Supertransfer
Marco Asensio wrócił. Minęło 329 dni od momentu, gdy poważna kontuzja postawiła przed nim wyzwanie, któremu zdołał podołać w czwartek. Historia w swojej końcowej fazie nie mogła potoczyć się lepiej. Piłkarz potrzebował zaledwie 29 sekund, by pokonać bramkarza. Błysk prawdziwej gwiazdy.
Fot. Getty Images
24-latek od zawsze specjalizował się w udanych debiutach. Wystarczy powiedzieć, że debiutował z golem w pięciu rozgrywkach: Superpucharze Europy, lidze, Lidze Mistrzów, Pucharze Króla i Superpucharze Hiszpanii. Tym razem nie chodziło może stricte o debiut, jednak okoliczności wciąż pozostawały wyjątkowe. Marco pojawił się na murawie po 11 miesiącach pauzy, po raz pierwszy przy pustych trybunach. Nie zawiódł. Po chwili miał już na koncie zdobytą bramkę.
Asensio swoim występem uzasadnił także nadzieje Zidane'a związane z powrotem atakującego. W sezonie, w którym Real ma problem ze strzelaniem goli, Francuz widzi w Marco jedno z rozwiązań problemu. Gol i asysta z Valencią przyznają szkoleniowcowi rację. W pierwszej połowie Królewscy wykręcili niechlubny rekord. Po raz pierwszy przy tylu celnych strzałach (8 na 9 prób) żaden nie wylądował w siatce. Statystyka ta kontrastuje z osiągami Asensio, który potrzebował ledwie jednego uderzenia.
Zidane mimo wszystko nie może być zdziwiony takim stanem rzeczy. Trener już przed sezonem w głowie miał wizję tercetu Hazard-Benzema-Asensio. Balearczyk ostatecznie z powodów zdrowotnych wypadł z gry przed startem rozgrywek. W dwóch pierwszych latach pracy Francuza Marco potrafił jednak strzelać średnio 10 goli na sezon, choć przecież nie miał niekwestionowanego miejsca w wyjściowym składzie. W trwającym sezonie Asensio miał otrzymać większą odpowiedzialność, Zizou liczył, że były gracz Mallorki postawi ważny krok do przodu.
Koszmarny uraz wszystko jednak popsuł. Przymusowa przerwa w rozgrywkach mimo to sprawiła, że dziś Zidane może widzieć w Asensio jednego ze swoich fundamentalnych graczy zarówno w aspekcie strzeleckim, jak i kreowania okazji innym. Trener pokazał, że ufa piłkarzowi, posyłając go na rozgrzewkę w bardzo ważnym meczu przy wyniku 0:0. Marco nie zawiódł. Wrócił. Zidane ma zaś powody do radości.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze