Keylor i najbardziej emocjonalne powroty na Bernabéu
Kostarykanin dołączy dzisiaj do grona tych, którym po wielu latach występów w Realu Madryt, przyszło zagrać na stadionie Królewskich w barwach innej drużyny.
Fot. Getty Images
Atrakcyjnie zapowiadające się starcie między Realem Madryt a PSG wzbudza emocje z wielu z powodów. Kibice będą przyglądać się Mbappé, być może Neymarowi, znowu wydadzą wyrok na Bale'u, ale istnieje jeszcze jeden powód, który podnosi temperaturę meczu. To powrót Keylora Navasa na Santiago Bernabéu. Jednego z bohaterów trzech Pucharów Europy zdobytych z rzędu, bramkarza Zidane'a, piłkarza, który wielokrotnie zachwycał swoimi paradami kibiców na stadionie, na którym zagra dziś od pierwszej minuty w innej koszulce, niż przez te wszystkie poprzednie lata.
Kostarykanin trafił do stolicy Hiszpanii w lipcu 2014 roku i początkowo był tylko zmiennikiem Ikera Casillasa, ale z czasem stał się jedną z najważniejszych postaci w klubie, mogącej liczyć na uznanie ze strony kolegów z szatni i kibiców. Dlatego Bernabéu zamierza podziękować mu za wszystko przed, w trakcie i po meczu. W przeszłości było wielu, którzy wracali na ten stadion i Navas trafi dzisiaj do grona tych, którzy przeżywali najbardziej emocjonalne pożegnania, jak Juanito, Redondo, Van Nistelrooy, Gordillo czy Fernando Morientes.
Mylący szatnie Juanito
Powrót Juana Gómeza Juanito w koszulce Málagi na Santiago Bernabéu jest jednym z tych, które rozemocjonowały wszystkich najbardziej. Po zapisaniu niesamowitej historii w barwach Los Blancos, Hiszpan założył koszulkę andaluzyjskiej drużyny i w styczniu 1989 wrócił na stadion, na którym święcił największe triumfy. Obiekt Królewskich po prostu pękał w szwach, a przed meczem Juanito został przywitany taką porcją braw, jakby na Bernabéu pojawił się sam król. Podobnie było w trakcie spotkania, gdy jego każdy kontakt z piłką nagradzany był brawami i można było zastanawiać się, czy to spotkanie na pewno toczy się w Madrycie.
Juanito, która sam nazywał się madridistą do szpiku, był na tyle zdezorientowany, że gdy sędzia po przerwie zaprosił piłkarzy do szatni, ten je pomylił i zaczął iść razem z byłymi kolegami z drużyny, aż Husillos musiał do niego krzyknąć: „Ej, Juanito, nie w tę stronę”. To nie była jednak pierwsza wizyta Hiszpana na Bernabéu od odejścia z Realu, ponieważ dwa lata wcześniej zmierzył się już na stadionie Królewskich z… Castillą.
Niemal zalany łzami Redondo
Marzec 2003 roku. Bernabéu wypełniło się po brzegi, aby obejrzeć spotkanie swojej drużyny z Milanem, a głównym bohaterem wieczoru był Fernando Redondo, który po trzech latach ponownie pojawił się w swoim domu. Powrót Argentyńczyka, jednego z najlepszych pomocników w historii Realu, przywołał multum wspomnień wśród piłkarzy, trenerów i kibiców. W 2000 roku Redondo okazał publiczne wsparcie Lorenzo Sanzowi, który przegrał wybory, a nowi włodarze klubu zdecydowali się go sprzedać. Nic nie powstrzymało jednak Bernabéu przed oddaniem hołdu temu, którego tak bardzo uwielbiali.
Już przed rozpoczęciem spotkania wszyscy kibice wstali z miejsc, aby przez bite trzy minuty oklaskiwać Redondo, a ten miał spore problemy z powstrzymaniem się od płaczu. Później mógł liczyć na owację niemal za każdym razem, gdy tylko dotykał piłki. Po latach przyznał, że był to jeden z najbardziej skomplikowanych meczów w jego życiu, ponieważ tak bardzo targały nim emocje. W rzeczywistości nie grał zbyt dobrze i został zmieniony, a wówczas fani ponownie wstali z miejsc, wykrzykiwali jego nazwisko i wymachiwali flagami na jego cześć. Po spotkaniu Raúl wziął go jeszcze pod ramię i zaprowadził pod Fondo Sur, gdzie najzagorzalsi kibice też oddali mu cześć, a na Bernabéu ponownie można było usłyszeć burzę oklasków.
Oklaskiwany w barwach Málagi
Ruud van Nistelrooy był kolejnym piłkarzem, któremu w bardzo krótkim czasie udało się zaskarbić ogromną sympatię ze strony fanów. Wszystko zaczęło się w 2006 roku, gdy Holender po raz pierwszy założył koszulkę Los Blancos, a później sięgnął z drużyną po mistrzostwo i strzelił w lidze 25 goli. Van Nistelrooy zawsze wykazywał się nienagannym zachowaniem i pasją do gry dla Realu, a stadion skandował jego imię niemal w każdym spotkaniu, w którym grał. Kontuzja kolana, jakiej nabawił się w 2008 roku, sprawiła niestety, że w styczniu 2010 roku drogi Realu i Ruuda musiały się rozejść. Ale jego dobre relacje z Królewskimi nie dobiegły wcale końca.
Van Gol mógł wrócić do Madrytu zimą 2011 roku, ale odmowa ze strony prezesa Hamburga zatrzymała jeden z najbardziej oczekiwaniach i romantycznych powrotów do stolicy Hiszpanii. Van Nistelrooy pojawił się jednak w końcu na Bernabéu, lecz już jako gracz Málagi, a stadion przywitał i pożegnał go niczym bohatera. Miało to miejsce w styczniu 2012 roku, gdy oba kluby spotkały się w Pucharze Króla, a na Bernabéu zasiadł niemal komplet kibiców, by móc ponownie zobaczyć Holendra, który opuszczał boisko po godzinie gry. I choć Królewscy przegrali 0:2, to wszyscy fani na stadionie wstali ze swoich miejsc i bili brawo Ruudowi.
Powrót w drugiej lidze
Rafael Gordillo, jeden z najlepszych lewych obrońców, jakich kiedykolwiek miał Real Madryt, wrócił na stadion Królewskich w barwach Betisu i… w Segunda División. Wszystko dlatego, że wówczas w drugiej lidze występowała Castilla i rozgrywała swoje mecze na Santiago Bernabéu, na których licznie stawiali się kibice. Nie inaczej było też tamtego dnia, gdy wielu fanów pojawiło się na obiekcie Los Blancos, by oklaskiwać Rafę. W wieku 35 lat, Gordillo nie tylko był najlepszym zawodnikiem tamtego meczu, ale strzelił także gola, który przypieczętował wygraną Andaluzyjczyków. Gola, za którego brawo bili mu prawie wszyscy, którzy stawili się wówczas na Bernabéu.
Oklaskiwany po golu dla Monaco
Fernando Morientes to kolejny gracz, o którym trudno było zapomnieć madridistas. Trafił do Madrytu w 1997 roku, a kilka miesięcy później stał się jednym z bohaterów, którzy pomogli zdobyć La Séptimę. Jego pobyt w stolicy Hiszpanii naznaczony był wieloma golami oraz wyśmienitą współpracą z Raúlem Gonzálezem Blanco, z którym tworzył zabójczy duet napastników. Przyjście Ronaldo zmusiło jednak Hiszpana do opuszczenia klubu. Na Bernabéu wrócił już w marcu 2004 roku w koszulce Monaco, do którego był wówczas wypożyczony. El Moro przez cały mecz otrzymywał ogromne wsparcie od fanów, a pod koniec spotkania trafił nawet do siatki, za co również otrzymał burzę oklasków. Nikt nie mógł tylko wówczas przypuszczać, że gol na 4:2 może okazać się tym, który odegra kluczową rolę w rewanżu i wyrzuci Królewskich za burtę.
Najbardziej oczekiwany powrót, który nigdy się nie wydarzył
Santiago Bernabéu bardzo chciało zobaczyć Alfredo Di Stéfano w koszulce Espanyolu. Argentyńczyk zagrał przeciwko Realowi na Estadio de Sarrià w sezonie 1965/66, ale nigdy nie na stadionie Los Blancos. W sezonie 1964/65 z powodu rzekomej kontuzji mięśniowej, a rok później przez uderzenie, jakie miał otrzymać na treningu w rękę. Tak, w następnej kolejce zawsze był już gotowy do gry, co wzbudzało wiele podejrzeń, że Di Stéfano nie chciał po prostu mierzyć się ze swoim byłym klubem. Po odejściu z Realu na Bernabéu zagrał tylko raz, ale gdy Espanyol rozgrywał tam pucharowy mecz ze Sportingiem. Mecz, na którym pojawiło się bardzo mało ludzi.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze