Pierwsza wyjazdowa porażka w lidze
W 27. kolejce Ligi Endesa Real Madryt przegrał z Tenerife. Królewscy znów zawiedli w grze ofensywnej.
Fot. własne
Real Madryt przegrał w lidze na wyjeździe po raz pierwszy w tym sezonie. Pogromcą Królewskich okazała się drużyna Tenerife. Kolejny raz w tym sezonie Blancos zawiedli zupełnie w ofensywie. Brakowało pomysłu i brakowało skuteczności. Do pewnego momentu madrytczyków w grze utrzymywała defensywa, ale ona pękła w czwartej kwarcie, kiedy Kanaryjczycy rozbili Real Madryt. W tej sytuacji zamiast walki o pierwsze miejsce Królewscy powinni zacząć oglądać się za siebie, bo Joventut znajduje się już bardzo blisko.
Pierwsza kwarta nie była imponująca pod względem ofensywnym. Obie drużyny większą wagę przywiązywały do bronienia, więc na każde trafienie trzeba się było mocno napracować. Laso tym razem pozostawił Tavaresa na ławce i w pierwszej piątce znalazł się Poirier. To akurat okazało się dobrym posunięciem, bo Królewscy wygrywali walkę pod tablicami. Za ataki odpowiadał głównie Llull, ale też sporo ożywienia na parkiet wniósł Heurtel po wejściu na zaledwie 3 minuty. Madrytczycy zyskali niewielką przewagę po pierwszej części (14:18).
W drugiej kwarcie zaczęła się zarysowywać przewaga Realu Madryt, który przez cały czas utrzymywał się na prowadzeniu. Zmieniała się tylko jego wysokość. Najwyżej udało się odskoczyć na 8 oczek. Dalej wyraźnie Królewscy dominowali pod tablicami, w czym mocno pomogło wejście Tavaresa. Gdyby tylko skuteczniej trafiali z dystansu (tylko 1/8 w drugiej kwarcie), to mogliby zbudować solidną przewagę. W połowie meczu ciągle utrzymywała się różnica czterech oczek (28:32).
Po zmianie stron wreszcie coś się ruszyło w ofensywie Realu Madryt, ale tylko przez chwilę. Seria 8:0 pozwoliła pozwoliła zbudować 12-punktową przewagę i wszystko wydawało się iść we właściwym kierunku. Na parkiecie rządził duet Yabusele-Causeur. Wtedy jednak pojawiła się blokada, a Kanaryjczycy nie zamierzali się poddawać i, przy wsparciu publiczności, ruszyli do odrabiania strat. Zanotowali serię 9:0, co pozwoliło im wrócić do gry (41:43).
Na początku czwartej kwarty Tenerife ponownie znalazło się na prowadzeniu po trafieniu Salina za trzy punkty. Od razu odpowiedział Llull, uciszając publiczność. Jednak trybuny znów ożyły, bo gospodarze zaczęli przewyższać Królewskich praktycznie w każdym aspekcie. Podopieczni Laso, nawet kiedy przeprowadzili dobrą akcję i wypracowali sobie czystą pozycję, to pudłowali. Tenerife popisało się kolejną serię (12:0), a mecz znajdował się w kluczowej fazie, nie pozostawiając madrytczykom czasu na odpowiedź.
72 – Tenerife (14+14+13+31): Fitipaldo (14), Sastre (5), Wiltjer (6), Guerra (8), Doornekamp (3), Borg (0), Huertas (2), Salin (9), Rodríguez (0), Szermadini (11), Todorović (6), Sulejmanović (8).
59 – Real Madryt (18+14+11+16): Williams-Goss (4), Causeur (11), Poirier (4), Llull (13), Yabusele (13), Heurtel (5), Rudy (0), Deck (3), Tavares (6), Taylor (0).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze