Zimny prysznic na Son Moix
Porażka z Arsenalem, fatalna atmosfera w drużynie, konflikt między Raulem...
Porażka z Arsenalem, fatalna atmosfera w drużynie, konflikt między Raulem a Ronaldo, kolejna kontuzja Człowieka-Szklanki i dolegliwości innych zawodników - te wszystkie wydarzenia nastrajały przed dzisiejsym spotkaniem bardzo pesymistycznie. Prasa po raz kolejny "zwalnia" po sezonie Lopeza Caro, którego jeszcze kilka dni temu nazywała cudotwórcą, a piłkarze nie bardzo rozumieją, co jest przyczyną ich bezradności. Presja spragnionych tytułów kibiców dawno już nie była tak ogromna, wręcz przytłaczająca, co - jak pokazały ostatnie dni - jest ponad siły szczególnie Ronaldo. Co prawda, dzisiejszy rywal Królewskich to out-sider ligowej tabeli, jednak od początku wiadomo było, że o zwycięstwo będzie ciężko.
Pierwszy atak na tonącej w deszczu murawie Son Moix przypuścili gospodarze, ale nie minęło kilka minut, a podopieczni Juana Ramona Lopeza Caro przegrupowali szyki obronne i zaczęli się coraz śmielej zapuszczać pod bramkę Pratsa. Już w siódmej minucie po strzale Ronaldo piłka została wybita na róg, a po wykonywanym przez Becksa stałym fragmencie gry pięknym strzałem głową popisał się Sergio Ramos. Nie teraz jednak, Sergio, jeszcze nie teraz…
Mallorca tymczasem nie przestraszyła się zrywu Królewskich i dzielnie walczyła o objęcie prowadzenia. W drużynie gospodarzy brylował Doni, który - dwukrotnie znalazłszy się na wyśmienitej pozycji do oddania strzału - tylużkrotnie swe wspaniałe okazje zmarnował. Pięknym uderzeniem popisał się też Juan Arango - gdyby dobrze ucelował. Casillas prawdopodobnie nawet nie zdążyłby zareagować. I właśnie wtedy, gdy już wydawało się, że w następnej akcji Mallorca po prostu musi strzelić spychanym do coraz głębszej defensywy gościom gola, Real Madryt uderzył. Do precyzyjnego wysokiego podania Davida Beckhama wyskoczył właśnie Sergio Ramos i precyzyjną główką pokonał Antonio Pratsa.
To było jednak wszystko, na co potrafili się zdobyć Królewscy. Objąwszy prowadzenie, gładko oddali pola gospodarzom, z czego ci skwapliwie, choć nadal nieskutecznie, korzystali. Tym razem rozregulowanym celownikiem "popisywał się" Juan Arango, którego pierwszy strzał pięknie zatrzymał Casillas, drugie uderzenie zaś minęło nie tylko naszego portero, ale i słupek jego bramki po tej stronie, po której my tego chcieliśmy. I tak zakończyła się pierwsza odsłona meczu. Odsłona, w której - prawdę powiedziawszy - Real Madryt nie zasługiwał na prowadzenie, bo zdecydowanie więcej i do tego zdecydowanie lepszych sytuacji miał RCD Mallorca.
Druga połowa rozpoczęła się niemrawą grą po obu stronach. Tak niemrawą, że kibice zaczęliby zasypiać, gdyby piłkarze nie przypomnieli sobie, za co im płacą. Oba zespoły atakowały bez przekonania, błędy popełniali Królewscy, obrońcy Mallorki grali jeszcze gorzej. Real prowadził 1:0 i poza kilkoma długimi podaniami, które zatrzymały się na defensywie gospodarzy, nie wykazywał zbytniej chęci podwyższenia wyniku. Ta ospałość musiała się źle skończyć. Madryccy piłkarze grali coraz wolniej, a Mallorca zwietrzyła szansę na zmianę rezultatu. W 52. minucie Ramos faulował w polu karnym wychodzącego na czystą pozycję gracza Mallorki. Faul wątpliwy, gdyż Ramos ledwo zdążył chwycić go za rękę, lecz sędzia wątpliwości nie miał. Do piłki podszedł Pisculichi, który pewnie pokonał Casillasa strzałem z jedenastu metrów. Karny był momentem przełomowym w tym spotkaniu. Mallorca, widząc nieporadność Królewskich, zaczęła swobodniej rozgrywać piłkę.
Gospodarze atakowali, Madryt potrzebował zmian. Te nastąpiły dopiero po dziesięciu minutach od straty bramki. W tym czasie Mallorca bombardowała pole karne Casillasa mnóstwem niecelnych dośrodkowań. Okazję miał też Pisculichi, który - mając nieco miejsca - strzelił mocno, ale niecelnie. Piłka poszybowała ponad poprzeczką i chyba obudziła Lopeza Caro. Do sędziego technicznego podszedł Raúl, jednak ostatecznie na boisko pierwszy wbiegł Salgado, zmieniając słabo grającego Beckhama. Anglik być może starał się i walczył, jednak oprócz dośrodkowania, które na bramkę zamienił Ramos, większość jego podań była tragiczna. Poshboy siał zamęt we własnych szeregach niecelnymi przerzutami i dośrodkowaniami. W 63. minucie gotowy do wejścia na boisku był już Raúl Gonzalez Blanco, który zmienił Júlio Baptistę. Zmiany pomogły, madryccy piłkarze zaczęli żwawiej ruszać się po murawie, więcej atakowali. Ofensywnie grająca Mallorca przestawała nadążać za kombinacyjną grą Realu. W 70 minucie Zidane zaufał Brazylijczykom, podając do Ronaldo, który z pierwszej piki wymienił podanie z Robinho i próbował oddać piłkę Cicinho. Nasz prawy obrońca włączający się do akcji nie zdążył jednak dobiec do piłki i na tablicy nadal widniał wynik remisowy. Gospodarze musieli jakoś zbilansować braki w defensywie i... zbilansowali żółtymi kartonikami. W ciągu czterech minut do notesu sędziego wpisali się kolejno Gutiérrez, Tuni i Doni. RCD Mallorca faulował i… atakował. W 80. minucie bramce dla gospodarzy zapobiegł Roberto Carlos, rozpaczliwie wybijając piłke na rzut rożny. Trener Królewskich szukał jeszcze szansy na gola w Cassano. Ten zmienił Robinho i zanim na dobre rozpoczął mecz, musiał wznowić grę ze środka boiska. Dziesięć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego pracujący przez całe spotkanie Arango dobiegł do piłki nieopatrznie wybitej przed siebie przez Casillasa, po raz kolejny nie trafiając jednak do bramki. Co się odwlecze… Arango pamiętał chyba o tym przysłowiu, już minutę później podwyższając wynik meczu na 2:1 dla Mallorki. Prostopadłe podanie Basinasa sprawiło, że Juan ponownie znalazł się sam na sam z naszym portero. Spokojnie obiegł Casillasa i strzałem do pustej bramki wprawił w zachwyt publiczność na Son Moix.
Niebo płakało nad madryckimi piłkarzami i nie chciało przestać pomimo rozpaczliwych prób ratowania wyniku przez Cassano, który strzelił w poprzeczkę. Królewscy tracili nadzieję z minuty na minutę. Grali coraz wolniej, jakby czekając już na koniec meczu. Sędzia zakończył spotkanie w 94. minucie, a tablica świetlna na zalanym deszczem stadionie wskazywała wynik 2:1 dla gospodarzy.
Przegrana Królewskich znaczyła wiele. Znaczyła, że znów tracą do Barcelony 10 punktów, że w Madrycie kibice chyba nie wierzą już w żadne trofeum w tym sezonie. Mallorca zwyciężyła zasłużenie, wniosła w to spotkanie wiele serca, zostawiła na murawie wiele zdrowia. Tego zabrakło piłkarzom Realu Madryt, którzy grali powoli i niedokładnie, którzy kompletnie zawiedli kibiców. Szansę na zwycięstwo w La liga ponownie zmalały a kibice liczą raczej na rychłe zakończenie sezonu niż na wygraną Galacticos na jakimkolwiek froncie oprócz medialnego.
R.C.D. MALLORCA: Prats; Cortés, Ballesteros, Tuni (Campano 77´), Navarro; Basinas, Nunes, Doni, Jonás; Pisculichi (Farinós (87´), Arango (Okubo 92´)
REAL MADRYT: Casillas; Cicinho, Sergio Ramos, Raúl Bravo, Roberto Carlos; Gravesen, Beckham (Salgado 63´), Zidane, Robinho (Cassano 77´); Baptista (Raúl 65´), Ronaldo.
GOLE:
0-1, min. 31: Sergio Ramos
1-1, min. 52: Pisculichi (karny)
1-2, min. 80: Arango
STATYSTYKI
Strzały (celne): 14 - 8 (4 - 3)
Rzuty rożne: 4 -2
Spalone: 4 - 4
Interwencje bramkarzy: 9 - 14
Faule: 23 - 21
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze