Kabaret

Najstarsi górale nie przypominają sobie takiego meczu. Mnóstwo emocji targało kibicami Realu Madryt podczas potyczki z Valencią i nawet trudno było przewidzieć, co wydarzy się za moment. Od radości po golu Benzemy do śmiechu po trzecim rzucie karnym dla Valencii.

Wszystko zaczęło się dobrze, ale nie miało prawa tak samo się skończyć. Nie ma bowiem miejsca na jakimkolwiek poziomie na takie partactwo, jakie zaprezentowali dziś zawodnicy gości. Kareta ustrzelona przez defensywę – trzy sprokurowane rzuty karne i gol samobójczy – wykluczyła szansę na jakikolwiek pozytywny wynik. Jakby tego było mało, Valencia wcale nie zagrała wybitnego meczu. I to na pewno raczej boli, niż śmieszy.

Choć piłka nożna to ostatecznie rozrywka, dziś zwykłe zirytowanie mogło brać górę. Nie warto rozbierać każdej straconej bramki na czynniki pierwsze (choć – uwaga! – aż trzy gole są do siebie łudząco podobne). Co uczynił sztab szkoleniowy, wystawiając taki skład, gdy wiadomo było, że trzeba sobie radzić bez Casemiro i Hazarda? Co w głowie miał Zidane? Co w głowie mieli wszyscy ci, którzy biegali dziś w tych przeklętych różowych koszulkach?

Nie ma dobrych odpowiedzi. Nie ma złych odpowiedzi. Nie ma żadnych odpowiedzi. Jest za to kabaret podpisany nazwą klubu, który ma podobno aspirować do wszystkiego. Nie sądziliśmy, że sekcja piłkarska połączy się z kabaretową. Może w tym jest przyszłość.

Valencia CF – Real Madryt 4:1 (2:1)
0:1 Benzema 23' (asysta: Marcelo)
1:1 Soler 35' (rzut karny)
2:1 Varane 45' (gol samobójczy)
3:1 Soler 54' (rzut karny)
4:1 Soler 63' (rzut karny)

Valencia: Doménech; Wass, Paulista, Guillamón, Gayà; Yunus Musah (87' Jason), Račić, Soler, Czeryszew (77' Lato); Kang-in Lee (81' Gameiro), Maxi Gómez (87' Sobrino).

Real Madryt: Courtois; Lucas, Varane, Ramos, Marcelo; Modrić, Valverde (76' Kroos), Isco (83' Jović); Asensio (64' Ødegaard), Benzema (75' Mariano), Vinícius (64' Rodrygo).