Derby drugiej kategorii?
Życie po swojemu jest fajne. Nieraz jednak trzeba liczyć się z tym, że niesie to ze sobą pewne konsekwencje.
Fot. Getty Images
Kroczenie pod prąd zawsze ma w sobie coś na swój sposób pociągającego. Zwłaszcza w świecie dzikiego kapitalizmu coraz trudniej nie dać się zaszufladkować i nie wpasowywać w częstotliwość, na jakiej nadaje reszta ludzkości. Wiatru we włosach, nieszablonowego spojrzenia na świat, zdania innego niż większości czy szeroko pojętej frywolności można w pierwszej chwili naprawdę pozazdrościć.
Czasami jednak trafia się moment, w którym przychodzi refleksja, dotycząca tego, ile tak naprawdę trzeba poświęcenia, wytrwałości i samozaparcia, by nie dać się wciągnąć w pochłaniający w każdej minucie miliony ludzi główny nurt. Jeśli chodzi o futbol, najlepiej byłoby chyba spytać o to kibiców Athleticu Bilbao lub Rayo Vallecano, choć to zdecydowanie ci drudzy o wiele rzadziej w swoim życiu zaznawali wygody.
Rayo Vallecano jak było klubem skrajnie lewicowym czy nawet w pewnym stopniu anarchistycznym, tak jest nim nadal. Jak na Estadio de Vallecas pojawiały się flagi z Ernesto Guevarą, tak pojawiają się nadal (w żaden sposób nie oceniamy, czy to dobrze). Jak nienawidzono tam Getafe, tak nienawidzi się go nadal. Jak przy wyjściu na stacji metra Portazgo przed oczami stawała rudera, tak Rayo gra wewnątrz tej rudery nadal. Jak parę lat temu w Vallecas kebab kosztował 1,50 €, tak teraz… nie wiemy, ale ceny jednak stale rosną nie tylko w Polsce.
Rayo nie zmieniło też, lecz znalazło złoty środek w aspekcie, który pod kątem sportowym zawsze kosztował Los Rayistas najwięcej. Mowa rzecz jasna o stylu gry. Może nie każdy, ale wielu z nas pamięta jeszcze ekipę pod wodzą Paco Jémeza. Ekscentryczny trener wydawał się skłonny oddać życie za swoją wizję futbolu. Wysokie posiadanie piłki, ofensywna gra, widowiskowość, nieszablonowe zagrania, cuda na kiju, tege szmege, trele morele.
Wszystko wyglądało fajnie, ale do momentu, kiedy nie trzeba było zmierzyć się z kimś mocniejszym. Wówczas dochodziło bowiem do pięknych porażek 0:5 czy też pamiętnego 2:10, a następnie do rozpaczliwiej walki o utrzymanie, gdzie nawet nóż na gardle nie zwalniał z obowiązku grania koronkowych akcji. Jémez, choć wciąż uwielbiany przez kibiców, w końcu jednak zapłacił za swoją nieugiętość: w sezonie 2015/16 Rayo spadło z ligi (pamiętny skandal z Marcelino w tle), a sam trener pożegnał się z klubem. Do elity nasi dzisiejsi rywale wrócili jeszcze w sezonie 2018/19, awansując bezpośrednio z pierwszego miejsca. Przygoda ta nie potrwała jednak długo. Rayo wpadło się przywitać, by za chwilę znów na dwa lata się pożegnać.
Dziś ekipa z największej dzielnicy Madrytu znów walczy w elicie i zalicza nadspodziewanie dobry start. Wydaje się też, że karma wreszcie do nich wróciła i działa na ich korzyść. Rayo mimo doświadczeń z poprzednich lat nie odrzuciło bowiem filozofii opartej na pięknej grze. To wciąż zespół lubiący atakować, utrzymywać się przy piłce i nagle przyspieszać, zagrywać prostopadłe piłki do napastników i zakładać wysoki pressing. Przy tym wszystkim jednak drużyna nie traci hurtowo bramek, co było znakiem rozpoznawczym poprzedników Andoniego Iraoli. Baskijski szkoleniowiec zdecydowanie potrafił odnaleźć granice między wizją pięknej gry i śmiercią dla samej idei. Owocami tego balansu są zwycięstwa choćby z Barceloną czy na wyjeździe z Athletikiem.
Na ten moment Rayo zajmuje szóste miejsce w tabeli. Trzeba przyznać, że jest to świetny wynik jak na zespół, który w poprzednim sezonie do samego końca bił się ze Sportingiem Gijón o ostatnie miejsce dające prawo udziału w barażach. Mało tego, w barażach tych Rayo przegrało u siebie pierwszy mecz z Gironą 1:2, by awans wywalczyć dopiero w rewanżu (2:0). Mimo świetnego początku sezonu na Vallecas zdają sobie jednak sprawę, że jeszcze zbyt wcześnie, by się zachłystywać i myśleć na poważnie o europejskich pucharach. Celem podstawowym jest po prostu utrzymanie, o które jednak po takim początku powinno być już zdecydowanie łatwiej (10 punktów przewagi nad 18. Deportivo).
Jakkolwiek jednak patrzeć, Los Rayistas do Atlético tracą na ten moment zaledwie dwa punkty. Warto więc sobie zadać pytanie, czy wieczorne starcie faktycznie możemy nazwać derbami drugiej kategorii.
* * *
Mecz z Rayo rozpocznie się o 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na gola Benzemy wynosi 1,70, Viníciusa 2,40, a Falcao 4,00.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze