Advertisement
Menu
/ as.com

„Stawiamy czoła możnym bez wielkich koncernów, firm i szejków za plecami”

Dyrektor sportowy Borussii Mönchengladbach, a przeszłości także jej piłkarz, Max Eberl, udzielił ciekawego wywiadu dziennikarzom Asa. Poniżej prezentujemy treść tej rozmowy z wieloletnim pracownikiem Źrebaków.

Foto: „Stawiamy czoła możnym bez wielkich koncernów, firm i szejków za plecami”
Fot. własne

Kiedy objął pan funkcję dyrektora sportowego w 2008 roku, Borussia walczyła o utrzymanie. Dwanaście lat później gracie o awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów z Realem Madryt. 
Moim celem zawsze było osiąganie jak największych sukcesów. To prawda, że w tamtych czasach od walki w Lidze Mistrzów dzieliły nas lata świetlne. Gra w Champions League to spełnienie marzeń. 

Co wydarzyło się od tamtego czasu?
Po spadku w 1999 roku klub był martwy. Zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Dyrekcja podjęła jednak odważne kroki, które pozwoliły na redukcję zadłużenia i przywrócenie klubu do Bundesligi. W 2004 roku zainaugurowaliśmy natomiast nowy stadion. Pracę biurową zaczynałem już w klubie bez zadłużenia. Pole manewru oczywiście nie było nie wiadomo jakie, ale zapewniono mi możliwość obrócenia pieniędzmi ze sprzedaży. Wówczas przypomnieliśmy sobie o DNA wielkiej Borussii z lat 70, której ważnym elementem byli także wychowankowie. Poświęciliśmy się trenowaniu i kształceniu młodych zawodników, których potem sprzedawaliśmy. W ten sposób stawaliśmy się coraz lepsi. 

Mielibyście już zapewniony awans, gdybyście nie pozwolili sobie wydrzeć zwycięstwa z Realem w pierwszym meczu. 
Przestałem już w futbolu żałować rzeczy z przeszłości. Po losowaniu każdy skazywał nas na walkę o trzecie miejsce w grupie. Prawda jest zaś taka, że dziś gramy o awans z prawdopodobnie największym klubem świata. U siebie mieliśmy ich na widelcu. Wiemy, że jesteśmy w stanie stawić im czoła. Mamy szanse na awans bez niczyjej pomocy. Chcemy to wykorzystać. 

Czy presja ciążąca na Realu może stanowić dla was przewagę?
Wielkie kluby, jak Real, Bayern czy Barcelona zawsze odczuwają presję. Zmagają się z nią od lat. My być może nie odczuwamy tego aż tak, ale to nie ma wpływu na nasze aspiracje. Chcemy stawić rywalowi czoło i awansować. 

Możecie skomplikować przyszłość Zidane'a.
Patrzymy jedynie na własny sukces. Zawsze bolą mnie konsekwencje, które ponosić muszą inni, ale w futbolu każdy może się potknąć i upaść. Osiągnięcia Zidane'a pozostają poza wszelką wątpliwością. 

Joachim Löw także wydaje się mieć słabszą pozycję po klęsce 0:6 z Hiszpanią. Jak ten mecz wpłynął na niemiecką piłkę?
To był dla nas niespodziewany zwrot. Sądziliśmy, że kadra jest na dobrej drodze w procesie rekonstrukcji. Być może jednak porażka ta przyszła w najlepszym momencie, ponieważ do Euro pozostaje jeszcze sporo czasu. Mogę jednak powiedzieć, że w żaden sposób nie czujemy się dziś niemieckimi mścicielami w Hiszpanii. Okoliczności są zupełnie inne, choć tamto 0:6 pozostawiło w naszym kraju ślad. 

Jak wpływ finansowy może mieć dla was awans, zwłaszcza w tych trudnych ekonomicznie czasach?
Jako dyrektor sportowy w pierwszej kolejności patrzę na sukces sportowy. Liga Mistrzów w oczywisty sposób jednak minimalizuje straty finansowe, tym bardziej jeśli uda nam się awansować. Najważniejszy jednak jest aspekt czysto piłkarski. 

Bundesliga jako pierwsza wznowiła rozgrywki po przymusowej przerwie. Daliście światu przykład. Dalej nim jesteście?
Stawialiśmy czoła wspólnemu wrogowi. Zaczęto mówić, że kiedy pieniądze przestaną krążyć, futbol z dnia na dzień nagle utonie. Trzeba mieć na uwadze, że wszystkie firmy, wielkie czy małe, poszły w dół. Ludzie jednak woleli doszukiwać się wszystkiego, co najgorsze w futbolu. Takie przynajmniej odnosiłem wrażenie. Dlatego też jestem dumny, że dzięki strategii i dyscyplinie piłka przywróciła normalność do świata sportu. Uważam, że w Niemczech wyznaczyliśmy drogę, o której należy pamiętać. Zwłaszcza Bayern jako zdobywca potrójnej korony dba o to, by Bundesliga była uważana za jedne z najlepszych rozgrywek w Europie. 

We wtorek renegocjowano transze z praw telewizyjnych. Wielu uważa, że Bayern cały czas zarabia nieproporcjonalnie więcej od reszty. 
Trzeba pamiętać, że wielcy inwestują również więcej pieniędzy w stabilność pierwszego i drugiego poziomu rozgrywkowego. Nowy kontrakt wydaje mi się rozsądny. Z jednej strony gwarantuje stabilność zawodowej piłki w Niemczech, z drugiej zaś docenia postawę każdego klubu. Nie da się wszystkich postawić na jednym poziomie z dnia na dzień. Społeczeństwem rządzi produktywność oraz solidarność. Obie te kwestie zawierają się w nowej umowie. W pierwszych dwóch latach dąży się do większej równości warunków między klubami, w kolejnych dwóch zarobki każdego z nich będą zależne w większej mierze od postawy sportowej. 

A nie jest trochę tak, że Bayern sportowo jest lepszy, bo skupuje najbardziej wyróżniających się graczy innych drużyn?
W każdej lidze są zespoły, które nie muszą sprzedawać. To nie jest nowy temat. W latach 80. skarżono się, że Bayern wciąż podbiera najlepszych piłkarzy Werderowi. Trzeba jednak pamiętać, że nie można zawodnikom zabraniać chęci walki co roku o mistrzostwo i gry w Lidze Mistrzów. W świecie ekonomii dzieje się to samo. Wielkie korporacje wysługują się małymi firmami. To musi mieć odzwierciedlenie w postawie drużyny. My natomiast byliśmy w stanie postawić się wielkim bez wielkiego inwestora, koncernu czy szejka za plecami. Sumienna praca zawsze przynosi owoce. 

Ale wciąż nie wystarczy ona, by zrzuć z tronu Bayern, który zdobył osiem mistrzostw z rzędu. 
To jasne, że nikogo ta statystyka nie zadowala, poza Bayernem rzecz jasna. Nie umniejszając ich pracy, faktycznie nie pomagają w utrzymaniu emocji w lidze na wysokim poziomie. Wróćmy jednak do tematu praw telewizyjnych: jeśli zabierzesz Bayernowi 5 milionów i dasz je mniejszemu klubowi, niewiele się zmieni w ogólnym rozrachunku. Powinniśmy dążyć do tego, by w Niemczech było więcej topowych drużyn, które byłyby w stanie przerwać dominację Bayernu. Dortmund i Lipsk nie przestają działać w tym kierunku. Wszyscy życzylibyśmy sobie, by ktoś realnie zagroził Bawarczykom. 

Nie tak dawno był pan o krok od podjęcia pracy w Bayernie. To prawda?
Przeszłość (śmiech). 

Sporo się mówi, że są zainteresowani Neuhausem czy Zakarią. 
Nigdy nie chcemy się pozbywać naszych zawodników, ale każdy klub ma swoje limity. My także. Zawsze staramy się zatrzymać najlepszych piłkarzy, teraz nie będzie inaczej. Pracujemy nad tym, tak jak swego czasu pracowaliśmy nad pozostaniem Reusa czy Ter Stegena. 

Ma pan dalej kontakt z bramkarzem Barcelony?
Nigdy go nie zerwaliśmy. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że stał się tak świetnym zawodnikiem. Marc udał się w swoją podróż i stał się jednym z najlepszych graczy na swojej pozycji. To jedna z naszych eksportowych wizytówek. Dla mnie to jasne, że w potyczce z Realem będzie jednym z nas. 

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!