Florentino: Przysięgam na wnuki, że nie czytałem listu Zidane'a
Florentino Pérez był w nocy gościem radia Onda Cero. Przedstawiamy pierwszą część zapisu z tej rozmowy z prezesem Realu Madryt na Estadio Santiago Bernabéu w programie El Transistor.
Florentino z prowadzącym wywiad José Ramónem de la Moreną. (fot. Onda Cero)
[prowadzący José Ramón de la Morena] Trzeba to zobaczyć na własne oczy, co pan tu zmontował.
Że na stadionie?
Tak.
Mamy tu wielkie pracy, które dodatkowo można odwiedzać.
Co pan nie powie...
Tak. Kiedy ludzie przychodzą na Tour, jest trasa, dzięki której mogą je zobaczyć.
Ale teraz?
Tak, teraz.
Ale to wygląda jak plan filmu o Indanie Jonesie.
Słuchaj, wszystkie prace budowlane można odwiedzać.
Kiedy pana zdaniem to będzie gotowe?
Wstępnie pod koniec następnego roku.
Rząd powiedział, że od sierpnia kibice mogą wchodzić na stadiony.
Cóż, powiedział, że oddaje w ręce władz Wspólnot Autonomicznych regulowanie wejścia na stadiony.
Ayuso [prezydent Wspólnoty Madrytu] jest odważna. Ayuso powie, że pełne Santiago Bernabéu i pełne Metropolitano.
Problem jest taki, że musimy zobaczyć, jaka będzie sytuacja sanitarna. Myślę, że będzie lepsza i że to będzie początek po epoce, o której lepiej zapomnieć.
Co pan planuje zrobić tutaj, gdy w połowie sierpnia rozpocznie się liga i to nie będzie gotowe?
Nie będzie gotowe do końca następnego roku, ale prace pozwalają na to, by...
Kiedy będą mogli tu wejść widzowie?
Nie wiem... Kiedy będzie to możliwe. Ale jak ci chcę powiedzieć, prace są tak zorganizowane, by można było pracować i oglądać mecze.
Dlatego pytam: czy będzie można obejrzeć tu mecz 2. kolejki?
Zobaczymy, jakie będzie losowanie, ale tak, jesteśmy przygotowani na to, by w następnym sezonie na Santiago Bernabéu wrócili kibice.
Socios będą mogli tu wejść od razu?
Socios mogą tu wejść już teraz.
Poprosicie La Ligę, żeby przenieśli wam pierwszy czy drugi mecz na wyjazdy?
Nie wiem. Dlatego czekamy na losowanie, jak mówię. Podkreślam jednak, że prace zaplanowano tak, by w ich trakcie można było oglądać futbol.
Możemy wam oddać do dyspozycji Wandę Metropolitano, przepiękny obiekt.
Tak, bardzo piękny, ale wstępnie nie mamy takiej potrzeby.
Ciągle nie macie pewności. Przy okazji, ostatnio spotkał się pan z [prezesem Atlético] Cerezo, prawda?
Tak. Po zgromadzeniu Federacji udaliśmy się na posiłek do restauracji.
Rozmawialiście o tym? O takiej opcji?
Cerezo zawsze jest bardzo hojny. Nie powiedział mi tam tego, ale cóż, na pewno byłby najbardziej ucieszony z takiej opcji, jeśli byśmy tego potrzebowali. Jednak jak mówię, wszystko to jest gotowe do grania w piłkę w trakcie prac.
Dzisiaj UEFA zniosła zasadę goli wyjazdowych. To pana zdaniem dobry pomysł?
Moim zdaniem lepiej byłoby, gdyby UEFA zajęła się kibicami na świecie i stworzyła bardziej konkurencyjne i atrakcyjniejsze rozgrywki, żebyśmy my, wszyscy kibice, nie tracili przez brak rozgrywek, które zainteresowałyby starszych i młodszych, wszystkich ludzi.
Więc dalej mamy wojnę.
Nie. Wszedłem w to, by walczyć o futbol i dalej walczę o futbol. Jeśli futbol przechodzi przez zły czas, a moim zdaniem umiera, to jeśli czegoś nie zrobimy - a z każdym razem widownia i zainteresowanie meczami jest coraz mniejsze, młodzi już nie oglądają tradycyjnej telewizji, bo mają inne platformy do rozrywki - jeśli tego nie zrozumiemy, to dojdziemy do bardzo złej sytuacji.
Panie i panowie, z wnętrza stadionu Santiago Bernabéu, który przechodzi całkowitą operację, bo nawet przykryją jego łysinkę! Do tego te włosy będą tak odpicowane... Ja to widzę jak gigantyczną operację. Z wnętrza tego obiektu mówimy dobry wieczór, bo to dobry wieczór. Świeża, miła noc, a pan zaczyna wywiad od bardzo spokojnego tonu, a wygląda pan bardzo dobrze. Może słuchacze myślą, że pan przysypia, ale nie, ja widzę u pana pełny relaks.
Cóż, to już czas spania, nie?
Nie sądzę. O tej porze można robić wiele rzeczy. W tym kraju przede wszystkim to czas na słuchanie radia.
To prawda.
Dla tych, którzy zostają z nami do końca, zapowiadam, że dzisiaj odbędzie się tradycyjna czwartkowa debata. Temat debaty: czy uważasz, że Hiszpania dojdzie do finału EURO? Dzwońcie. Są różne głosy. Ja bardzo chciałem z panem porozmawiać przed moim odejściem na emeryturę.
Cóż, też się cieszę. Pamiętam, kiedy zaczynałeś...
Tak, poznaliśmy się 27 lat.
... i naprawdę jest mi przykro, bo tracimy coś ważnego.
[śmiech]
Towarzyszyłeś mi przez te 20-21 lat, od kiedy wszedłem do Realu Madryt.
Posłucha pan, pamiętam, że kiedy pana poznałem 27 lat temu, powiedziałem panu, że będzie ciężko, by został pan prezesem Realu Madryt. Pan spojrzał na mnie w stylu: ale co ty gadasz? Był pan poważnym, 48-letnim przedsiębiorcą, odnosił sukcesy, był pan introwertyczny, nie ufał ludziom, a ja byłem odważnym młokosem. Zapytał pan, dlaczego tak twierdzę, a ja odpowiedział, że moim zdaniem ma pan kryształową szczękę, a w świecie piłki wyprowadza się najcięższe ciosy. Tak panu powiedziałem i myliłem się.
Pomyliłeś się we wszystkim! [śmiech w studiu] Nie jestem introwertykiem, jestem normalną osobą i więcej, zawsze staram się mieć serdeczne stosunki z ludźmi. To prawda, że tamten świat piłki, jaki poznawałem, nie ma nic wspólnego z tym obecnym. Jednak też się z tego cieszę, bo ja przyszedłem zmienić świat piłki. I uważam, że czegoś dokonałem.
Ale pan tu z siebie robi... Podfrunął pan do góry.
Nie, nie [śmiech]. Mój ojciec wpoił mi wartości Realu Madryt. I ja o nie walczyłem. Uważam szczerze, że wniosłem swoje, by poprawić tamten futbol z 2000 roku, gdy wygrałem wybory. Pracuję dalej na rzecz futbolu, co powtarzam.
Zatrzymajmy się, bo młodzi muszą myśleć teraz, że siedzi sobie tu dwóch dziadków i opowiada jakieś historyjki. Pan stanął do pierwszych wyborów 27 lat temu i walczył pan z Ramónem Mendozą. Pamiętam, że w trakcie debaty zdenerwował się pan na mnie, bo powiedziałem, że ma pan okulary ze złota. Pana wkurzył ten opis pańskiej sylwetki. Pamiętam, że Mendoza chciał być bardzo siłowy, odpowiadać na wszystko mocnym uderzeniem. Pan był dokładny, wychowany, prosto ze szkoły. Mendoza opowiadał, że nie przyniesie pan nic dobrego, bo jest pan pechowcem. Pamiętam, że po zakończeniu debaty Pitina [nieżyjąca już żona Florentino] prawie go zjadła: „Mój mąż pechowcem? Żeby ci poszło w połowie tak dobrze jak jemu w życiu”. Mendoza wygrał te wybory w stosunku 15203 do 14505 głosów. Pana okradziono z tego zwycięstwa, o czym dobrze pan wie, bo gdy zostało chyba 300 głosów i pan wygrywał, to podmieniono te głosy. Mendoza potem otwarcie o tym opowiadał. Przypuszczam, że panu również?
Nie pamiętam.
Pewnie, że pan pamięta, ale nie chce o tym mówić. Mam z panem jeden problem: ja w tych rozmowach tracę na znaczeniu.
[śmiech]
Trudno jest przeprowadzać z panem wywiad, bo pan przyjmuje rozmówce w drzwiach, jest miły, ale nie wpuszcza pan nikogo do środka. Wpuści mnie pan chociaż trochę?
Słuchaj, nie wiem, o co chodzi, ale Real Madryt jest tak wielki...
A pan o Realu, matko moja...
... że ja nie jestem w stanie pamiętać o złych rzeczach. Pamiętam tylko dobre.
I zapomniał pan przez to, że okradziono pana w pańskich pierwszych wyborach. W kolejnych nie było już mowy o pańskiej porażce.
[śmiech] Ze wszystkiego wyciągasz wnioski! Cóż, ja też mam świetne wspomnienia o Ramónie Mendozie.
No tak, ta, ta. Do kolejnych swoich wyborów podszedł pan z transferem Figo pod pachą. Pamięta pan?
Jak mam tego nie pamiętać.
Jak to wszystko się odbyło?
Transfer Figo był ważny, ale mimo wszystko to nie on wygrał wybory.
Nie? Na pewno nie?
Wygrano to rozmawiając z socios, opowiadając im o moim projekcie. Zaufali mi.
Projekt opierał się na tym, że klub miał jaki dług? Był brutalny.
Nie wiem, ale sytuacja finansowa była bardzo zła.
To chyba było 70 miliardów peset (około 420 milionów euro). Wtedy dokonał pan operacji ze starym ośrodkiem sportowym.
Nie. To było lata później.
Wszedł pan z tym pomysłem.
Miałem wiele pomysłów, ale jedyną szansą na cokolwiek było to, że poręczyłem osobiście za wszystkie długi. To pozwoliło nam, powiedzmy, odkurzyć herb i kupiliśmy Figo, potem Zidane'a, potem Ronaldo czy Beckhama.
Galácticos.
Dokładnie. To była epoka Galácticos, jak to się mówi, chociaż dla mnie nie wszyscy byli galácticos. To pozwoliło nam jednak przejść z przychodów na poziomie 100 milionów euro do 300 milionów euro i zaczęliśmy zarabiać pieniądze zamiast je tracić. Dzięki temu wyszliśmy z tej złej sytuacji. Spłaciliśmy długi i zaczęliśmy żyć normalnie, której wcześniej brakowało.
Wtedy najbardziej cieszył się pan prowadzeniem klubu? Był pan trochę świeżakiem, nie znał pan blisko piłkarzy, humorków gwiazd. Rządził pan w ACS [firma Florentino], ale liderowanie Realowi Madryt to coś innego.
Real Madryt to największa sportowa instytucja na świecie, która ma najwięcej fanów na wszystkich kontynentach. Gdy jesteś prezesem czegoś takiego, to narzuca samo z siebie odpowiedni szacunek, który pozwala ci stawać na wysokości zadania.
Pierwsza Liga Mistrzów przyszła w 2002 roku, po dwóch latach od wyborów. W Glasgow.
Tak, w Glasgow, słynny gol Zidane'a.
Dotknął pan wtedy nieba.
Nie. W pierwszym roku już wygraliśmy ligę, w drugim Ligę Mistrzów, a w trzecim znowu ligę. Nie, bo bez przechwalania się, Real Madryt jest przyzwyczajony do wygrywania... nie jak inni.
Do kogo pan się odnosi?
Nie wiem... Innych, którzy nie są przyzwyczajeni do wygrywania.
Wygrać na końcu może jeden. W tym roku ligę wygrało Atleti, inni jej nie wygrali. Więc o kim pan mówi? [śmiech]
Mówię o tym, że ile mistrzostw ma Atleti?
[śmiech] W muzeum Atleti dostajesz konia, by móc je całe objechać.
Ja mam świetne stosunki ze wszystkimi z Atleti, nie tylko prezesem.
Jest pan grzeczny, bo może będziecie musieli grać na Metropolitano.
Nie, to po prostu błogosławieństwo, że mamy w Madrycie takie ekipy jak Real Madryt i Atlético Madryt.
Idziemy dalej pańską drogą. W 2006 roku, w poniedziałek po porażce z Mallorcą był pan podłamany i złożył dymisję. Odszedł pan.
Popatrzmy: przyszedłem rozwiązać serię spraw w 2000 roku. W 2006 roku je rozwiązałem. Rozwiązałem temat finansowy, stworzyłem styl zarządzania, który utrzymujemy do dzisiaj, stworzyłem ośrodek sportowy, który był jedną z moich obsesji i który jest wspaniały. Nie ma drugiego takiego ośrodka na świecie. Uznałem wtedy, że zrobiłem wszystko, co miałem zrobić. W tamtym momencie miałem też dużo problemów i dużo pracy w ACS. Musiałem podjąć decyzję.
Nie opowiada pan prawdy.
Absolutnie opowiadam.
Był pan wtedy rozczarowany.
Nie. Gdybym był rozczarowany, to bym nie wrócił.
Może i tak, ale ja wtedy byłem na miejscu i widziałem u pana rozczarowanie, całkowite rozczarowanie wszystkim: piłkarzami, tymi Galácticos i tymi mniej...
Ale nie, niczym nie byłem rozczarowany. Odszedłem z powodów, o jakich powiedziałem, bo nie mogłem łączyć dalej aktywności zawodowej z Realem Madryt.
Dzisiaj pan to robi.
Robię, bo przeszliśmy przez bardzo zły czas, w którym straciliśmy wartości Realu Madryt. Ludzie na ulicach mówili mi, że dzieje się tak, bo odszedłem. Musiałem wrócić.
Wrócił pan po trzech latach. Dlaczego?
Bo Real Madryt znalazł się w kryzysie. Prezes złożył dymisję, wydarzyło się to Walne Zgromadzenie, które naruszyło uczciwość, na jakiej opiera się klub... Na zgromadzenia wchodzili przypadkowi ludzie, co jest, powiedzmy, agresją na wartości Realu. W Realu opierającym się na uczciwości nie mogło dochodzić do takich rzeczy, dlatego musiałem wrócić.
Wrócił pan i miał 5-letnią podróż do Ligi Mistrzów, jaką wygraliście w Lizbonie przeciwko Atleti w 2014 roku.
Tak... W 2014 roku wygraliśmy Puchar Króla w Walencji w starciu z Barceloną i wygraliśmy Ligę Mistrzów, zgadza się.
Potem nadeszły tłuste lata z tymi trzema Ligami Mistrzów z rzędu.
Są to cztery Puchary Europy w tym okresie, w tym trzy z rzędu.
Ma pan trzy z rzędu i tą czwartą.
Pięć, bo jeszcze jedna wcześniejsza.
Oczywiście, niczego panu nie odbieram.
Ale nie są moje, należą do Realu Madryt.
[śmiech] Po tych trzech z rzędu został pan bogiem.
Nie rozumiem, dlaczego tak mówisz.
Jeśli wygrywasz 5 Pucharów Europy, w tym 3 z rzędu...
Jest to satysfakcja.
Nie czuje się pan kimś wyjątkowym?
Nie zapominaj, że mamy 13, więc przed tymi 5 Real Madryt wygrał 8 innych.
Tak, tak, ale nie przyszedłem tu przeglądać waszego muzeum, a porozmawiać z panem. Zastawia pan drzwi pucharami.
[śmiech] Ja niczego nie zastawiam, ty zadajesz takie pytania. Na pewno nie będę wstydzić się, że wygrywaliśmy Puchary Europy.
Absolutnie nie. W środku tego wszystkiego, w środku tych 13 Pucharów Europy, nie odbieram panu żadnego...
Nie mnie, wygrał je Real Madryt.
... życie pana doświadczało i to boleśnie. Stracił pan Pitinę, pańską żonę, stracił pan przyjaciół z powodu koronawirusa, stracił pan przyjaźnie...
Straciłem brata.
Brata... Życie pana doświadczyło i to mocno. Życie ma też tę trudną część. Na pewno cieszy się pan z tego, co przeżył, ale co boli pana najbardziej?
W kwestii Realu Madryt?
Nie, życia.
Życia? Przypuszczam, że moje życie jest takie, jakie jest u innych. Przeżyłem nieszczęścia, niektóre bardzo duże, ale na pewno to dotyczy wielu z nas tutaj, bo życie jest, jakie jest i nie jest takie, jakiego byśmy chcieli. Nie jesteśmy tu jednak, by to wspominać...
Nie pozwala mi pan wejść.
Pozwalam, ale w dniu twojego pożegnania nie uważam, by to było...
Kto panu powiedział, że się żegnamy? Żegnamy się tylko w radiu.
Jakbyś mi powiedział, to bym nie przyszedł.
Nie będziemy już nigdy rozmawiać?
Będziemy, ale cieszę się, że jestem tu na zakończenie tego etapu zawodowego. Rozmawiajmy o wszystkim.
No właśnie, stąd te pytania.
Moje życie osobiste nikogo nie interesuje.
Prezes Realu Madryt musi mieć też duszę i serce, nie?
Prezes Realu musi okazywać szacunek instytucji, historii i wartościom oraz być przykładem. Staram się robić tylko to.
Gdzie zrobiono z pana takiego twardziela?
Nie zrobiono ze mnie żadnego twardziela.
Ze mnie też robili twardziela, ale otwieram swoje serce.
Jestem tu, ale naprawdę, jako prezes Realu Madryt, który jest wzorowym klubem z wartościami. Chciałem jedynie powiększać historię najbardziej prestiżowej, podziwianej i szanowanej ekipy na świecie. Temu się poświęcam.
Ja chciałem poszukać też w środku człowieka. Musi tam być. Nie odnajdujemy go dzisiaj, ale ja go widziałem i wiem, że istnieje. Pan jednak się zamyka...
Jak mówię, nie sądzę, że kogokolwiek interesuje moje życie. Mówię, że jestem tu jako prezes Realu Madryt, nikt więcej. Ocenia się mnie jako prezesa Realu Madryt i temu się poświęcam w każdej godzinie dnia. Widziałem, że w 2000 roku z Realem było źle, szczerze bardzo źle, a mój ojciec od małego wpajał mi, by podziwiać i szanować Real Madryt. Uznałem, że moje doświadczenie zawodowe może pomóc, by wyciągnąć klub z tego kryzysu finansowego. Zrobiłem to i odszedłem. A gdy odszedłem, nadeszła burza innego typu, nie finansowego, która łamała nasze wartości, więc zdecydowałem się wrócić. Teraz jestem tu od 2009 roku, czyli 12 lat i dalej robię swoje. I teraz uważam, że potrzebuje mnie ogólnie futbol, nawet jeśli brzmi to źle.
Porozmawiamy o tym jeszcze.
Ale sądzę, że potrzeba zmian.
Chcę dowiedzieć się, jak pan się zmienił przez ten czas. Gdy kończy się 70 lat i patrzy się za siebie, to zastanawiasz się, czego najbardziej ci brakuje, za czym tęsknisz.
Za niczym, cieszę się ze swojego życia. Mam wnuki i jestem szczęśliwy. Prowadzę normalne życie i dalej walczę.
Wspomnienia pana nie przytłaczają?
Wszyscy żyją wspomnieniami.
Pytam, bo... nie chcę, żeby pan się źle poczuł, ale przestał pan mieć dobre stosunki z Vicente del Bosque. Zapytałem o to Vicente, który też nie lubi się otwierać. Powiedział, że zobaczył się z panem na gali FIFA, chyba Złotej Piłki. Spotkaliście się w windzie, w roku śmierci Pitiny. W ogóle wtedy ze sobą nie rozmawialiście.
Zawsze się z nim witałem.
Tak, tak, jasne, ale wiemy, o czym mówimy.
Ja nie wiem.
Ja tak. Podał panu rękę, złożył kondolencje, a pan powiedział coś takiego, że śmierć Pitiny bardzo pana zmieniła. Dlatego pytam, jak się pan zmieniał przez ten czas? Jeśli spojrzy pan za siebie, gdzie jest ten 48-letni gość, którego poznałem? Kim jest teraz?
Po pierwsze, zawsze miałem dobre stosunki z Vicente. Zawsze się z nim witałem. Był wielkim piłkarzem i wielkim trenerem. Nie pamiętam takiej sytuacji, ale jeśli mówisz, że to powiedziałem, musi to być prawda. Tamta osoba dojrzewała, nabierała doświadczenia, była bardziej odpowiedzialna w decyzjach, szczególnie piłkarskich i zawsze byłem taki sam.
Wiem, że mnie pan nie wpuści, ale będę dzwonił do tych drzwi. Mamy 23:54, a to są wnętrza Santiago Bernabéu. Ciągle dobijamy się do serca prezesa Realu Madryt.
[reklamy]
Znajdujemy się na trybunie przebudowywanego Santiago Bernabéu, który niedługo zostanie zapewne najlepszym stadionem na świecie. Do niedawna w tym miejscu mieściła się loża honorowa. Z tego miejsca ogląda pan wszystkie mecze, nigdy pan w tym względzie nie zawodzi.
Nie zawodzę. Przed zostaniem prezesem też oglądałem wszystkie mecze, ale nie z loży.
A gdzie pan siadał?
Miałem karnet idealnie na przeciwko.
A gdy przychodził pan tu jako maluch z ojcem?
Nie było wtedy krzesełek, miejsca znajdowały się pod dzisiejszą lożą. Były drewniane ławeczki i musiał się trochę ściskać, bo wszyscy chcieli usiąść, ale wtedy to był luksus.
Czuł się pan źle w trakcie pożegnania Sergio Ramosa?
Tak. Także dzisiaj przy pożegnaniu Felipe Reyesa.
Nie... To nie jest to samo. Widziałem pana na pożegnaniu Ramosa. I jego też. Znam was obu.
Popatrzmy, kocham go jak syna. Sprowadziłem go w 2005 roku, minęło wiele lat, 16 i jak mam czegoś nie czuć.
Dlaczego nie chciał pan wyjść z nim na konferencję prasową?
Nigdy nie wychodziłem na konferencję prasową.
Na jakieś pan wychodził.
Tak... Ale nigdy z zawodnikiem.
On powiedział, że chciał, by był pan tam z nim.
Ja nigdy nie byłem na żadnej konferencji z żadnym zawodnikiem.
Na prezentacjach graczy pan był.
Na przemówieniach. To coś innego niż konferencja prasowa.
Wersja Sergio Ramosa z konferencji prasowej jest zgodna z pańską?
Posłuchaj, mogę jedynie powiedzieć, że podziwiam Sergio Ramosa. Nie przyszedłem tu gadać o tym, kto co powiedział, bo to mnie nie interesuje. To była 16-letnia epoka, on jest legendą Realu Madryt i z tym zostajemy wszyscy madridistas.
Kurde, ja tu nawet nie dotknę drzwi. Rozumiem, że oferował pan mu nowy kontrakt?
Naprawdę, powiedzieliśmy wszystko, co mieliśmy do powiedzenia na ten temat. Powiedziałem ja, powiedział on, tyle. Nie drążmy.
Ale żeby podsumować. On powiedział, że prezes przedstawi swoją wersję.
Nie będę przedstawiać żadnej wersji. Powiedziałem, co się wydarzyło: zaoferowaliśmy mu kontrakt, powiedzieliśmy, że ma to termin i taka jest prawda. On sam to przyznał.
To chcą usłyszeć socios: zaproponował mu pan ofertę, miała termin ważności, tyle.
On myślał o innych rzeczach i cóż, życie toczy się dalej. Na pewno pójdzie mu bardzo dobrze, a to jest jego dom. Któregoś dnia na pewno wróci. Może wrócić i taka też była sytuacja z wieloma zawodnikami przez te 21 lat.
On po otrzymaniu propozycji powiedział, że nie zaakceptuje takich pieniędzy...
Nie będę o tym rozmawiać. Nie przyszedłem tu rozmawiać o rzeczach, które, powiedzmy, nie mają już żadnego znaczenia. To zakończona sprawa, a ja przyszedłem pożegnać José Ramóna de la Morenę i rozmawiać o sprawach...
Już mnie pan żegna...
Rozmawiać o sprawach przyszłości, a nie przeszłości.
Ale jakiej przyszłości, gdy to działo się dokładnie tydzień temu.
Ale nie będę o tym rozmawiać.
Ale żeby to podsumować.
Mówię więc, że czuję do niego wyjątkową sympatię, kocham go jak własnego syna i życzę mu wszystkiego najlepszego. W ramach tego najlepszego życzę mu też, by któregoś dnia wrócił do tego domu. Wrócił z powrotem na innym stanowisku, w inne miejsce, ale nie będę tu rozmawiać, kto ma rację, a kto jej nie ma.
Nie chodzi o to. Socios znają sytuację i ludzie widzą to raczej klarownie. Nie usłyszeliśmy od pana jednak o podstawach tej sprawy.
Nie ma żadnych podstaw.
Ależ są! Mówi pan tutaj, że złożyliście mu propozycję.
Ale wie o tym każdy.
Nie! On twierdzi, że nie wiedział, iż oferta ma termin ważności. Może nie wytłumaczył mu pan tego klarownie. Dobrze, a zaskoczyło pana odejście Zidane'a?
Nie, znając go nie.
Spodziewał się pan tego?
To była jedna z możliwości.
Dlaczego?
Bo go znam. Bo to był trudny rok. Człowiek też się męczy byciem trenerem, to coś bardzo ciężkiego.
Naprawdę?
Tak. Walczyłem, by został. Spędziłem z nim całe popołudnie i cóż...
Całe popołudnie przekonywał go pan do pozostania?
Tak. I z José Ángelem [Sánchezem, dyrektorem generalnym]. Zidane jest bardzo prosty: gdy mówi, że chce odejść, to już odszedł.
Tak? Zabolał pana jego list pożegnalny?
Prawdę mówiąc, nie czytałem go.
Czytał pan.
Nie, przysięgam na wnuki, że go nie czytałem. Powiedziano mi, że nie był dobry i to na pewno nie był Zidane. Powiedziano mi, że tego listu nie napisał Zidane. Ktoś to napisał, ale nie on. Ja go znam od 2001 roku i on ma wszelkie zalety, jakie istnieją, a ja go bardzo kocham. Życzę mu wszystkiego najlepszego, bo ciągle jest młody i ma przed sobą poważne życie zawodowo-sportowe. Ma wielkie nadzieje na zostanie selekcjonerem Francji i na pewno to się mu uda.
Tak, ale mnie jednak zaskoczył ten list przepełniony bólem. On komentuje, że chciałby, by w ostatnich miesiącach jego relacje z panem były inne.
Takie może być jego odczucie. Ja mam wobec niego taką samą sympatię, jaką miałem zawsze. Uważam, że był wielką osobą w świecie piłki i legendą w Realu Madryt. Zawsze będzie mieć nasze uznanie i zawsze będę to podkreślać.
On skarżył się także na wycieki do mediów dotyczące jego zwolnienia. Cóż, trenerzy żyją z wyników.
Trzeba przyznać, że trener, który ma 4 konferencje prasowe w tygodniu, kończy zmęczony. On nie rozumiał nawet, jak można zadawać niektóre z tych pytań, ale to część tej pracy. On się zmęczył.
Ale media traktowały Zidane'a dobrze.
Zidane'a traktowali dobrze ludzie i część mediów. Druga nie.
Media ogólnie traktowały Zidane'a dobrze.
On jednak rozumie, że takie są też media.
Jasne, to dotyczy wszystkich, którzy występują publicznie, także pana czy mnie.
Ja jednak nie przemawiam 4 razy tygodniowo z mediami. Więcej, ja nie rozmawiam z mediami nigdy. Tylko wtedy, gdy na emeryturę odchodzi taki dziennikarz jak pan.
Bardzo dziękuję, bardzo miłe słowa.
Ale ja nie udzielam wywiadów, nie wychodzę na konferencje prasowe.
Jak nie? Był pan w Chiringuito z kilka dni temu.
Poszedłem tam po 6 latach, mówił o tym Pedrerol [prowadzący Chiringuito]. Sześć lat!
To normalne, że prezes Realu rozmawia z mediami. To jest normalne.
Normalne, ale nie jest normalne, że cztery razy tygodniowo na konferencjach zadaje się pytania, które nie mogą się podobać. Nie mogą się podobać pod względem formy ani tonu.
Ale dlaczego się obraża, jeśli zadaje się je z dobrym taktem i szacunkiem?
Jeśli pytasz na jednej konferencji 8 razy o to samo, to po roku jesteś wyczerpany. Do tego on jest bardziej introwertyczny...
Dobra, dobra, stop. Zidane odszedł, bo był zły na pana, a nie na media.
Nie, na mnie nie...
Na pana.
Rozmawiałem z nim całe popołudnie.
Może wrócił do domu i sobie o tym przypomniał. Napisał, że jego relacje z prezesem były inne, że zmieniły się przez wycieki. Widzimy w tym liście rozczarowanego człowieka. Pan uważa, że tego nie pisał on.
Rozmawiałem z nim całe popołudnie i nigdy mi nie powiedział czegoś takiego. Popatrzmy: był zmęczony i było to widać, ale nie mną. Był zmęczony konferencjami i mediami, to był trudny rok, mieliśmy wiele kontuzji, mieliśmy wiele sytuacji z koronawirusem i było ciężko. A nie był to zły sezon, bo w dwóch rozgrywkach skończyliśmy na dobrych miejscach, ale nie wygrywaliśmy. To nie był jednak normalny sezon, więc na pewno nie należy źle oceniać trenera.
Rozmawiał pan z nim ponownie?
Nie.
Próbował pan?
Nie, nawet nie wiem, czy jest w Madrycie.
Telefon odbierze gdziekolwiek. Także w Marsylii.
Ja darzę go taką samą sympatią, jaką darzyłem zawsze. Naprawdę. Jeśli zapytałbyś, czy może ze mną wrócić jako trener, odpowiedziałbym, że tak.
O to nie pytam.
Dokładnie, więc mówię o tym sam.
Chce pan, żebym zadawał pańskie pytania?
Nie, pytasz o Zidane'a, więc mówię.
Pytałem o list.
Nie czytałem listu.
Rozumiem pana po jednym względem: stosunki z gwiazdami tego klubu nie mogą być łatwe.
Słuchaj, nie są łatwe, ale jestem w tym od wielu lat i uważam, że dobrze tym administruję. Zawsze zarządzam tym z myślą o Realu Madryt. Nigdy nie myślę o sobie czy innych interesach.
To powiedział Raúl w trakcie swojego pożegnania, że wie, iż prezes działa dla dobra Realu Madryt.
Tak. Tak powiedział i jestem mu za to wdzięczny, bo to prawda.
Casillasa trzeba było jednak żegnać dwa razy.
Ale nie przeze mnie.
Pan był prezesem.
Wtedy niesprawiedliwie wygwizdywała go grupa kibiców, z czym czułem się źle...
Czy wtedy Real Madryt nie powinien wyjść jako instytucja i przekazać socios, że to ikona klubu?
Tak zrobiłem w dniu, w którym odszedł. Uważałem, że nie odszedł w dobry sposób i zadzwoniłem wieczorem. Powiedziałem: Iker, musisz jutro przyjechać i trzeba zrobić odpowiednie pożegnanie. Tak zrobiliśmy i to było piękne. Przemówiłem ja, przemówił on i sprowadziliśmy wszystkie jego trofea na murawę, zrobiliśmy sesję. Tak powinien był odejść. Cóż, może nerwy w dniu poprzednim zrobiły swoje i nie było to odpowiednie, ale wszyscy pamiętają drugą ceremonię.
Dla mnie było w tym coś upokarzającego. Wyglądało to, jakbyście kazali mu pocałować mamę zanim trzasnął drzwiami.
Nie, to było coś dziecinnego, a on powinien był pożegnać się z Realem Madryt jak wielki, jak legenda. Nie mógł pożegnać się inaczej. On to zrozumiał i trzeba być mu za to wdzięcznym. Ludzie muszą być tu żegnani w dobry sposób.
Więc na ten moment nie daliśmy żadnych szczegółów w sprawach Ramosa ani Zidane'a.
Pytasz mnie o dziwne rzeczy.
Bardzo dziwne. Odszedł Zidane i pytam dlaczego odszedł Zidane.
Zapytaj go.
Pytam pana.
Mówię więc, że rozmawiałem z nim całe popołudnie...
Jako prezes Realu powinien mi pan na to odpowiedzieć, jeśli tylko zechce.
Może porozmawiajmy o czymś, w czym twoim zdaniem nie ma złych czy średnich stosunków.
Porozmawiajmy więc o Ancelottim.
O czym zechcesz! Ja po tym wywiadzie rozumiem Zidane'a [śmiech]. Doskonale go teraz rozumiem, matko moja! Dlaczego wy zawsze przy tym tak wielkim klubie zawsze wyciągacie coś, co nie ma znaczenia? Dlaczego przy Zidanie nie wyciągasz Pucharów Europy? Dlaczego nie wyciągasz etapu z sukcesami?
Pan nie chce wywiadu, pan chce, żebym wyciągnął kadzidło...
Dlaczego wyciągasz jakiś list Zidane'a, gdy socios są zadowoleni z pracy Zidane'a.
Dokładnie i pytają: dlaczego ten człowiek odszedł? Jutro będą mnie pytać: dlaczego nie zapytałeś prezesa o powód odejścia Zidane'a? Nie zapytałem, bo on się denerwuje.
Ale jak się denerwuję, gdy zapytałeś o to już 8 razy. Wyciągnąłeś Casillasa...
Temat wyszedł sam z siebie...
Wyciągnij jakiś inny.
Przychodzi Ancelotti.
[śmiech] Przychodzi Ancelotti... On też wcześniej odszedł i też coś wyciągniesz.
Ludzie zawsze będą gadać.
Ludzie nie, wy! No więc cieszymy się, że wrócił Ancelotti z Pintusem i że mamy nowy etap, bo...
Jednak popatrzmy... Nie chcę źle go oceniać, ale wygląda, że był waszą ostatnią opcją.
To nie jest prawda!
Jaka jest więc prawda?
Że pamiętaliśmy o nim od początku.
A nie rozmawialiście najpierw z Pellegrino [tak powiedział dziennikarz]?
Z kim?
Z Mauricio Pellegrino.
[śmiech] A, on miał kontrakt.
Ale nie rozmawialiście z nim?
Zbieraliśmy informacje o opcjach.
Nie rozmawialiście też z Conte i Allegrim?
Ja nie rozmawiałem z żadnym z nich.
Dobrze. Więc pomysł z powrotem Ancelottiego był pański? Pańskich doradców?
Wszystkich. Mam dobre stosunki z José Ángelem Sánchezem i rozmawiając oraz myśląc o dobru klubu, uznaliśmy, że to może być dobre rozwiązanie.
Zadzwoniliście i on się ucieszył.
Ucieszył się i jest tutaj. Jesteśmy zadowoleni z przyjścia wszystkich, także Antonio Pintusa.
Więc Ancelotti zostawił Everton i przyszedł tutaj.
Jak w życiu. W mojej epoce było wielu trenerów. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi, bo okoliczności zawsze są różne, ale nie jest ani najgorszy ten odchodzący, ani najlepszy ten przychodzący.
Ale dlaczego czuje się pan tak atakowany? Po prostu pytam.
Nie dziwi mnie, że Zidane był wkurzony... [śmiech]
Ale nie na mnie.
Na Edu [Pidala, dziennikarza Ondy Cero zajmującego się Realem Madryt]. On ma złą intonację. Mogę go skrytykować?
Tak, ma akcent asturyjski.
Nawet jak zadaje dobre pytanie, to wydaje się złe.
Powiedziałem mu o tym.
Ja też.
Nie posłuchał nas.
Żadnego z nas. To dobry gość, ale robi złe rzeczy [śmiech obu]. Chcesz, żebym ja zaczął? Bo ja też mogę pogadać o was.
Proszę bardzo. Niech pan zaatakuje Bustillo.
Bustillo nie można tknąć, bo to twój najlepszy współpracownik.
Aha. Wróćmy do Ancelottiego!
On się cieszy i my także. Przygotowujemy teraz sezon, bo mamy wielu piłkarzy, a można wpisać tylko 25. Jest jak co roku, w tym miesiącu zawsze dzieje się to samo.
Spotkał się pan już z nim? Stworzyliście projekt?
Nie widziałem się z nim.
Ale był w Madrycie?
Był chyba ostatnio, by znaleźć dom.
Był też w ośrodku.
Ja go nie widziałem. Wszyscy [piłkarze] są na wakacjach, nie ma teraz nikogo. W Valdebebas nie ma teraz nikogo. Jedni są na EURO, inni na urlopach.
Dobrze, teraz spróbuję wejść chociaż za drzwi. To wyzwanie dla mnie. Socios i miliony klubów pytają pana, świętego Florentino, kogo sprowadzi pan, by uratować sytuację?
Jaką sytuację?
Braku tytułów, co jest rodzajem choroby w Realu Madryt.
Byliśmy drudzy i działo się tak wiele razy w naszej historii. Wiele razy niczego nie wygrywaliśmy. Ale powiem tak: mamy wielką drużynę, naprawdę.
Tak?
Tak.
Ok, ale na ulicy na pewno słyszy pan: Florentino, sprowadź kolejnego galáctico. Próbuje pan sprowadzić kolejnego galáctico?
[chwila ciszy] Popatrzmy, Real Madryt zawsze pracuje...
To jest odpowiedź twierdząca.
Nie. Real Madryt zawsze pracuje nad posiadaniem najlepszych i mamy wielką drużynę.
Wiem o tym.
Z wieloma młodymi zawodnikami, których trzeba docenić. Zawsze powtarzam: w obronie Realu Madryt Carvajal przyszedł tu w wieku 9 lat, Ramos w wieku 19, Varane w wieku 18 i Marcelo w wieku 18. To była jedna z najlepszych defensyw w historii Realu Madryt. Młodych trzeba sprowadzać, trzeba o nich dbać i trzeba z nimi pracować. Taka jest prawda.
Zaraz kolejne pytania, a tymczasem coś sprzedajmy. [reklamy]
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze