Valverde: Słowa Salaha były jak zlekceważenie herbu i graczy Realu Madryt
Fede Valverde udzielił wywiadu magazynowi Club del Deportista, który opublikowała także MARCA. Przedstawiamy pełne tłumaczenie tej rozmowy z pomocnikiem Realu Madryt.
Fot. Getty Images
Tęsknisz za domem i graniem na tych błotnistych boiskach?
Dokładnie, to jest najpiękniejsze, co piłkarz może mieć w życiu. Możesz osiągnąć wiele, wygrać wiele trofeów z Peñarolem, reprezentacją czy Realem Madryt, ale ten dziecięcy etap grania z przyjaciółmi w jednej drużynie i cieszenia się razem grą na ulicy to coś wyjątkowego.
Uważasz, że to tam zostałeś piłkarzem, jakiego oglądamy dzisiaj?
Możliwe. Jednak większa część leży po stronie rodziców. Oni wpoili mi wartości na dalsze życie. Tata pokazał mi, jakie powinny być też wartości na boisku. Pomogła mi także trójka rodzeństwa ze swoimi wartościami. To wszystko było kluczowe, by dojść tu, gdzie jestem dzisiaj.
W Peñarolu grałeś z Diego Forlánem, swoim idolem. Jaka była najlepsza rada, jaką od niego usłyszałeś?
Było ich dużo. Dla mnie było niesamowite, że kiedy tylko awansowałem do pierwszej drużyny, on przyszedł do Peñarolu. To było wyjątkowe. Oglądanie go w treningu, oglądanie jego pracy. Był zawsze jednym z pierwszych w ośrodku i jednym z ostatnich, którzy wyjeżdżali. A już wtedy osiągnął tak wiele. Pokazywał jednak pełen profesjonalizm. Próbowałem uczyć się od niego na każdym treningu. Miał wobec mnie wiele gestów i zawsze będę o tym pamiętać.
W wieku 18 lat przyjechałeś do Madrytu. Przypuszczam, że nie było to nic łatwego dla tak młodego chłopaka, który musiał zostawić rodziców i dokonać tak dużej zmiany w życiu.
Było ciężko. Przyszedłem do Realu Madryt i to było najlepsze, co mogło mi się przytrafić w życiu, ale także najtrudniejsze, bo patrzyłem również na część rodzinną. Przyjechał do Hiszpanii bez rodziców, którzy dotychczas byli przy mnie w każdym momencie. To było dziwne, bo czułem wielkie szczęście z dołączenia do tego klubu, ale jednocześnie czułem smutek, że zostawiam rodziców i rodzeństwo.
W jakim punkcie Fede Valverde znajduje się dzisiaj jako piłkarz Realu?
Muszę dalej się rozwijać, muszę dalej dojrzewać. Na dzisiaj wszystko jest dla mnie ważne na boisku i poza nim. Temat fizyczny, żywienie, temat psychologiczny... Wiem, że muszę dalej się uczyć, ale też pokazywać cały czas, dlaczego tu jestem, by wzmacniać pozycję w jedenastce. Taki jest mój cel.
Kiedy zobaczyliście, że ta liga już wam nie ucieknie?
Na Sánchez Pizjuán [w mneczu z Sevillą]. Tamtego dnia wiedzieliśmy, że jeśli nie zdobędziemy trzech punktów, to Barcelona może mocno doskoczyć. To był kluczowy dzień. Do tego doszedł sposób, w jaki wygraliśmy. Takie coś też moim zdaniem tworzy dołek u rywali, którzy rywalizują z Realem Madryt. To był dzień, w którym wygraliśmy połowę mistrzostwa. To dodało nam też motywacji, by zakończyć to jak najszybciej.
Wygraliście ligę na pięć kolejek przed końcem. Czuliście się dużo lepsi?
Nie, absolutnie nie. Myślę, że La Liga jest bardzo trudna. Na Bernabéu może mamy małą przewagę, ale na wyjazdach rywale są naprawdę bardzo mocni i wszyscy chcą wygrać. To jednak prawda, że mieliśmy dużą przewagę przez całe rozgrywki i oczywiście to dodaje ci ogromnego spokoju.
Jak gra się u boku Modricia?
Niesamowicie. Oglądanie jego gry to przyjemność. Bycie jego kolegą to przyjemność. Oglądanie wszystkiego, co daje herbowi, który reprezentuje, to przyjemność. Zawsze z nim żartuję, że nie mam pojęcia, jak ja dotrwam do takiego wieku, bo dzisiaj po zakończeniu wielu meczów boli mnie całe ciało. Myślę, że Luka to wzór z powodu wszystkiego, co reprezentuje.
Defensywny pomocnik, boczny środkowy pomocnik, mediapunta, boczny obrońca, prawoskrzydłowy... Na tych pozycjach grałeś w Realu Madryt. Na której czujesz się najwygodniej? I nie odpowiadaj proszę, że tam, gdzie wystawia cię trener.
Na pewno nie na boku obrony! Wszystko, co będzie w środku, na pozycjach numer 8 czy numer 6, bardzo mi się podoba. Myślę, że tam mogę pokazać swoje umiejętności, swoją moc fizyczną, mogę ruszać do ataku, mogę bronić. Myślę, że to jest tym, z czym się urodziłem i co jest dla mnie naturalne. Tam mogę dodać coś do drużyny.
Możesz mi wytłumaczyć, w jaki sposób Real Madryt doszedł do finału Ligi Mistrzów, gdy w wielu momentach dwumeczów z PSG, Chelsea i City byliście praktycznie dwiema nogami poza rozgrywkami?
To trudne. Oczywiście po pierwsze trzeba podziękować ludziom, bo gdy mecz wygląda na przegrany i nie znajdujesz rozwiązań, to fani zawsze są na miejscu i nas wspierają. To dodaje nam plusik i energię, której nie da się wytłumaczyć. Po prostu trzeba dalej walczyć. Mecz nie kończy się, dopóki nie wskaże tego sędzia i musisz walczyć do końca.
Jaki jest sekret? DNA Realu Madryt?
Duch Realu Madryt. Duch ludzi, herbu, każdego zawodnika wchodzącego na boisku, by bronić tego klubu. Wygrywamy, przegrywamy, remisujemy - zawsze próbujemy zwyciężyć i to sprawia, że jesteśmy inni od reszty.
W jakimś momencie musieliście myśleć: „To tyle, wyeliminują nas”.
Tak. Wyróżniłbym tu mecz z City. Będzie ciężko to powtórzyć, że doszliśmy do 89. minuty, przegrywamy, mrugnąłeś i już wygrywamy. To rzeczy, które rzadko dzieją się w całym życiu.
Czujesz, że rywale boją się Realu?
Tak, to czuć. Nie wiem jednak, czy to strach, ale faktycznie jest ta presja, jaką tworzy stadion i kibice. Także wynik, bo przeciwnik wie, że mierzy się z Realem Madryt, który w każdym momencie jest zdolny do wszystkiego. To czuć. Kiedy to rozchodzi się po trenerach, drużynie i kibicach, tworzy się Trójkąt Bermudzki. To jest tym czymś, co pozwala ci strzelić tego gola i dojść do tej jeszcze jednej piłki.
Boli cię, że ludzie uważają, iż Real Madryt wygrywa, bo ma szczęście?
Gdybym powiedział ci, że w tym wszystkim nie ma szczęścia, skłamałbym. Musisz jednak szukać tego szczęścia. Musisz szukać celu, jakiego chcesz i próbować go osiągnąć przy szczęściu czy pechu. W tych trzech dwumeczach szczęście też było z nami, bo działy się wyjątkowe rzeczy.
W czasach Luisa Suáreza kibicowałeś Liverpoolowi, bo jako kraj wspieraliście swojego rodaka. Czy teraz Urugwaj będzie za Realem Madryt?
Tak, na pewno. W Urugwaju to bardzo normalne. Możemy siebie nienawidzić jako kibice różnych klubów w Urugwaju, ale gdy mówimy o reprezentacji czy zawodnikach grających w klubach zagranicznych, to zawsze zwieramy szyki i wspieramy swoich ludzi. Moi rodacy będą mnie wspierać i jestem im za to bardzo wdzięczny.
Salah, gracz Liverpoolu, powiedział, że woli w finale Real niż City. Te słowa was motywują?
Oczywiście. Jasne jest, że każdy może odebrać je, jak tylko uważa. Ja jestem rywalem i dla mnie to jak lekceważenie herbu Realu Madryt, graczy Realu Madryt... My musimy po prostu dać z siebie wszystko, co mamy najlepsze. Musimy spróbować pokazać, dlaczego jesteśmy w finale i obyśmy mogli podarować kolejne trofeum kibicom i Realowi Madryt.
Dla ciebie to będzie pierwszy finał Ligi Mistrzów. Jak to przeżywasz?
Po pierwsze, myślisz sobie, że nigdy sobie tego nie wyobrażałeś, gry w takim finale. Ostatnio spotkałem się z przyjaciółmi i rozmawialiśmy o pamiętnym finale Liverpoolu z Milanem. Oglądałem go z rodzicami, a dzisiaj sam zagram w takim meczu. Marzeniem była gra dla Realu Madryt, ale nigdy nie myślałem, że zagram w finale Ligi Mistrzów. Cel w głowie jest jasny: wygrać. Jeśli byłoby inaczej, nie warto byłoby tu dochodzić.
Co do tamtego finału Liverpoolu z Milanem, przy takim rozwoju tegorocznej Ligi Mistrzów, to może teraz wy odrobicie wynik 0:3 do przerwy.
Dopóki wygramy, biorę wszystko w ciemno. Ale zawsze tylko jeśli wygramy. Będzie 1:0, 2:1... Nie ma to znaczenia.
Twoje słowa „będę biegać, dopóki nie odpadną mi nogi” stały się bardzo viralowe. Ja uważam, że Real Madryt docenia właśnie takiego ducha piłkarza.
Urodziłem się z tym stwierdzeniem. To mój sposób przeżywania futbolu i pokazywania, dlaczego jestem w Realu Madryt. Poza bieganiem mam swoje umiejętności techniczne, potrafię atakować i bronić. Wszystko łączy się razem. Kiedy mówię te słowa, chodzi o to, że czasami nogi mają ci już eksplodować, ale twoje serce i głowa dalej walczą. Bronisz najlepszego herbu na świecie i musisz to robić z honorem.
Dlaczego Fede Valverde wydaje się dochodzić do końcówek meczów z większymi siłami od reszty?
Myślę, że to jedna z moich zalet. Mam bardzo dobre warunki fizyczne i pracuję, by tak to wyglądało. Dobrze się odżywiam, dobrze odpoczywam, pracuję nad głową, czuję się dobrze w moim ciele. To prawda, że im więcej minut upływa, tym czuję się lepiej, czuję większą energię i próbuję to maksymalnie wykorzystać.
Czego brakuje Fede, by poprawić się jako piłkarz? Goli?
Tak, strzelanie goli to forma pomocy drużynie. Moja praca to ciemna strona, której nie dostrzega się tak często. Chciałbym dokładać więcej goli, więcej asyst i częściej być w polu karnym. Grać z większą determinacją, ale jestem ciągle młody i codziennie uczę się czegoś nowego.
Masz w domu pokój przeznaczony tylko i wyłącznie do gry na PlayStation. To ucieczka od presji, jaka na was ciąży w futbolu?
Tak. Gram wieczorami, gdy syn już śpi. W dzień cieszę się rodziną. Czasami wykorzystuję też czas, gdy moja kobieta śpi albo, gdy nie chcę z nią czegoś oglądać [śmiech]. Nie, kłamię. Ale to czas dla mnie. Czasami masz tyle meczów i podróży, że wracasz do domu bardzo zmęczony. To też mój sposób na pozostawanie w kontakcie z przyjaciółmi i wspólną zabawę. Zapominam wtedy o futbolu, oddalam się od stresu i nerwów. Tak, to sposób na odłączenie się.
Grasz z synkiem Benicio w piłkę. Czy kiedykolwiek odpuścisz i po prostu dasz mu wygrać?
Nie, wygrywa ten, kto jest lepszy. Jeśli wygra, świetnie, ale ja będę próbować go pokonać. Myślę, że także w taki sposób kształtujesz zwycięzców. Zawsze musisz iść po zwycięstwo. Uwielbiam wygrywać we wszystkim. Nie będziemy się oczywiście zabijać z moim synem, ale jeśli on będzie grać, by wygrać, to ja będę robić to samo.
Jaki jest Fede po porażkach? Ciężko przetrawić ci porażkę? Długo jesteś wściekły?
Wiele się nauczyłem w tej sprawie. Wcześniej bardzo cierpiałem. Dla mnie porażka była najgorszą rzeczą w życiu. Czasami po przegranej zapominałem o codzienności: nie rozmawiałem z kobietą, nie bawiłem się z synem. Po prostu z powodu porażki... Czasami musisz jednak dostrzec, że przegrana to też nauka. Wszystko ma swój powód. Trudno było mi to odwrócić i dzisiaj dalej cierpię, ale podchodzę też do tego inaczej. Bardzo się poprawiłem, ale też wiele ciągle przede mną.
Dlaczego szeroko pojęty grill jest tak ważny dla Urugwajczyka?
To moment dla rodziny i przyjaciół. Gdy widzę jak mój syn podbiera mi mięso, bardzo mnie to bawi. Nie ja przygotowuję potrawy, ale uwielbiam je jeść. Bycie z najbliższymi zawsze jest wyjątkowe.
Za rogiem mundial w Katarze. Gdzie dojdzie na nim Urugwaj?
Dla mnie to piękny rewanż. Grałem już wiele razy dla mojego kraju, ale mundial jest wyjątkowy i oczywiście powalczymy o trofeum. Gdybym powiedział inaczej, kłamałbym. Osobiście chcę pokazać swoje najlepsze rzeczy i wziąć na siebie zespół, bo czuję się do tego zdolny. Trzeba iść po wszystko.
SZYBKIE ODPOWIEDZI
Dzień bez yerba mate jest możliwy?
Nie.
Ulubiona gra na PlayStation?
Call of Duty.
Inny sport.
Tenis.
Gdybym był dyrektorem sportowym, kogo kupiłbym do Realu Madryt?
Bentancura.
Paryż czy Nowy Jork?
Paryż.
Wakacje w...
Urugwaju, Argentynie, Formenterze i Ibizie.
Niezapomniany gol.
Dla Urugwaju w debiucie.
Liga, w jakiej chcę zagrać.
Premier League.
Strach przed...
Nieznajdowaniem celu.
Podziwiam...
Rodziców, moją kobietę i mojego syna.
Wolałbym nie mieć WhatsAppa czy Instagrama?
Instagrama.
Widzieć czy słyszeć?
Widzieć.
Latać czy nurkować?
Latać.
Podróż do przeszłości czy przyszłości?
Przyszłości.
Bramkarz czy strzelec?
Strzelec.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze