Nareszcie!
Czekaliśmy na to stosunkowo długo, ale wreszcie możemy z ulgą odetchnąć: stało się!
Wyrzucenie Adama i Ewy z Raju - Benjamin West, 1791 rok. (fot. Getty Images)
Wrota piekielne w końcu się otworzyły, a piękne kobiety dookoła, w których doszukiwaliśmy się ucieleśnienia cech anielskich, okazały się złowrogimi sukkubami. Wszelkie malownicze elementy błogiego krajobrazu stanowiły zaś nic więcej jak zwyczajne złudzenie spowodowane działaniem sił nieczystych. Rzeczy uznawane za dobre jeszcze wczoraj, dziś świadczą już jedynie o naszej słabości i naiwności.
Nie będziemy oszukiwać, że nie wyczekiwaliśmy z niecierpliwością tego momentu, w którym wreszcie zaczniemy popadać ze skrajności w skrajność. Zjawisko to od zarania dziejów jest przecież czymś, bez czego kibicowanie Realowi Madryt pozbawione jest sensu. Dziwimy się jedynie, że Królewscy na pierwszą w tym sezonie radykalną zmianę nastroju wśród madridismo kazali nam czekać aż półtora miesiąca. A i tak przecież wciąż możemy odczuwać pewien niedosyt, ponieważ na razie mimo wszystko nie padło nigdzie jeszcze nasze ukochane słowo brzmiące „kryzys”. Na tę chwilę mówi się co najwyżej o jego preludium w postaci „ostrzeżenia”.
Trudno momentami nie odnieść wrażenia, że porażka z Sheriffem była czymś, czego podświadomie wyczekiwaliśmy, by ponownie móc przypomnieć sobie, iż na co dzień jesteśmy kibicami Realu Madryt. Do tej pory było bowiem jakoś za spokojnie. Taka wstydliwa porażka z mistrzem Mołdawii pozwoliła nam zaś w pewien sposób wrócić do ukochanego i zarazem znienawidzonego przez nas schematu. Mogliśmy sobie ponarzekać na brak skuteczności, zganić obrońców, którym tym razem koledzy z przodu nie uratowali skóry, a Emilio Butragueño rzucić swoje nieśmiertelne „zasłużyliśmy na zwycięstwo” i „taki jest futbol” .
Gdyby jednak spojrzeć zdroworozsądkowo na ostatnie dwa mecze, od czego tak bardzo lubimy się wzbraniać, być może doszlibyśmy do wniosku, że wcale nie jest aż tak źle. Przegraną u siebie z Sheriffem bez cienia wątpliwości można określić mianem kompromitacji, trzeba sobie to powiedzieć jasno. Mecz ten był jednak pokazem osobliwości, jaki tak naprawdę przychodzi nam obserwować niezwykle rzadko. W zależności od spojrzenia na futbol każdego z nas można uznać, że Królewscy zasłużyli lub nie zasłużyli na wygraną.
Raczej nikt nie stwierdzi jednak, że porażka po oddaniu 30 strzałów na bramkę przy trzech celnych uderzeniach rywala, w tym fantastycznego trafienia w okienko w 90. minucie, jest czymś normalnym. Jakkolwiek zapatrywać się na wypowiedzi naszego ukochanego Sępa, futbol czasami taki jest. Nie zawsze, a wręcz bardzo rzadko, ale jest. Rzucimy więc, być może nieco kontrowersyjnie, że wyciąganie daleko idących wniosków na podstawie pojedynczej anomalii nie jest jednak najwłaściwszym sposobem na dojście do prawdy. O meczu z Villarrealem poprzedzającym starcie z Sheriffem napiszemy natomiast tylko tyle, że remis z finalistą Ligi Europy i uczestnikiem Ligi Mistrzów, który mimo niezbyt obiecującego startu sezonu wciąż w lidze nie doznał porażki, jest z pewnością niedosytem, ale na pewno nie jakąś wielką sensacją.
Dziś trafia nam się okazja, by tę nakręcającą się powoli spiralę paniki zatrzymać zawczasu. W obliczu zbliżającego się wielkimi krokami szarego oblicza polskiej jesieni naprawdę lepiej będzie nam się żyło bez znajdowania sobie kolejnych zmartwień po meczach Realu Madryt. Espanyol wydaje się dobrym rywalem, by nieco uspokoić nastrój. Mówimy bowiem o beniaminku, który po rocznym wygnaniu na zaplecze szybko awansował, ale jak na razie po powrocie do elity nie może odnaleźć właściwej drogi.
Podopieczni Vicente Moreno w siedmiu kolejkach odnieśli zaledwie jedno zwycięstwo, dwa tygodnie temu z Deportivo. Pozostałe mecze rozdzielają się natomiast na trzy porażki i trzy remisy. W efekcie drużyna gospodarzy plasuje się na ten moment na 14. miejscu. Choć sezon rzecz jasna dopiero się rozpoczął, to jednak trudno oczekiwać, by w bieżących rozgrywkach Papużki celowały w coś więcej niż utrzymanie. Dość ciekawie prezentuje się również najnowsza historia starć Realu z Espanyolem. W 10 ostatnich konfrontacjach Królewscy odnieśli aż dziewięć zwycięstw przy jednej wygranej Los Pericos (1:0 w 2018 roku). Stosunek bramek to z kolei 26 do 3 na korzyść Los Blancos.
Szczerze liczymy na to, że po takim zbiegu wielu nieprawdopodobnych okoliczności w potyczce z Sheriffem dziś futbol pokaże swe przewidywalne oblicze. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo to liczymy na dobrą rozrywkę, jaką Real Madryt potrafił już nam w tym sezonie zapewnić. Dobrze by było, gdybyśmy to my wreszcie odjechali reszcie już na starcie rozgrywek i patrzyli sobie ze spokojem na to, co robi reszta. Pytanie jednak, czy my umiemy żyć w taki sposób…
* * *
Spotkanie z Espanyolem rozpocznie się o 16:15, a w Polsce będzie można je obejrzeć na kanale Eleven Sports 1 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Realu Madryt bez gola rywali, którzy dotychczas zdobyli tylko 4 bramki, wynosi 2,85.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze