Cyberpunk
Rok 2177, wielbiciele wideorozrywki z wypiekami na twarzy zagrywają się w najnowsze dzieło ekipy CD Projekt, Cyberpunka 2234.
Fot. własne
Gra oprócz wiernego odzwierciedlenia fizycznego poruszania się z perspektywy pierwszej osoby po wirtualnej rzeczywistości potrafi oddziaływać na wszystkie zmysły, w tym dotyk, smak i węch. Dla hardkorowych graczy przewidziano w ustawieniach również opcję włączenia uczucia bólu. Na wyjątkowe docenienie zasługuje zwłaszcza współczynnik kompresji czasu. Twórcy zdołali zmieścić w jednej minucie wrażenie spędzenia w grze aż tygodnia. W prawdziwym świecie akcjonariusze polskiej spółki są zaś jednymi z nielicznych, którzy zamiast przypisanego numeru seryjnego mają imiona i nazwiska.
Rzeczywistość w 2177 roku, trzeba przyznać, nieco różni się od tej, jaką znamy obecnie. Człowiek już dawno zdążył zasiedlić Antarktydę, Mars stał się 52. stanem USA (51. została wykupiona wcześniej za 23 dolary USD Wenezuela), a na Księżycu Rosjanie założyli swoją kolonię karną pod przywództwem towarzysza Twardowskiego. Naukowo udowodnione zostało także to, że całym wszechświatem zarządza zamieszkujący Słońce Czerwony Słoń (stąd nazwa Słońce: połączenie słowa „słoń” z pierwszą literą koloru „czerwony”). Jedną z największych atrakcji turystycznych są z kolei wycieczki na drugą stronę czarnej dziury.
Na planecie Ziemia latające samochody są od dawna normą, a teleportacja zastąpiła ruch samolotowy. Ludzie rodzą się w maseczkach, rząd polski wprowadza tarczę antykryzysową numer 249 i dzielnie zasila przedsiębiorców, choć jedyną pozostającą przy życiu firmą jest wspomniany CD Projekt, Janusz Korwin Mikke od 170 lat prowadzi pojazdami bez uprawnień, głównym problemem społecznym jest natomiast legalizacja związków małżeńskich z hologramami. Z innych ciekawostek: udało się także dokonać skrzyżowania psa z kotem oraz Austrii z Australią.
„No dobrze, a jak będzie wyglądał w tej odległej przyszłości futbol?”, zapytacie. Już spieszymy z odpowiedzią, nasi drodzy czytelnicy. W piłce kluczową rolę odgrywać będą tak zwane wszczepy poprawiające działanie poszczególnych partii ciała. Nie należy mylić tego z robotyzacją, chodzi raczej o niewielkie urządzenia wpływające na wydolność, predyspozycje siłowe i informację genetyczną. Jak nietrudno się domyślić, im bogatszy klub, na tym lepsze wszczepy dla zawodników go stać.
Samo rozgrywanie meczów przestanie być koniecznością. Piłkarze latem przechodzić będą serię oficjalnych testów między innymi na kondycję, celność, spostrzegawczość, odporność psychiczną i emocjonalną czy nieszablonowe myślenie. Wyniki każdego gracza zostaną zapisane w odpowiedniej tabelce, a po zsumowaniu wyników całej kadry każdej drużyny na podstawie tych liczb wyłoniony zostanie mistrz. Rynek piłkarski w gruncie rzeczy działać będzie jednak na podobnych zasadach: większe szanse mieć będzie bogatszy, którego stać na lepszych graczy z lepszymi wszczepami. Warto zaznaczyć także, że świat będzie mógł dzięki temu odtrąbić zwycięstwo nad uzależnieniem od hazardu. Obstawianie wydarzeń sportowych zostanie bowiem pozbawione większego sensu.
Tak, prawdopodobnie w ostatnim czasie przesadzamy z grami osadzonymi w odległych w czasie realiach i serialami pokroju Czarnego Lustra. Z drugiej strony tego typu wizje przyszłości w jakiś sposób pozwalają nam z nieco większą wyrozumiałością podejść do tego, co widzieliśmy w minioną środę. Real Madryt mocno zawiódł w spotkaniu z Elche i nie ma się tutaj za bardzo nad czym spierać. Spośród ostatnich siedmiu spotkań to ostatnie było chyba najmniej spodziewanym w kontekście ewentualnego potknięcia. Zespół świetnie spisywał się przez niemal cały miesiąc (1 grudnia przegraliśmy z Szachtarem), by wyłożyć się, w znacznej mierze z własnej (czytaj: głównie Carvajala) głupoty. Jak to jednak mawiają mądre głowy tego świata, taki jest futbol. Banał, ale jakże prawdziwy. I – nawet jeśli tym razem na tym cierpimy – całe szczęście.
Oczywiście, że fajnie byłoby kończyć 2020 rok passą siedmiu wygranych. Tym razem jednak mimo chwilowego wkurzenia nie mamy zamiaru tego roztrząsać. Na razie wolimy patrzeć na tamto spotkanie jak na pojedynczy błąd w sztuce w trakcie wyjątkowo owocnego okresu twórczego. Jak na coś, co wymyka się nagromadzeniu tabelek i wizji przyszłości, gdzie na ludzki błąd nie ma już miejsca. Na Konkursach Chopinowskich niejednokrotnie fałszywy dźwięk w teoretycznie niezbyt skomplikowanym miejscu nie przekreślał szans na otrzymanie nagrody za najlepsze wykonanie poloneza czy późniejszą wygraną w całym konkursie. Co innego gdy orkiestra fałszuje przez dłuższy czas, jak w przypadku Realu Madryt z listopada. W środę nie był to dźwięk na tyle fałszywy, by zepsuć nam Sylwestra tak, jak swego czasu Barcelona zepsuła nam święta. Bogiem a prawdą, gdybyśmy mogli tracić punkty co siódme spotkanie, prawdopodobnie na układ taki poszłaby zdecydowana większość z nas.
By jednak dalej móc patrzeć bardziej przychylnym okiem na to, co Królewscy zaserwowali nam w wigilię wigilii Nowego Roku, dziś trzeba nastroić instrumenty i pokazać, że chodziło jedynie o niewielką plamkę na całokształcie świetnie wykonanej pracy. Nie ma ku temu lepszej okazji niż sprawdzenie się z zespołem, który ostatnio stanowi praktycznie nasze lustrzane odbicie. Celta Vigo w ligowej stawce zajmuje co prawda 8. miejsce (co jak na Celtę jest wynikiem co najmniej zadowalającym), ale gdyby nieco zawęzić filtr czasowy, zdamy sobie sprawę, że mierzymy się z bardzo groźnym zespołem.
Ekipa z Galicji w ostatnich siedmiu potyczkach może pochwalić się bowiem takim samym bilansem, jak Real: sześcioma wygranymi i jednym remisem. Licząc od 29 listopada Celestes pokonywali Granadę, Athletic, Cádiz, Llanerę (puchar), Alavés i Huescę. Jeden jedyny remis (1:1) padł w konfrontacji z Getafe. Można się oczywiście czepiać, że w gronie wymienionych zespołów brakuje przeciwników ze ścisłego ligowego topu. Sami doskonale wiemy jednak, jak trudno nawet nam samym bywało o złapanie regularności. Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, dodamy jedynie, że wieczorem dojdzie także do jeszcze jednego lustrzanego pojedynku. Na Alfredo Di Stéfano naprzeciwko siebie stanie bowiem dwóch 33-latków, którzy przewodzą klasyfikacji strzelców Primera División: Karim Benzema (8 trafień) i Iago Aspas (9 goli).
Wiemy, że Real Madryt, delikatnie rzecz ujmując, potrafi różnie spisywać się na początku roku, wystarczy wspomnieć chociażby jeden punkt w dwóch pierwszych meczach (Villarreal i Sociedad) w sezonie 2018/19 czy remis 2:2 z, jakżeby inaczej, Celtą i porażkę z Villarrealem w kampanii 2017/18. Tak czy inaczej, pomimo ostatniej wpadki ta drużyna po prostu zasłużyła sobie, by nie tracić wobec niej zaufania. Często słyszymy, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz, ale jakoś nie do końca mamy przekonanie, że ta słynna maksyma znajduje zastosowanie w każdej sytuacji. Jeśli jednak tak jest, to po prostu zróbmy tak, żeby przed jeszcze kolejnym meczem uważano nas za dobrych.
***
Początek meczu o 21:00 na Estadio Alfredo Di Stéfano. W Polsce będzie można obejrzeć go na CANAL+ Sport 2 na platformie Player.pl.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. W obu drużynach świetnie w tym sezonie radzą sobie napastnicy: Aspas i Benzema. Kurs na zwycięstwo Realu Madryt i ponad 2,5 gola to 2,22. Przypominamy o trwających Realnych Typach, w których możecie wygrać doładowanie od FORTUNY.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze