Kiedy Real i Atlético grywali na tym samym stadionie
W Hiszpanii spore poruszenie wywołał pomysł rozgrywania przez Real meczów domowych na Wanda Metropolitano, czyli obiekcie swojego odwiecznego rywala. Tak naprawdę nie jest to myśl, która pojawia się po raz pierwszy w historii.
Fot. własne
Królewscy już w zeszłym roku sondowali taką możliwość, jednak koniec końców nie doszło do konkretów. W tym sezonie sytuacja różniłaby się jednak tym, że na trybuny wreszcie mogą wrócić kibice. Obiekt w Valdebebas z całą pewnością nie byłby w stanie sprostać pod tym względem zapotrzebowaniom klubu.
Dzielenie stadionu przez zażartych rywali nie jest czymś, z czym spotykamy się często. Na przestrzeni dziesięcioleci oba madryckie zespoły grywały jednak jako gospodarz w domu swoich sąsiadów. Swego czasu pojawił się nawet pomysł powstania wspólnego obiektu dla Realu i Atlético. Jak dobrze wiemy, nie doszło to do skutku, a po wybudowaniu Estadio Vicente Calderón prośby o użyczenie stadionu w zasadzie zniknęły. Był jednak czas, kiedy opisywane zjawisko wcale nie wydawało się aż tak dziwne.
W czasach, gdy futbol dopiero raczkował, kluby grywały najczęściej tam, gdzie po prostu mogły. Najcześciej z dala od ścisłego centrum. Real Madryt swoje boisko miał od wschodniej strony parku Retiro. Znajdowało się tam minimalnie przystosowane do uprawiania sportu pole, gdzie piłkarze sami malowali linie i umieszczali bramki. Boisko w naturalny sposób dzieliły między sobą pierwotne wersje Realu i Atlético (wówczas jeszcze Athletic), choć oficjalna historia mówi, że gdy Los Rojiblancos na dobre postanowili się tam zadomowić, Królewscy rezydowali już przy ulicy Goyi.
Później oba zespoły były bliskimi sąsiadami przez parę lat w dzielnicy Salamanca. W 1912 roku Madrid C.F zagrał swój pierwszy mecz na Campo de O'Donnell, tuż obok areny byków Goya. Paręset metrów dalej Athletic znalazł swoją siedzibę. Oba boiska posiadały już ogrodzenie i trybuny. W 1923 roku Real przeniósł się na Velódromo de la Ciudad Lineal, a rok później osadził się w Chamartín. Athletic natomiast w 1923 roku grywał w dzielnicy Cuatro Caminos na Stadium Metropolitano, który należał wówczas do sieci madryckiego metra (stąd nazwa). Był to na tamten moment nowoczesny obiekt zarówno pod względem sportowym, jak i urbanistycznym.
W 1936 roku w Hiszpanii rozpoczęła się wojna domowa. W listopadzie zamachowcy stanu dotarli do Madrytu, a najbardziej zaciekłe walki toczyły się w miasteczku uniwersyteckim, obok stadionu Athleticu. Trzy lata później obiekt był w zasadzie bezużyteczny. Chamartín natomiast w zasadzie nie ucierpiało. W sezonie 1939/40 oba madryckie kluby korzystały ze stadionu Realu, choć pod koniec rozgrywek mecz Athleticu z Aviación przeniesiono na Vallecas. W tej dzielnicy Los Rojiblancos rozgrywali spotkania do 1943, czyli ponownego otwarcia Metropolitano.
Właśnie na Metropolitano Real występował w sezonach 1946/47 i przez część sezonu 1947/48. Powód? Budowa nowego stadionu Chamartin, przez co Los Blancos pozostali bez domu. Santiago Bernabéu nie miał z tamtych czasów zbyt dobrych wspomnień. Uważał ceny najmu obiektu za skrajne zdzierstwo. Socios Atlético mogli natomiast wchodzić na domowe mecze Realu Madryt... za darmo.
W końcu i Atlético grywało na stadionie Realu, już na Estadio Santiago Bernabéu. 24 kwietnia 1963 roku Los Colchoneros wystąpili tam w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów z Norymbergą. Obiekt Królewskich był o wiele większy i lepiej przystosowany do wielkich meczów w porównaniu z pokrytym już patyną czasu Metropolitano. Dobry bilans sportowy, finansowy i organizacyjny sprawił, że przedsięwzięcie powtórzono w Pucharze Miast Targowych w 1964, gdy Atleti podejmowało na Bernabéu Juventus.
Sprawy potoczyły się jednak inaczej niż za pierwszym razem. Atlético przegrało 1:3, a obecni na meczu fani Realu gorąco wspierali Juve, gdzie występował były gracz Królewskich, Luis del Sol. Fakt ten mocno poróżnił oba kluby oraz rzecz jasna ich kibiców. W efekcie ani Real, ani Atlético nie przystały na propozycję władz miasta dotyczącą wspólnego stadionu.
Kiedy budowano Estadio del Manzanares na horyzoncie znowu pojawił się pomysł, by, podobnie jak swego czasu Real, Atlético grywało przez kilka miesięcy domowe mecze na terenie rywala. Echa wspomnianej potyczki z Juventusem mimo wszystko nie cichły. Tym razem to Los Rojiblancos uznali, że Królewscy żądają zbyt wiele za wynajem. Do tego prezesem Atleti nie był już zaprzyjaźniony z działaczami Los Blancos Javier Barroso, lecz Vicente Calderón.
Koniec końców Atlético nie przewinęło się więc przez Chamartín. Modyfikacje kalendarza oraz działania urzędu miasta, legenda mówi o wpływach porucznika Fuertesa de Villavicencio, umożliwiły ostatecznie płynne przejście Los Rojiblancos ze starego stadionu od razu na nowy. Fani Atlético nie szczędzili potem transparentów, z których biła ulga związana z uniknięciem upokorzenia.
W latach 90 relacje między sąsiadami były stosunkowo dobre. Po raz ostatni Atlético i Real dzielili ten sam stadion w sezonie 1996/97, kiedy na Vicente Calderón wymieniano murawę. Na szczególną uwagę zasługuje jednak data 12 marca 1994 roku. Po meczu Królewskich z Teneryfą w Pucharze Króla (0:3) z trybun zaczęły lecieć przedmioty, a jeden z nich trafił sędziego asystenta. W konsekwencji Bernabéu zostało zamknięte, a Real na Calderón pokonał w lidze 5:2 Rayo. Wcześniej prezes Atleti, Jesús Gil musiał dogadać się z najbardziej radykalną grupą kibiców, by uniknąć nieprzewidzianych zdarzeń. W tamtym meczu jako trener Realu Madryt (wówczas jeszcze tylko tymczasowy) zadebiutował też Vicente del Bosque.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze