Daremne rozstanie
Na europejskim podwórku Cristiano i Real nie potrafią poradzić sobie bez siebie. W dwóch ostatnich sezonach Portugalczyk i klub ponieśli niemal identyczne klęski w Lidze Mistrzów.
Fot. Getty Images
Dwa smutne lata temu Real Madryt i Cristiano Ronaldo zdecydowali rozdzielić swoje ścieżki. Poważne rozbieżności między portugalskim crackiem a prezesem klubu sprawiły, że polubowne rozwiązanie, które pozwoliłoby na dalszą koegzystencję, było niemożliwe. Grzywna ze strony skarbówki, prośba o podniesienie zarobków, dystans osobisty i tak dalej. Gdyby w tym czasie obie strony miały kryształową kulę i mogły zajrzeć w głąb przyszłości, żeby zobaczyć, jak poradzą sobie w Lidze Mistrzów, z pewnością osiągnęliby serdeczne porozumienie, które dawałoby korzyści zarówno klubowi, jak i samemu piłkarzowi.
Od sezonu 2010/11 do 2017/18, ostatniego z Cristiano biegającym po Santiago Bernabéu, klub czterokrotnie sięgał po Puchar Europy (2014, 2016, 2017 i 2018), ale czterokrotnie kończył też udział w rozgrywkach na etapie półfinałów (2011, 2012, 2013 i 2015). Dwa ostatnie sezony są jednak niemal w równym stopniu europejską porażką dla obu stron. W ubiegłym roku Real odpadł z Ajaxem, gdy trenerem był Santiago Solari, a tym razem, już pod wodzą Zizou, poległ z Manchesterem City w 1/8 finału.
Ostatni raz tak źle w Europie było lata temu. W 2010 roku Królewscy odpadali w 1/8 z Lyonem, a wcześniej z Romą, Bayernem, Arsenalem… Kiedy Florentino Pérez podpisał kontrakt z José Mourinho, wiedział, że nastał koniec europejskiej bolączki. Portugalczyk tylko częściowo wydostał drużynę z dołka i potrafił doprowadzić ją do półfinałów, ale i tak traktowano to jako mały sukces, gdy przypominały się wcześniejsze klęski. Teraz madridismo obawia się, że historia znowu się powtarza, bo zespół dwukrotnie pożegnał się z Ligą Mistrzów na najwcześniejszym etapie fazy pucharowej.
Odkąd Cristiano rozstał się z Realem, wcale nie radził sobie o wiele lepiej na Starym Kontynencie. Z nostalgią może już tylko wspominać czasy, gdy w Madrycie sięgał po cztery Puchary Europy, a sześciokrotnie zostawiał królem strzelców rozgrywek, zdobywając przy tym aż 17 bramek w sezonie 2013/14, co do dziś pozostaje niepobitym rekordem. Ponadto dołożył do swojego dorobku cztery Złote Piłki.
Przed rokiem CR7 padł ofiarą tego samego przeciwnika, który kilka dni wcześniej odprawił z kwitkiem Real. Ajax pokonał Juventus w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a w tym roku Włosi pożegnali się z rozgrywkami tego samego dnia co Królewscy. Portugalczyk ustrzelił w piątek dublet, ale to nie wystarczyło do awansu w dwumeczu z Lyonem, który przeszedł dalej dzięki lepszemu bilansowi bramek i zwycięstwu 1:0 w pierwszym spotkaniu.
Wniosek nasuwa się więc sam i jest bardzo prosty: Real Madryt i Cristiano Ronaldo osłabli w momencie, gdy zdecydowali się kroczyć przez Europę samotnie. Liga Mistrzów jest tym, co daje ci prestiż. Zarówno zawodnikowi, jak i klubowi. Obie strony przeszły od wysokich lotów i ośmiu wspaniałych lat, do dwóch mizernych występów z rzędu na europejskiej arenie.
Od odejścia Cristiano nie jest już sobą w Europie. W swoim pierwszym sezonie w barwach Starej Damy strzelił tylko jednego gola w fazie grupowej i dołożył pięć w fazie pucharowej – w tym pamiętnego hattricka ustrzelonego Atlético, który pozwolił odrobić straty z pierwszego meczu i dawał mu nadzieję na końcowy sukces w Champions League. Marzenia prysły już jednak w kolejnym dwumeczu i choć w obu spotkaniach trafiał do siatki, to do półfinału awansował Ajax.
W tym sezonie było jeszcze gorzej. Portugalczyk zdobył w Lidze Mistrzów tylko cztery bramki, a jego dublet w rewanżu z Lyonem nie dał Juventusowi awansu. Cristiano nie potrafi nawiązać do czasów, gdy siedmiokrotnie kończył rozgrywki z dwucyfrowym wynikiem, bijąc niemal wszystkie możliwe rekordy w europejskich pucharach. W swoich dwóch sezonach w Turynie uzbierał mniej goli niż w ostatnim sezonie w Madrycie, gdy pokonywał bramkarzy 15 razy.
Z Ronaldo inaczej wyglądał też Real. Kiedy Portugalczyk zakładał na siebie białą koszulkę, stawał się ekspertem od rozstrzygania dwumeczów, bez względu na to, czy było to pierwsze czy drugie spotkanie. W pojedynkę potrafił rozbić Atlético lub zapewnić awans w starciu z Wolfsburgiem, gdy w obu meczach strzelał hattricka. Tych pamiętnych nocy było wiele, a Królewscy cierpią teraz bez swojej żywej legendy. Bilans dla obu jest jednak taki sam: zero europejskich trofeów w dwóch ostatnich latach.
Koniec europejskiego panowania Realu zmusił drużynę do znalezienia bezpiecznej przystani na krajowym podwórku. Kiedy Cristiano i Real byli razem, sięgnęli po mistrzostwo tylko dwukrotnie, oddając tytuły Barcelonie i Atleti. W tym sezonie Królewscy odzyskali panowanie w Hiszpanii, a Portugalczyk zdobył swoje drugie mistrzostwo Włoch, ale Juventus w Serie A od lat radził sobie też bez niego.
Odejście Cristiano sprawiło, że pierwszy rok był dla Realu katastrofalny. Nie szło ani z Lopeteguim, ani z Solarim, ani z Zidane'em, który wrócił do klubu w trybie awaryjnym. Wcześniej to Cristiano warunkował środowisko. Teraz wszystko musi współgrać z atakiem powierzonym w dużej mierze w ręce Karima Benzemy, który po latach bycia giermkiem Portugalczyka wyostrzył swój kieł jako myśliwy. W ten sposób udało się zatriumfować w La Lidze naznaczonej pandemią koronawirusa, ale wszyscy zdali sobie sprawę, że w Europie mogli wygrywać tylko razem. Tylko z Cristiano.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze