Tolerancja cierpienia
„Per aspera ad astra”, czyli „przez ciernie do gwiazd”, głosi stara łacińska sentencja. „Hay que sufrir”, czyli „Trzeba cierpieć”, brzmi natomiast jedna z najpopularniejszych ostatnimi czasy idei przyświecających hiszpańskiemu futbolowi.
Fot. Getty Images
„Początek i czerwona kartka ułożyły spotkanie. Od tego momentu cierpieliśmy, ale mieliśmy dobre nastawienie”.
~Rafa Varane po meczu z Levante
„Gdy Huesca naciskała, potrafiliśmy cierpieć i wywalczyć zwycięstwo”.
~Rafa Varane po meczu z Huescą
„Piłkarze wierzyli do końca. Wiadomo było, że trzeba będzie cierpieć”.
~Zidane po meczu z Huescą
„Nie jest łatwo w tej lidze, wszystkie mecze są trudne i wiemy, że zawsze musimy cierpieć”.
~Zidane przed meczem z Celtą
„Drużyna potrafiła cierpieć i być mocna w obronie, co było kluczem do tych trzech punktów”.
~Carvajal po potyczce z Eibarem
„Tak, cierpieliśmy, ale trzeba cierpieć. Nie da się rozegrać meczu La Ligi bez cierpienia”.
~Zidane po starciu z Athletikiem
„W Walencji cierpieliśmy przez wiele karnych, dzisiaj kolejny zabiera nam następne ważne punkty”.
~Nacho po Villarrealu
„Cierpieliśmy cały czas, ale byliśmy zawsze gotowi i wygraliśmy, co jest najważniejsze”.
~Rodrygo po Interze
„Liczy się to, jak wybiegaliśmy to spotkanie, jak dużo cierpieliśmy i ile potu zostawiliśmy na boisku”.
~Sergio Ramos po Klasyku
„Trochę cierpienia na wyjazdach jest normalne na początku sezonu”.
~Vinicius po Levante
„Cofnęliśmy się, oddaliśmy im piłkę i cierpieliśmy”.
~Sergio Ramos po Betisie
Powyższe cytaty pochodzą jedynie z tego sezonu, a należy zaznaczyć, że mnóstwo podobnych, wypowiadanych głównie przez Zidane'a, zostało w tym zestawieniu pominiętych. Gloryfikowanie cierpienia jest tak naprawdę zabiegiem starym jak świat. Zwłaszcza gdy cierpienie to koniec końców prowadzi do sukcesu. Często znacznie większą satysfakcję przynoszą triumfy naznaczone wielkim wysiłkiem, determinacją i uporem potrafiącym rozbić każdą przeszkodę po drodze. Cierpienie zazwyczaj dodaje historii niezbędnej dramaturgii, bez której opowieść stawałaby się mdła.
Problem jest jednak taki, że jako kibice Realu Madryt często tego cierpienia nie rozumiemy lub się z nim nie zgadzamy. Tu zawsze oczekiwało się, że będzie szybko, łatwo i przyjemnie, ewentualnie z pominięciem jednego z tych elementów. Że zdecydowaną większość rywali można pokonać bez większego kłopotu. Do tego po prostu latami nas przyzwyczajano. Powoli chyba jednak nadszedł czas, by zacząć oswajać się z tym, że czas na ptasie mleczko przychodził będzie coraz rzadziej, a cierpiętniczych cytatów będzie pojawiać się coraz więcej.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Po pierwsze inni idą w górę i coraz mniej zespołów daje się golić jak frajerzy. Po drugie, niestety, Real Madryt jest chyba po prostu słabszy niż parę lat temu. Po trzecie futbol przez rozwój technologii, taktyki i znaczenie czystej atletyki jest najzwyczajniej w świecie mniej widowiskowy. Zdecydowanie większa liczba piłkarzy gra podobnie, a widowiskowość z początku tego tysiąclecia przepadła już raczej bezpowrotnie. Niedawno Toni Kroos przyznał nawet, że przeciwko teoretycznie słabszym rywalom dziś gra się po prostu ciężej. I wcale nie jesteśmy pewni, czy to tylko dlatego, że w stolicy Hiszpanii nie ma już Cristiano Ronaldo. Granice zacierają się w zasadzie z każdej strony.
Z wyjątkiem momentami naprawdę dość przyjemnego dla oka meczu z Valencią w pozostałych lutowych meczach cierpienia na pewno nie brakowało. Z Huescą dzięki Varane'owi dokonaliśmy pierwszej od roku remontady. Z Realem Valladolid mur głową przebił dopiero Casemiro. W Bergamo mimo gry w przewadze przez ponad 70 minut w ostatnich minutach w kompletnie niespodziewany sposób zaliczkę przed rewanżem zapewnił nam Ferland Mendy. Z jednej strony, przyjemność z oglądania Królewskich najczęściej była mocno wątpliwa. Z drugiej jednak, miniony miesiąc przywrócił nas do żywych, choć przecież w styczniu wydawało się, że – przynajmniej w lidze – jesteśmy martwi.
Ten pierwszy tydzień marca w kontekście ewentualnego mistrzostwa będzie absolutnie kluczowy. Wieczorem zmierzymy się bowiem z 5. w tabeli Realem Sociedad, w niedzielę z kolei czas na potyczkę derbową z liderującym Atlético. Na razie jednak, jak mawiają mądre głowy, idźmy z meczu na mecz i skupmy się na pierwszym z wymienionych zespołów. Baskowie jak do tej pory rozgrywają bowiem bardzo dobry sezon. Jedyną poważną rysą na ich wizerunku było odpadnięcie po fatalnym pierwszym meczu (porażka u siebie 0:4) z Manchesterem United w Lidze Europy. Tak naprawdę mowa mimo wszystko o zaledwie pojedynczym spotkaniu, w którym Real Sociedad aż tak wyeksponował swoje słabości. W lidze ekipa z San Sebastian niemal od samego początku trzyma się w strefie dającej udział w europejskich pucharach. Pod koniec roku podopieczni Imanola przez niemal miesiąc utrzymywali się nawet na pozycji wicelidera rozgrywek. Najświeższa passa to z kolei trzy wygrane z rzędu (kolejno: Kadyks, Getafe, Alavés) i wcześniej dwa remisy (Betis Villarreal). Ostatnią porażkę w Primera División Baskowie ponieśli 16 grudnia 2020 roku z Barceloną. Jak łatwo zatem policzyć, minąć zdążyło dwa i pół miesiąca.
Real Madryt, jak wspomniano, również przechodzi jednak przez nie najgorsze chwile. „Im więcej trudności, tym bardziej potrafimy poradzić sobie z krytycznym momentem. Zawsze tu tak było”, stwierdził na ostatniej konferencji prasowej Zinédine Zidane. Czy zawsze? Pewnie nie, ale w odniesieniu do ostatniego okresu faktycznie trudno się z trenerem Królewskich nie zgodzić. Mimo plagi kontuzji, która w pewnym momencie zmuszała nas do grania w 1/8 finału Ligi Mistrzów Hugo Duro czy Sergio Arribasem (utalentowani chłopcy, ale mimo wszystko ich obecność na boisku w tak ważnym meczu świadczyć musiała o dużych kłopotach kadrowych), przez luty przeszliśmy suchą stopą, notując komplet zwycięstw. Dzięki temu po dramatycznym styczniu odżyły nadzieje na sukces w Lidze, na arenie międzynarodowej zaś wypracowaliśmy sobie niezwykle istotną zaliczkę przed rewanżem. Idąc tokiem rozumowania Zidane'a, z przymrużeniem oka, martwić może jednak to, że przed potyczką z Sociedad kłopoty kadrowe są już znacznie mniejsze. Na liście powołanych znaleźli się bowiem Rodrygo, Valverde, Odriozola i Marcelo.
Dziś z założenia nastawiamy się na cierpienie, zgadliście. Skłamalibyśmy, gdybyśmy stwierdzili, że to cierpienie akceptujemy i w niczym nam ono nie przeszkadza. Bardziej uczymy się je po prostu tolerować, co może nas z nim nie zaprzyjaźni, ale na pewno pomoże lepiej zrozumieć. Sztuka godzenia się z tym, na co nie ma się wpływu, jest niezwykle trudna. Ci jednak, którzy ją opanowali, podobno żyją o wiele spokojniej. Warto więc chyba spróbować.
***
Mecz z Realem Sociedad rozpocznie się o 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na Eleven Sports 1 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Real Madryt podejdzie do meczu z brakami w ataku, ale też czterema czystymi kontami z rzędu. Kurs na wygraną Królewskich i mniej niż 3,5 gola to 2,71.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze