Wspaniałe zwycięstwo Niemców, beznadziejna porażka Polaków
Czego (kogo) brakuje polskiej kadrze?
Setki milionów ludzi na świecie łączy jedna pasja, nałóg, któremu na imię piłka nożna. Dziś rozpoczął się dla tych milionów okres absolutnej rozkoszy – Mistrzostwa Świata, FIFA World Cup. Już pierwszy dzień największego obok Igrzysk Olimpijskich turnieju sportowego przyniósł wielkie emocje, pokazał, jak pięknym, jak czarownym, niezwykłym, nieprzewidywalnym sportem jest futbol.
Spotkanie inaugurujące Weltmeisterschaft przyniosło emocje godne wielkiego finału i rekordową – jak na mecz otwarcia – liczbę goli. Wielkie strzelanie zaczął Philip Lahm, który później wyrósł na jednego z najlepszych piłkarzy meczu; niemiecki lewy obrońca popisał się fenomenalnym uderzeniem z narożnika pola karnego. Wydawało się, że przeważający od pierwszych sekund gospodarze rozniosą Latynosów na atomy, ale oto w 12. minucie niemiecka obrona zaspała przy precyzyjnym podaniu Solisa do Wanchope i ten drugi bez problemu wbił piłkę do bramki obok bezradnego Jensa Lehmanna.
Nie minęło pięć minut, a kostarykański bramkarz skapitulował po raz drugi. Tym razem składną akcję przeprowadzili Schweinsteiger ze Schneiderem, a gola z bliska zdobył „polski" napastnik, obchodzący dziś urodziny Miroslav Klose, ostatecznie wybrany przez ekspertów FIFA piłkarzem meczu. Trzy bramki w niespełna dwadzieścia minut – ewenement w meczu na tak wysokim szczeblu. Ale taki właśnie jest futbol, ewenement sam w sobie.
Kostarykańczycy mogli jeszcze wyrównać w pierwszej połowie, ale arbiter dopatrzył się spalonego w sytuacji, gdy Wanchope wychodził na pozycję sam na sam z Lehmannem.
Druga połowa była zrazu żałośnie nudna i dopiero w 61. minucie Niemcy mogli znów szaleć z radości, gdy po dośrodkowaniu Lahma Klose (na raty, ale ostatecznie skutecznie) wbił piłkę do bramki. Drużyna Alexandre Guimaraesa miała oczywiście napastnika spolegliwego, Paulo Wanchope, który po raz drugi pokonał Lehmanna w 73. minucie, ale to było wszystko, co potrafili z siebie wykrzesać Costarricenses. Próbowali jeszcze walczyć o wyrównanie, ale nijak nie potrafili zmusić Lehmanna do kapitulacji. Gdy w 87. minucie Frings podwyższył na 4:2, było po meczu, a gospodarze mogli zacząć świętować w pełni zasłużone zwycięstwo, które bardzo przybliżyło ich do awansu. Gratulacje należą się jednak także Kostarykańczykom, którzy – choć piłkarsko oczywiście słabsi – walczyli, dopóki starczało sił i nadziei.
O ile jednak oczy całego świata zwrócone były na Monachium, o tyle ludzie z pewnego kraju w Europie Środkowej i innego, w górach Ameryki Południowej, myśleli przede wszystkim o spotkaniu w Gelsenkirchen. Tam tysiące polskich kibiców na stadionie Schalke ile sił w płucach dopingowało Biało-Czerwonych walczących z Ekwadorem. Pardon, udających, że walczą, przynajmniej przez większą część meczu.
Niewidoczne największe gwiazdy i skutek mógł być tylko jeden: sromotna porażka. W pierwszej połowie najlepszym piłkarzem polskiej reprezentacji był Artur Boruc, który nie miał szans wybronić strzału Tenorio. A wiadomo, co mówił nieodżałowany Kazimierz Górski o drużynach, których najlepszym piłkarzem jest bramkarz…
Druga połowa była nieznacznie lepsza, ale i tak Polska nie potrafiła stworzyć choć jednej naprawdę groźnej sytuacji pod bramką Cristiana Mory. Krzynówek co prawda zdobył nawet gola po wyśmienitym podaniu Szymkowiaka, ale niestety pan Toru Kamikawa dopatrzył się spalonego. W 80. minucie Ekwadorczycy zadali ostateczny cios. Edison Mendez do spółki z Ivanem Kaviedesem wkręcili w ziemię polskich obrońców, a piłkę do siatki skierował Agustin Delgado. Bramce Mory poważnie zagrozili Polacy dopiero w końcówce dzięki rezerwowym Jeleniowi i Brożkowi. Niestety, piłka odbiła się najpierw od poprzeczki, następnie od słupka. Stanęło na 0:2. Jak w Korei…
Obecnie jedyna chyba nadzieja Polaków na jako tako korzystny wynik w następnym meczu to dokładne przestudiowanie przebiegu spotkania Niemców z Kostaryką i błyskawiczne nauczenie się precyzyjnego podawania za plecy niedoświadczonych obrońców. W przeciwnym razie nawet husarze na koszulkach zaczną się czerwienić ze wstydu.
Niemcy - Kostaryka 4:2 (Philipp Lahm 6`, Miroslav Klose 17`, 61`, Torsten Frings 87` – Paulo Wanchope 12`, 73`)
Niemcy: Jens Lehmann – Arne Friedrich, Christoph Metzelder, Per Mertesacker, Philipp Lahm – Bernd Schneider (90` David Odonkor), Torsten Frings, Tim Borowski (72` Sebastian Kehl), Bastian Schweinsteiger – Miroslav Klose (79` Oliver Neuville), Lukas Podolski
Kostaryka: José Francisco Porras – Douglas Sequeira, Luis Marin, Michael Umana, Gilberto Martinez (67` Jervis Drummond) – Danny Fonseca, Mauricio Solis (78` Christian Bolanos), Walter Centeno, Leonardo Gonzalez – Ronald Gomez (90` Randall Azofeifa), Paulo Wanchope
Polska - Ekwador 0:2 (Carlos Tenorio 24`, Agustin Delgado 80`)
Polska: Artur Boruc – Marcin Baszczyński, Mariusz Jop, Jacek Bąk, Michał Żewłakow – Euzebiusz Smolarek, Radosław Sobolewski (68` Ireneusz Jeleń), Mirosław Szymkowiak, Arkadiusz Radomski, Jacek Krzynówek (78` Kamil Kosowski) – Maciej Żurawski (84` Paweł Brożek)
Ekwador: Cristian Mora – Ulises De la Cruz, Ivan Hurtado (69` Jorge Guagua), Giovanny Espinoza, Neicer Reasco – Edwin Tenorio (65` Ivan Kaviedes), Segundo Castillo, Edison Mendez, Luis Antonio Valencia – Agustin Delgado (83` Patricio Urrutia), Carlos Tenorio
Fot.: FIFAworldcup.com
UWAGA! Klikając w minuty przy nazwiskach strzelców goli, możecie pobrać klipy ze wszystkimi bramkami z dzisiejszych meczów. Presented by Maylo.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze