Poniedziałek
To były czasy.
Fot. Getty Images
Najpierw w 107. minucie dogrywki do siatki głową trafił mierzący 170 centymetrów Rafał Siemaszko. Cztery minuty później Luka Zarandia przeprowadził zaś wspaniały rajd przez ponad połowę boiska, który wykończył ze spokojem uderzeniem lewą nogą przy dalszym słupku. Kontaktowy gol Łukasza Trałki na nic się już nie zdał. Arka Gdynia zdobyła w ten sposób swój drugi Puchar Polski i zarazem pierwsze trofeum, od 1979 roku. A przecież zaledwie rok wcześniej Arka była jeszcze dopiero na etapie walki o awans do Ekstraklasy…
Tamten triumf na Stadionie Narodowym 2 maja 2017 roku nie był jednak ostatnią słodką chwilą w rzeczonym okresie. Później bowiem przyszedł jeszcze wygrany po serii rzutów karnych na stadionie Legii Superpuchar oraz dwumecz z FC Midtjylland, który pamiętać będzie się w Mieście z Morza i Marzeń przez dekady. Na Stadionie Miejskim żółto-niebiescy zwyciężyli 3:2 po dublecie Marcusa Da Silvy oraz szczupaku Rafała Siemaszki w doliczonym czasie. W rewanżu od awansu gdynian dzieliły zaś sekundy. Wtedy jednak Šteinbors pokonał ten przeklęty Alexander Sørloth.
Arka odpadła więc przez gorszy bilans bramek zdobytych na wyjeździe, ale i tak zaprezentowała się najlepiej ze wszystkich polskich klubów w eliminacjach do europejskich pucharów (Bogiem a prawdą nie było to jednak zbyt skomplikowane zadanie). Kibice mogli być jednak prawdziwie dumni ze swoich podopiecznych. Podobnie zresztą, jak dumni mogli być w kolejnym sezonie. Drużynie znów udało się dotrzeć do finału Pucharu Polski, choć tym razem lepsza okazała się Legia. Układ tabeli ekstraklasy sprawił jednak, że jakiś czas później trafiła się jeszcze okazja do rewanżu w Superpucharze Polski. Tym razem, znów na obiekcie Wojskowych, goście byli górą i po świetnym meczu zakończonym wynikiem 3:2 zgarnęli trofeum.
Tak w telegraficznym skrócie można by streścić dwa najlepsze lata w historii Arki Gdynia. W kibicowaniu przeciętnym lub wręcz słabym zespołom najpiękniejsze jest to, że każdy sukces smakuje wyjątkowo i pamiętany jest przez o wiele dłuższy czas. Nawet Superpuchar Polski, który przez wielu traktowany jest po macoszemu, dla Arki Gdynia miał duże znaczenie. Problem zaczyna się jednak wtedy, gdy po weekendowym bailando wreszcie przychodzi poniedziałek i powrót do normalności. Od wspomnianych wydarzeń Arka zdążyła spaść z Ekstraklasy, przegrać baraże o powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy, przegrać na własne życzenie finał Pucharu Polski oraz wypaść na koniec rundy jesiennej poza strefę barażową pierwszej ligi. Wczoraj poległa zaś z Zagłębiem Sosnowiec.
Swój poniedziałek przeżywa dziś także nasz dzisiejszy rywal, Granada. Ekipa z południa Hiszpanii, podobnie jak niegdyś Arka Gdynia, również ma za sobą dwa zdecydowanie najlepsze lata w historii klubu. W sezonie 2019/20, czyli tuż po powrocie do La Ligi, Andaluzyjczycy wykręcili swój najlepszy wynik w ligowych rozgrywkach od 1974 roku, kończąc je na 7. miejscu. To dało drużynie przepustkę do eliminacji Ligi Europy. Eliminacji zakończonych sukcesem.
Na tym jednak nie koniec. Sukcesem zakończyła się bowiem także walka w fazie grupowej z Omonią Nikozja, PSV i PAOK-iem. W fazie pucharowej sen trwał nadal. Granada wyeliminowała kolejno Napoli (!) i Molde. Dopiero w ćwierćfinale lepszy okazał się Manchester United, późniejszy finalista. Na ligowym podwórku w międzyczasie także udawało się trzymać przyzwoity poziom: o europejskie puchary tym razem nie udało się de facto nawet otrzeć, jednak 9. lokata na koniec zmagań i tak była wynikiem ponad przeciętną. Sezony 2019/20 oraz 2020/21 z pewnością będą tymi, o których w zabytkowym mieście opowiadać będzie się równie często niczym o Grenadzie jako ostatnim bastionie kultury muzułmańskiej w Hiszpanii.
Jak zapewne się jednak domyślacie, ze snu w końcu trzeba było się wybudzić. Powrót do rzeczywistości jest zaś jak na razie dla Granady wyjątkowo bolesny. Dzisiejsi gospodarze już końcówkę poprzedniego sezonu ligowego mieli tak naprawdę beznadziejną (cztery porażki w pięciu ostatnich potyczkach), ale wówczas można było to tłumaczyć jeszcze ogólnym zmęczeniem materiału po wyjątkowo intensywnym roku. Ruszyły jednak nowe rozgrywki, a poprawy nie za bardzo widać.
W 12 meczach zespół prowadzony przez Roberta Moreno odniósł zaledwie dwa zwycięstwa, pięć razy remisował i tyle samo razy schodził z boiska pokonany. Rezultat? 17. miejsce w tabeli z 11 punktami na koncie. Przed strefą spadkową Andaluzyjczyków jak na razie ratuje lepszy bilans bramkowy od Elche oraz fakt, że Levante i Getafe są jeszcze bardziej beznadziejne. Nawet jeśli zawodnicy i trener Granady po kolejnych niepowodzeniach powtarzają w kółko, że zespół mimo wszystko ma dobre odczucia, a ciężka praca sama się obroni i wyniki wreszcie przyjdą, to jednak tylko wyjątkowy ignorant nie zauważyłby, że sytuacja zaczyna robić się naprawdę nieciekawa.
Real Madryt na Nuevo Los Cármenes jest więc zmuszony po prostu wygrać. Mimo wszystko nie oczekujemy jednak łatwego przejechania się po rywalu. Drużyna Carlo Ancelottiego już niejednokrotnie pokazywała w tym sezonie, że zdolna jest zarówno do najlepszego, jak i najgorszego. Wystarczy przypomnieć sobie choćby ostatnią potyczkę z Rayo, gdzie Królewscy długimi fragmentami rozgrywali jeden z najlepszych meczów w sezonie, by później od 80 minuty drżeć do ostatnich sekund o wynik. Przerwa na reprezentację natomiast po raz kolejny z jednej strony mogła dać szkoleniowcowi sporo czasu na przemyślenia, ale już zdecydowanie mniej na przećwiczenie konkretnych planów w praktyce.
Nie wiemy, jak Ancelotti sobie to wszystko na dziś rozplanował. Wiemy natomiast tyle, że mimo rywala pogrążonego w kryzysie stawką tego spotkania jest fotel lidera. Podejrzewamy, że bardziej sprzyjających okazji, by na niego wskoczyć nie będzie na przestrzeni całego sezonu zbyt wiele.
* * *
Mecz z Granadą rozpocznie się o 16:15, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 2 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na wygraną Królewskich wynosi 1,51.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze