Dulanto: Jesteśmy Kopciuszkiem, ale wyjdziemy z nożem między zębami
Gustavo Dulanto udzielił wywiadu dziennikowi AS. Kapitan Sheriffa opowiadał o ostatnim meczu z Realem i tym, co czeka jego drużynę teraz.
Fot. Getty Images
Czy przetrawiłeś już co to znaczy wygrać na Bernabéu z taką drużyną jak Sheriff?
Po meczu zacząłem myśleć o wszystkim, co przeżyłem. Jak to było dostać się do Ligi Mistrzów po ośmiu meczach kwalifikacyjnych. A potem pokonać Real. Zawsze marzyłem o grze dla Realu, nie mogę temu zaprzeczyć. Uważam się za madridistę. Niestety przegraliśmy oba mecze z Interem i powiedziałem moim kolegom z drużyny: „Musimy wziąć się w garść”. Nie ma sensu wygrywać na Bernabéu, jeśli potem nie zakwalifikujemy się do fazy pucharowej lub Ligi Europy.
Twój ojciec Alfonso grał dla Méridy w sezonie 1995/96. Musisz czuć się troszkę jak Hiszpan, prawda?
Przyjechałem do Méridy, gdy miałem dwa miesiące, nic nie pamiętam (śmiech). Podążałem równoległymi ścieżkami z moim tatą, z którego jestem bardzo dumny. Musiał też wyjechać i grać w egzotycznej wówczas lidze, na Cyprze. On pojechał do Hiszpanii, ja do Portugalii.
Tam Boavista uczy cię najbardziej niewdzięcznej części tego biznesu.
Na tydzień przed zamknięciem okienka powiedzieli mi, że mnie nie chcą. Musiałem trenować z drużyną U-23 z Alberto Bueno, który przeszedł przez coś podobnego. Bardzo mi pomógł i bardzo go lubię. To był dla mnie szok, zdecydowałem się rozwiązać kontrakt i wróciłem do Peru, musiałem trenować sam, na własną rękę. To była sytuacja, z której mogłem się tutaj odrodzić.
Przypuszczam, że musiałeś wygooglować, jak wszyscy inni, gdzie leży Naddniestrze?
Tak, zrobiłem to! (śmiech). Pamiętam, że jechałem samochodem i dzwoni do mnie mój agent. „Jest dla ciebie poważna oferta, to Sheriff Tiraspol”. Zapytałem go, skąd to się wzięło. Przeszukałem Internet, znalazłem na Instagramie mojego kolegę z drużyny Francka Castañedę, który szczegółowo opowiedział mi o klubie i kiedy przyjechałem na miejsce, zobaczyłem, że wszystko, czego oczekiwałem, było właśnie takie. Zespół, infrastruktura są spektakularne. Wszystko składa się na to, że przyjechałem do miejsca, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, a powiedzieć, że jest inaczej, byłoby kłamstwem. Znałem tę nazwę tylko dlatego, że kiedyś grali z Lokomotivem Farfana. Kiedy wracam do Peru, to jest to 35-godzinna podróż i czasami trzy lub cztery międzylądowania. To prawie jak Dakar (śmiech).
I od razu po przyjeździe do Tiraspolu stajesz się szefem szatni.
Pomaga mi w tym moja osobowość. Ja też tak mam, lubię rozkazywać. Uczono mnie tego od najmłodszych lat, bo jestem obrońcą i lubię mówić, jak jest. Mówię kolegom z drużyny, że mogę mówić głośno w trakcie meczu, ale nie powinni brać tego sobie do serca. A jeśli mają coś do powiedzenia, niech mówią, uwielbiam to.
Czy musiałeś długo mówić swoim kolegom z drużyny, że wymiana koszulek na Bernabéu jest później, że najpierw jest mecz?
Wymieniłem z Benzemą, ale dlatego, że wygraliśmy. Rozmawiałem o tym z żoną, taki już jestem, że jak przegrywam, to idę prosto do szatni. Co więcej, jest takie zagranie, w którym Athanasiadis wygrywa pojedynek jeden na jeden z Modriciem, a ten uderza go piłką w twarz. Luka prosi mnie o wodę, ja mu ją daję i odchodzę. Moja żona zapytała mnie, dlaczego nie zostałem i nie porozmawiałem z nim. Co? (śmiech). Wiem, kim jest Modrić, ale kiedy gram, zapominam, kto jest przede mną. To właśnie mówię moim kolegom z drużyny, że jedyną różnicą między nami a nimi jest kolor i herb na koszulce. Potem jesteśmy tacy sami.
Przed meczem na Bernabéu powiedziałeś, że Benzema „jest nie do rozszyfrowania”. Francuz mógł strzelić gola przeciwko Sheriffowi tylko z rzutu karnego, więc coś tam rozszyfrowałeś, prawda?
Tyle lat oglądam Real, że coś musiało mi pomóc (śmiech). Mieliśmy tego dnia szczęście, bo bardzo się na nas rzucili. Ale mentalnie byliśmy na to przygotowani.
Wyczuwam z twoich słów, że Real będzie musiał znieść kolejną dawkę cierpienia w Tyraspolu.
Chodzi o to, że jesteśmy zdani na siebie, jeśli chcemy dotrzeć do fazy pucharowej. Jesteśmy Kopciuszkiem, ale wciąż żyjemy. Wyjdziemy z nożem między zębami.
Co jest trudniejsze do obrony, inteligencja Benzemy czy elektryczność Viníciusa?
Widzieliśmy mecze Realu i rozmawiamy o tym. Benzema pokazuje ci piłkę, wygląda na to, że ją masz, ale na koniec cię mija. On cię zasiada, jak to mówimy w Peru. Oni są najlepsi. Vinícius jest w swoim najlepszym momencie.
Wiem, że chciałbyś grać w Hiszpanii lub we Włoszech.
Dlatego przyjechałem do Tyraspolu, choć nie sądziłem, że pójdzie mi tak dobrze i tak szybko.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze