Efes obronił tytuł w Eurolidze
Jedenasty Puchar Europy będzie musiał poczekać. Real Madryt przegrał z Efesem, który zdołał obronić tytuł i po raz drugi sięgnął po miano najlepszej drużyny w Europie.
Fot. Getty Images
Niestety, nie udało się powtórzyć sukcesu z Belgradu sprzed czterech lat. Real Madryt przegrał z Efesem 57:58. Królewscy grali znakomicie w obronie, byli w stanie mocno obniżyć ofensywne statystyki Turków, ale brakowało ofensywy. W wielu momentach brakowało pomysłu na wykończenie akcji, a skuteczność też nie dopisywała. 6 celnych rzutów z dystansu na 33 próby to fatalny wynik, który nie pozwolił na zbudowanie przewagi. Efes był też w stanie wyrównać początkową przewagę Realu Madryt w zbiórkach. Turcy po raz drugi z rzędu zostali mistrzami Euroligi.
Na początku spotkania nerwy towarzyszyły zawodnikom obu drużyn i pierwsze 2 minuty to zaledwie 1 zdobyty punkt. Później było tylko trochę lepiej, bo defensywa po obu stronach spisywała się znakomicie i brakowało skuteczności. W połowie kwarty był remis 6:6. Wtedy krok do przodu zrobili madrytczycy, a konkretnie Tavares, który świetnie czuł się pod tablicą Efesu. Seria 6:0 dała Królewskim chwilę oddechu, ale trwało to krótko, bo Larkin praktycznie w pojedynkę zmniejszył stratę i przewaga Realu Madryt po pierwszej kwarcie była minimalna (15:14).
W drugiej kwarcie Efes poprawił się, jeśli chodzi o walkę pod koszem. Spotkanie cały czas było bardzo wyrównane. Ożywieniem gry Królewskich było wejście Causeura, którego w pierwszej części Laso trzymał ma ławce. Dzięki temu Real Madryt uciekł na 7 punktów. Efes jednak szybko wrócił do gry za sprawą dwóch zawodników – Larkina i Micicia. Klub ze Stambułu mógł nawet wyjść na prowadzenie, ale tym razem Larkin spudłował, za to Randolph trafił z dystansu i na przerwę Blancos schodzili, mając kilka punktów przewagi (34:29).
Po zmianie stron w meczu zaczęła dominować defensywa. Na tym obie drużyny się skupiały, przez co skutecznych ofensywnych akcji było niewiele. Real Madryt uciekł nawet na 9 oczek, ale później seryjnie pudłował z dystansu, co Efes wykorzystał. Seria 7:0 na korzyść Turków wyrównała spotkanie. To wprowadziło nerwowość w szeregi madrytczyków, którzy nie potrafili wyprowadzić skutecznej akcji. Zawodnikom puszczały nerwy, czego dowodem było spięcie Poirier z Andersonem. Efes nie wykorzystał szansy na doprowadzenie do remisu i przed ostatnią kwartą ciągle Real Madryt prowadził 42:40.
W ostatniej kwarcie lepszy początek zaliczył Efes, który po długim czasie wyszedł na prowadzenie. Na szczęście długo to nie trwało, bo z dystansu trafił Llull. Sporo problemów madrytczykom sprawiał Pleiß. Niemiec dosyć niespodziewanie był głównym bohaterem w kluczowych momentach. Kiedy Larkin albo Micić pudłowali, Tibor czekał na dobitkę. Po jego ofensywnej zbiórce i celnej dobitce Efes prowadził 58:55 na minutę przed końcem.
Od tego momentu Real Madryt wyprowadził tylko jedną akcję. Llull zdobył dwa punkty, a później Królewscy podjęli złe decyzje w obronie. Dwa faule pozwoliły Efesowi grać niemal do końca spotkania. Larkin spudłował, ale mecz zdążył się skończyć, zanim udało się zebrać piłkę. Efes obronił tytuł w Eurolidze.
57 – Real Madryt (15+19+8+15): Abalde (2), Hanga (5), Deck (5), Tavares (14), Yabusele (3), Causeur (3), Randolph (6), Rudy (2), Poirier (5), Llull (9), Taylor (3).
58 – Efes (14+15+11+18): Larkin (10), Moerman (0), Pleiß (19), Micić (23), Anderson (0), Beaubois (0), Singleton (4), Bryant (0), Dunston (2).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze