Niemoralny (?) finał
Absurd, kompromitacja, skok na kasę, zaprzedanie duszy diabłu, piłkarska prostytucja, upadek wszelkich wartości. Co to za Superpuchar Hiszpanii, w którego finale zmierzą się zespoły, które nic nie wygrały? Dlaczego u Arabów? Kto to widział podobne dziwy? Jak można było do tego dopuścić?
Fot. Getty Images
Czy ktoś za to odpowie? Czy nikomu naprawdę nie jest głupio? Czy ci ludzie nie mają sumienia? Czy tak baluje się za nasze podatki? W zaistniałej sytuacji powinno się zorganizować mecz o 3. miejsce i jego zwycięzcy wręczyć puchar przeznaczony dla triumfatora. Tak będzie godnie, sprawiedliwie, szlachetnie, honorowo i po bożemu. Dziś Temida rzewnymi łzami płacze nad losami Barcelony i Valencii.
Dobrze, tę część mamy już na szczęście za sobą. Kto chce może czytać dalej.
Czy komuś się to podoba, czy też nie, Real Madryt w środę ośmielił się wygrać z Valencią, dzięki czemu wieczorem stanie przed szansą na zdobycie trofeum. Wyzbywając się już jednak złośliwości, trzeba sobie całkiem szczerze powiedzieć, że Królewscy w starciu z Nietoperzami najzwyczajniej w świecie zaprezentowali się z bardzo dobrej strony. Można oczywiście upierać się, że to rywal zaprezentował się skrajnie beznadziejnie, jednak w naszym odczuciu sprowadzanie wszystkiego do słabości przeciwników byłoby mimo wszystko niesprawiedliwe. Równie dobrze można przecież stwierdzić, że to Real sprawił, iż Valencia nie była w stanie zrobić kompletnie nic.
Na grę podopiecznych Zidane'a długimi momentami patrzyło się z dużą przyjemnością. Choć sama sceneria i atmosfera potyczki mogła nieco przypominać wiosenny piknik, piłkarskiej jakości Los Blancos po prostu nie dało się zaprzeczyć. I nie chodzi już nawet o błyski w stylu wkręcającego piłkę z rogu Kroosa czy strzelającego fałszem Modricia. Egzamin zaliczyła niemal cała drużyna. Bodaj jedyny wyjątek stanowił Luka Jović, który dostał szansę od pierwszej minuty, ale – nazywając rzeczy po imieniu – zwyczajnie zawiódł.
W finałowej potyczce zmierzymy się natomiast z Atlético, czyli kolejnym zespołem, który z równym nietaktem postanowił wyrzucić za burtę kogoś, kto coś w zeszłym sezonie wygrał. Los Colchoneros pokonali Barcelonę 3:2 po dość dziwnym w przebiegu meczu. Co prawda nasi sąsiedzi zza miedzy jako pierwsi wyszli na prowadzenie za sprawą Koke (gol i kontuzja, opuści wieczorną potyczkę), ale od tego momentu praktycznie przestali istnieć.
Barcelona stosunkowo szybko odpowiedziała dwoma golami, dwa kolejne zostały cofnięte przez VAR i w zasadzie wszystko wskazywało na to, że możemy szykować się do kolejnego Klasyku. Ekipa Cholo Simeone odrodziła się jednak w najmniej spodziewanym momencie, najpierw wyrównując za sprawą Moraty (rzut karny), a następnie wychodząc na prowadzenie po trafieniu Correi. Do końca rezultat nie uległ już zmianie, a wszyscy zwolennicy gry „na stare” mogli jedynie gorzko zapłakać.
Żeby było jasne, rozumiemy doskonale argumenty krytyków obecnej formy rozgrywek, tak szeroko zakrojone zmiany stanowiły naturalny bodziec do dyskusji. Jeśli jednak mamy być zupełnie szczerzy, jakoś zdecydowanie fajniej ogląda nam się taki Superpuchar Hiszpanii niż odbywające się dotąd chyba jedynie z kurtuazyjnych (no i oczywiście także finansowych) pobudek Klubowe Mistrzostwa Świata.
Przed meczem z Valencią pisaliśmy, że jeśli dają, to trzeba brać. No więc bierzmy. Bo jeśli nie my, to nawet w ocenie najbardziej zagorzałych krytyków obecnej formuły trofeum i tak zgarnie ktoś, kto do walki o nie stanie w identycznych okolicznościach. Zgarnijmy ten puchar i wejdźmy w nowy rok z przytupem.
Początek meczu o 19:00 czasu polskiego. Jego transmisję przeprowadzi Eleven Sports 1 na platformie Player.pl.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze