Demony Ancelottiego
Carlo Ancelotti nieprzerwanie cieszy się zaufaniem ze strony zarządu.
Fot. Getty Images
Tylko jeden scenariusz może sprawić, że trener Realu Madryt pożegna się z posadą przed końcem sezonu: katastrofa w najbliższych miesiącach. W tych kategoriach postrzegać należałoby brak mistrzostwa. Ewentualne odpadnięcie z Ligi Mistrzów nie byłoby jednak w stanie zdetonować bomby. Na europejskiej arenie jest jeszcze kilku rywali, którzy w tym samym stopniu liczą się w walce o końcowy triumf. Porażka na krajowym podwórku byłaby już jednak rozpatrywana inaczej. Dziewięć punktów przewagi nad wiceliderem na dziewięć kolejek przed końcem i taki sam nad Barceloną, jeśli ta wygra zaległy mecz z Rayo, to zaliczka, jakiej po prostu nie można już roztrwonić.
Porażka w Klasyku zasiała pewną wątpliwość. Nie chodzi już nawet o sam wynik, lecz o ogólne odczucia. Ancelotti wziął na siebie winę za tę klęskę, ale jednocześnie poprosił też, by nie robić z niej aż takiego dramatu. Na tym etapie sezonu Królewscy potrzebują stabilności i wiary we własne możliwości. Do tego niezbędne jest unikanie paniki. Cel jest jasny: nie potknąć się dwa razy o ten sam kamień.
Mowa o kamieniu z sezonu 2014/15, gdy Real przez długi czas przewodził stawce, a drużynę niósł jeszcze triumf z Lizbony. Drużyna w pewnym momencie zaliczyła serię 22 zwycięstw z rzędu, co jedynie potwierdzało to, jak skuteczny i przekonujący futbol grają Los Blancos. W stolicy Hiszpanii zaczęto głośno mówić o potrójnej koronie, ale od grudniowej porażki z Valencią wszystko zaczęło się sypać. Koniec końców po trzy trofea sięgnęła Barcelona, która najpierw odrobiła w lidze czteropunktową stratę, a następnie sięgnęła po Puchar Króla oraz pokonała w Berlinie Juventus w finale Champions League. Luis Enrique tym samym przeszedł drogę od kwestionowanego do uwielbianego, a odwrotny kurs obrał Ancelotti. Po sezonie Carletto został zwolniony, a jego miejsce zajął Rafa Benítez. Resztę historii z pewnością doskonale wszyscy znamy.
Real przegrał w drugiej części wspomnianego sezonu dwa kluczowe starcia – z Atlético (pamiętne 0:4) oraz Barceloną (1:2). Katalończycy, którym przez wiele miesięcy towarzyszyły wątpliwości i których prowadził bliski zwolnienia przyszły selekcjoner Hiszpanii, na koniec ligowych rozgrywek okazali się lepsi o dwa punkty. Real natomiast z solidnego okrętu zdążył stać się przeciekającą łódką. Dziś Ancelotti stara się nie powtórzyć tamtego błędu i odpędzić demony przeszłości. Zdobycie mistrzostwa z pewnością wydłużyłoby jego termin przydatności w Madrycie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze