatkowe 150 milionów euro.
Sugeruje pan, że przed odejściem zaklepał pan Ronaldo? Jak wspomina pan negocjacje?
Przez dwa lata rozmawialiśmy z Manchesterem United. Zapierali się rękami i nogami, by go nie sprzedawać. Miałem dobrą relację z Davidem Gillem. Mendes i sam Cristiano mówili, że chcą transferu. W grudniu 2008 roku wreszcie udało się dojść do porozumienia z United. Ronaldo co prawda przedłużył kontrakt, ale zawarta w nim była klauzula na 80 milionów funtów, czyli w przeliczeniu w tamtym czasie 94 miliony euro. Mieliśmy odpowiednie środki oraz zabezpieczyliśmy się. Gdyby się wycofał, musiałby nam zapłacić 30 milionów. Gdybyśmy to my zrezygnowali, musielibyśmy dać mu tyle samo. W ten sposób wzajemnie uszanowaliśmy wspólne ustalenia. Manchester nie chciał go sprzedawać, ale ostatecznie zwyciężyły intencje piłkarza. Wszystko było dogadane tak, by porozumienia nie dało się zerwać bez konsekwencji. Dlatego też dziwi mnie to, jak potoczyły się sprawy z Mbappé.
Czego pana zdaniem zabrakło, by Mbappé został piłkarzem Realu Madryt?
Myślałem, że klub postąpił tak samo, jak ja z Cristiano i porozumienie jest nienaruszalne. Jestem zdziwiony. Musiało wydarzyć się coś, o czym nie wiemy. Jeśli oferujesz 200 milionów PSG, co przyznał sam Florentino, to dlatego, że z założenia masz coś więcej niż tylko słowo zawodnika. Wyobraź sobie, że PSG akceptuje ofertę, a Mbappé odmawia. Operacje tego kalibru trzeba zabezpieczać. Tak, jak my zabezpieczyliśmy Cristiano. Nie wiem, być może grzechem było zbytnie zaufanie Kylianowi. Dziwi mnie, że tego typu rzeczy dzieją się bez konsekwencji.
Najgorsze jest rozczarowanie fanów.
Tak, ponieważ ludzie uważali, że wszystko jest ustalone. Z drugiej strony, nie jest to żadna tragedia. Rozczarowanie – owszem. Jakkolwiek jednak patrzeć, to Real zawsze daje więcej piłkarzowi. Bez Mbappé drużyna zdobyła w minionym sezonie trzy trofea. Nie rozumiem też, dlaczego Cristiano chciał odejść. Real daje ci prestiż, wzmacnia twój wizerunek i pozwala triumfować. Ronaldo popełnił błąd. Od odejścia nie wygrał nic.
Zna pan Cristiano. Jak pan myśli, dlaczego postanowił odejść?
Kiedy aktualny prezes zobaczył jego kontrakt, od początku uważał to za błąd. To sprawiło, że relacje od samego początku były złe. Ronaldo rozważał nawet zapłacenie kary na wypadek, gdyby w niego wątpiono. Otoczenie Florentino przekazało mu jednak, że musi przyjść, ponieważ wraz z Messim jest najlepszy na świecie. Tak czy owak, relacje nie były dobre. Cristiano po prostu robił na boisku to, co musiał. Według mojej wiedzy pewnego razu poprosił o nowy kontrakt po tym, jak umowę przedłużył Neymar. Prezes kazał mu spadać i przy świadkach przekazał mu, że jeśli przyniesie sto milionów euro, to może odejść. Nie było wyjścia. Uważam mimo wszystko, że Cristiano również popełnił błąd. Mógł jeszcze zostać przez parę lat.
Z klubem pożegnał się ostatnio Marcelo. To pan sprowadzał go do Madrytu. Po 16 latach stał się graczem z największą liczbą trofeów w historii klubu. Uważa go pan za jeden ze swoich najlepszych transferów?
Niewątpliwie. Moim zdaniem to jednak dowód świetnej pracy Mijatovicia i Bucero. W tamtym czasie postawili na Gago, Higuaína i właśnie Marcelo. Z tej trójki to Gago miał być centralną postacią. Marcelo kosztował pięć milionów euro, chciała go też Sevilla. On marzył jednak o Realu Madryt. Na przestrzeni lat mogliśmy się przekonać, jakiej klasy graczem jest i ile dał klubowi. Znaczna część jego sukcesu opiera się jednak na tym, jak świetnym jest człowiekiem. Sprowadzenie go było dobrym ruchem. Przychodził, by zastąpić Roberto Carlosa, a to niezwykle skomplikowane zadanie, kiedy jesteś tak młody i trafiasz w nowe środowisko w połowie sezonu. Roberto Carlos bardzo mu pomógł. Traktował go jak syna. Mieli świetny kontakt. Gra dla Realu Madryt jest bardzo trudna. Ten klub przeżuł wielu piłkarzy, trenerów i prezesów. Jako 18-latek Marcelo pokazywał już świetny profesjonalizm. Odpowiedział wymaganiom i był skłonny do poświęceń. Nigdy nie protestował. Zawsze świecił przykładem. Cieszę się, że tu był. Zawsze powtarzam, że to nie prezes dokonuje transferów, lecz klub. Marzenia spełniają ci, którzy są dobrzy i zostawiają dla Realu duszę. Marcelo był jednym z takich ludzi. Wieku jednak nie da się oszukać i w końcu musieli przyjść inni.
Jak by pan ocenił ten sezon w wykonaniu Realu? Nikt nie widział w Królewskich faworyta, zwłaszcza w Lidze Mistrzów.
Sezon był niesamowity i trzeba pogratulować wszystkim, którzy mieli wkład w te sukcesy. Od prezesa po dozorcę. Wykonali świetnie swoją pracę. To, co widzieliśmy w Lidze Mistrzów, było fantastyczne. Remontady z PSG, Chelsea i City są niezrozumiałą tajemnicą. W finale Liverpool miał więcej sytuacji, ale to Real sięgnął po trofeum.
Jak wytłumaczyć te wszystkie remontady? Co takiego Real ma w sobie, by dokonywać takich rzeczy w Europie?
Real Madryt w tego typu spotkaniach jest parę kroków przed innymi. Rywale mają jakościowych piłkarzy, ale to chyba kwestia mentalności. W Realu wszyscy są świadomi maksymalnych wymagań. Kiedy za mojej kadencji przychodzili nowi zawodnicy, zawsze mówiłem im, że niczego nie dostaną za darmo. W Madrycie gwizdano nawet na Zidane'a. Podobnie działo się do niedawna z Bale'em. Mówiłem graczom, że tu zaczynają od zera. Tak wygląda rzeczywistość w Realu Madryt. Piłkarz zdaje sobie sprawę, że jeśli nie da z siebie wszystkiego, pociąg odjedzie. Fani są wymagający i widzą brak zaangażowania. Mówiłem też, że w 65% nie rodziliśmy się w mieście, ze mną włącznie. Ta społeczność nie ma aż takiego lokalnego przywiązania. Kibice idą na stadion, by oglądać zwycięstwa. Każdy, kto tu przyjdzie, musi wiedzieć, że należy stawiać czoła niebywałym wymaganiom.
Sukces przyszedł wraz z trenerem, który znał już klub i te wymagania. Jakie zasługi miał w tym wszystkim Ancelotti?
To szkoleniowiec znający filozofię Realu i drużyny. Trener nie musi być główną postacią. Nimi są piłkarze. Ancelotti umie zarządzać, zna się na taktyce, ale tak naprawdę był tutaj lewą ręką. W Realu Madryt nie sprawdzają się trenerzy stojący nad zawodnikami z batem. Piłkarz nie akceptuje tu narzucania mu czegokolwiek. Lepiej ich do siebie przekonywać. Ancelotti to mistrz. Wydawało się, że nie jest pierwszym wyborem, ale na końcu trzeba spojrzeć na sukces. Bardzo trudno jest prowadzić Real Madryt. Tylko Vicente Del Bosque wytrzymał trzy lata z rzędu na ławce. Ktokolwiek tu przyjdzie, musi liczyć się z tym, że zaraz może go nie być. Nie wybacza się braku wygrywania. Trenowanie Królewskich stanowi olbrzymie wyzwanie.
Za Ancelottiego przyszła też wreszcie regularność w lidze.
To prawda, trzeba mieć to na uwadze. Zespół zdobył mistrzostwo z dużym zapasem. Niełatwo o coś takiego. Często trudniej jest wygrać ligę niż Champions League, ponieważ do rozegrania jest 38 meczów, a w większości z nich musisz być lepszy. Świat podziwia dokonania Realu w Lidze Mistrzów, ale dokonania na krajowym podwórku również zasługują na wielkie uznanie. Prawdą jest, że Barcelona, Atleti i Sevilla mylili się częściej, niż zakładano, ale koniec końców i tak musisz to wykorzystywać i zachowywać regularność. Mamy za sobą nietypowy sezon, w którym Real okazał się najlepszy.
A co pan sądzi o sezonie Benzemy?
Karim przechodzi przez wspaniałe chwile. Przez lata znajdował się w cieniu Cristiano. Po jego odejściu wziął jednak ciężar na swoje barki. Dla mnie to kluczowy zawodnik. Nie tylko ze względu na gole, ale też na całokształt pracy. Pomaga w obronie i ma charakter zwycięzcy. Uwielbia walczyć. Z początku mówiono, że jest apatyczny i chłodny. Ma jednak jakość i osobowość.
Trzeba też wyróżnić Lukę Modricia. We wrześniu skończy 37 lat, ale w ogóle tego nie widać po jego grze.
Dziś piłkarze dużo bardziej o siebie dbają i są lepiej przygotowani w każdym aspekcie. Wszystko odbywa się w taki sposób, by mogli grać dłużej. Przypadek Modricia tak czy inaczej jest niebywały. Niewielu pomocników tak cieszy swoją grą. Jest w tej drużynie punktem odniesienia. Dzięki niemu gra w środku pola jest płynna. Ma wszystko.
Do zespołu dołącza także Tchouaméni. Real zapłacił za niego 80 milionów euro. Czy rynek transferowy pana zdaniem oszalał?
Trochę. Nie znam jednak Tchouaméniego. Skoro tyle za niego zapłacono, to najwidoczniej jest tyle wart. Teraz musi to pokazać. Ktoś stwierdził, że ma w sobie to, co pozwoli mu sprostać wymaganiom Realu Madryt. Przemiana pokoleniowa jest nieunikniona. W takich klubach pamięć nie jest długa, każdy sezon to zaczynanie wszystkiego od zera. Nie liczy się to, czego dokonałeś wcześniej. Nie ma czasu na relaks. Wiarygodność buduje się tym, co robisz w danym momencie.
A jakie jest pańskie zdanie na temat Viníciusa?
Jest bardzo młody, ale umiał wytrzymać presję. Wiele o nim mówiono, ponieważ był nieskuteczny. Uważano, że Real go przerasta. On jednak cały czas pracował i stawał się coraz lepszy. W tym sezonie stał się jednym z najlepszych graczy świata na swojej pozycji.
Osiągnięcia Realu robią jeszcze większe wrażenie, jeśli spojrzeć na to, że w tyle pozostały kluby o praktycznie nieograniczonych funduszach.
Niewątpliwie. To również swego rodzaju cud. Trzeba być dumnym z tego, że Real jest w stanie pozostawić za sobą PSG, City czy Liverpool. Nie mamy akcjonariuszy, nie wspiera nas amerykański czy chiński kapitał. Real Madryt to spółka złożona z 90 tysięcy socios. Jak jednak widać, ten model wciąż ma rację bytu. Trzeba być dumnym, ponieważ wszystko jest dobrze zarządzane.
Co pan sądzi o nowym Bernabéu?
Z początku byłem nastawiony nieco sceptycznie, ponieważ uważałem to za niepotrzebny wydatek. Dziś jednak uważam, że wyszło świetnie. Prezes jest człowiekiem sukcesu w świecie biznesu. Real natomiast zasługuje na stadion podziwiany przez cały świat.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze