Sala bankietowa czeka
Wszystko na ten doniosły moment jest już przygotowane.
Fot. Getty Images
Szyty na miarę garnitur odebrany od krawca. Sala pięknie przystrojona. Szampany oraz mocniejsze trunki na późniejszą część imprezy idealnie schłodzone (dla chętnych nie zabraknie jednak ciepłego Specjala). Stół suto zastawiony wyszukanymi smakołykami, a przy plakietkach z nazwiskami czekają dla uczestników również okolicznościowe upominki. Kwartet smyczkowy natomiast nastroił już instrumenty. Zgromadzeni pod salą bankietową goście czekają wiec jedynie na otwarcie drzwi i oficjalne rozpoczęcie tego długo wyczekiwanego, ekskluzywnego przyjęcia.
Nic z powyższej listy nie pójdzie już na zmarnowanie. Czysto teoretycznie mogłoby, ale nie pójdzie. By jednak rozpocząć fiestę, najpierw trzeba jeszcze podpisać ten ostatni świstek. W zaistniałej sytuacji głupio byłoby, gdyby okazało się, że długopis się wypisał i trzeba jeszcze lecieć po nowy. Po co już nie tyle kusić los, ile zwyczajnie niepotrzebnie odwlekać tak szczególny moment.
Dziś Realowi Madryt wystarczy jeden punkt, by móc świętować zdobycie mistrzostwa Hiszpanii. Tylko punkt i… nie, nie mamy już nawet zamiaru pisać, że aż punkt, bo przesadzilibyśmy w tej sytuacji z kurtuazją. Kwestią pozostaje jedynie to, czy zdobędziemy go w to popołudnie, czy jakiś dziwaczny kaprys sprawi, że jednak jeszcze chwilę zaczekamy.
Tak, wiemy, że za chwilę Królewskich czeka jeszcze bój na śmierć i życie z Manchesterem City. Wiemy, że to jeszcze nie koniec walki o najwyższe cele i wcale niewykluczone, iż najlepsze tak naprawdę przed nami. Szczerze mówiąc, uważamy jednak, że myślenie dziś już wyłącznie o środowej konfrontacji jest jedynie robieniem sobie pewnego rodzaju krzywdy. Bo czy faktycznie jest jakiś powód, by świętować huczniej ligowy tytuł po walce do ostatniej kolejki już po pożegnaniu się wcześniej z Ligą Mistrzów? Sumiennie pracowaliśmy przez cały sezon, by taki dzień, jak dzisiejszy nadszedł jak najwcześniej. Zróbmy więc swoje i cieszmy się nim w pełni.
Cieszmy się, ponieważ wszelkie okoliczności sprzyjają temu, by świętowanie wreszcie wyglądało tak, jak należy. W meczu z Espanyolem gramy o to, by móc celebrować mistrzostwo przed własną publicznością i z trofeum na miejscu. A przecież tego typu sytuacje w minionych kilkunastu latach zdarzały się rzadko. Gdy Real po raz ostatni wygrywał La Ligę, robił to na stadionie rezerw, a jedyną publicznością, jaka mogła dzielić radość z piłkarzami, była ta, którą realizator dorabiał w komputerze na potrzeby transmisji. Jeszcze wcześniej, w 2017 roku, Los Blancos przyklepywali tytuł w Maladze, a na miejsce nawet nie dotarł puchar.
Również za Mourinho i Schustera kwestie mistrzostwa przesądzaliśmy na wyjazdach. By więc odnaleźć ostatnie mistrzostwo zdobyte u siebie, trzeba się cofnąć aż do czasów Fabio Capello, gdy w meczu z Mallorcą decydujący okazał się pamiętny dublet świętej pamięci José Antonio Reyesa. Był to rok 2007. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby części obecnych fanów Realu Madryt nie było wtedy jeszcze na świecie lub wówczas nawet nie wiedzieli oni, że pokochają właśnie ten klub.
Jako kibicom Królewskich być może nie wypada nam pisać czegoś podobnego, ale dziś zrobimy wyjątek. Drodzy piłkarze, drogi Carlo, po prostu nie przegrajcie. Na zwiększenie wymagań przyjdzie czas w środę.
* * *
Mecz rozpocznie się o 16:15. W Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich wynosi 1,50.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze