Piqué: W Madrycie czuję się jak w drugim domu
Gerard Piqué pojawił się w nocy w radiu COPE, gdzie udzielił wywiadu w programie El Partidazo. Przedstawiamy najważniejsze wypowiedzi stopera Barcelony, który w tych dniach promuje w Madrycie finały tenisowego Pucharu Davisa.
Fot. Getty Images
– Zawsze mówiłem, że od wybrania Madrytu jako gospodarza Pucharu Davisa czuję się tu jak w drugim domu. Zawsze czułem się tu lubiany. Pomimo rywalizacji Barcelony z Realem na ulicy nie widziałem tu nigdy żadnego złego gestu czy negatywnej miny. Madryt zawsze przyjmował mnie dobrze. Naprawdę, ani jednego takiego zdarzenia. Powiedziałbym, gdyby było inaczej. Może to coś dziwnego, ale ludzie proszą normalnie o zdjęcia. Jedna sprawa to rywalizacja na boisku, a druga to spotkanie na ulicy. Na stadionie w tłumie wszystko rośnie, ale na ulicy w spotkaniach sam na sam człowiek zachowuje się normalniej.
– Występ z Ramosem na Igrzyskach? Nie wiem... Nie wiem, do tego zostaje dużo czasu. Rozważam to? Jak powiedziałem, może tak się zdarzyć, bo prawo to dopuszcza. Czy chcę jechać na Igrzyska? Nie chcę się wypowiadać, bo jest selekcjoner, który tworzy kadrę i nawet jeśli miałbym na to nadzieję, nie chciałbym mówić o tym publicznie, bo uważam, że nie należy tego robić. Jeśli będzie trzeba, porozmawiam z trenerem i jeśli będę chciał jechać, powiem mu o tym. Nie sądzę, że należy mówić o tym publicznie, ale każdy robi, co chce.
– Nie było mnie na ślubie Ramosa? Nie, nie byłem zaproszony. Wkurzyłem się? Nie [śmiech]. Nie zaprosił mnie, ale to nie był problem. Widać po mnie, że jestem rozczarowany? W ogóle nie. Nie myślałem o tym, czy mnie zaprosi. Nie patrzę, czy ten znajomy czy tamten zaprosi mnie na ślub. Moje życie na tym nie polega. To była jego chwila i mam nadzieję, ze spędził ten czas genialnie. W żadnym momencie o tym nie myślałem. Nie jestem żadnym zawistnym człowiekiem. Nie czuję smutku ani złości. Zaproszenie dla Ramosa na Puchar Davisa? Tak, zaprosiłem go.
– Czy zaprosiłem Arbeloę? Nie, nie mam jego numeru. Nie mam z nim jednak żadnego problemu, to był tylko show. Ja mówiłem rzeczy o nim, a on miał komentarze o mnie. Nigdy jednak to mnie nie denerwowało. Każdy może mówić, co chce.
– Powiedziałem ostatnio, że raz zadzwonił do mnie Florentino? Teraz nie mam już tego numeru. To było wiele lat temu. Chodziło o wiadomość, o mały szczegół.
– Tworzenie pary stoperów z Ramosem w kadrze? Zrobiliśmy dobrą robotę. Był czas, gdy przez stosunki Realu z Barceloną kosztowało to więcej i dobrze o tym wiecie. To był trudniejszy okres, ale na końcu to rozwiązaliśmy i atmosfera była fenomenalna. Więcej, w Rosji przy pożegnaniu się z kadrą i przemowie wzruszyłem się, bo to była dla mnie rodzina. Byłem z nią szczęśliwy.
– Sprawa odpoczynku przed Klasykiem? Będą mieć więcej odpoczynku przed kolejnym meczem... Zawsze jest jakaś skarga. Terminarz jest, jaki jest. Na końcu to wszystko zaczęło się od tego, że należało zagrać w dniu, na który było to wyznaczone. Przełożono mecz na środę i nikt nie spodziewał się takiego terminu. Zawsze musiała być przy tym jakaś kontrowersja i gdyby było odwrotnie, byłaby mowa o skargach Barcelony. Wiemy, jak to działa, ale na końcu na tym poziomie jesteśmy przyzwyczajeni do grania meczów co 2-3 dni. Wiele razy trzeba grać przy mniejszym odpoczynku od rywala, ale przy Klasyku wszystko się powiększa.
– Dzień odpoczynku to duża przewaga? Nie analizowałem tego i nie wiem, ile dokładnie godzin różnicy będzie... Będzie 29 godzin różnicy? Tak, to ma wpływ. Jednak wiele rzeczy ma wpływ. Ja na przykład wolę grać wieczorami, a spotkanie przed Klasykiem mamy o 16:00. Każdy ma swoje sprawy i rytuały. Na pewno jednak, gdy spojrzymy w przeszłość, były Klasyki, gdzie to my mieliśmy mniej czasu na odpoczynek od Realu. Teraz jest odwrotnie. W terminarzu nie ma meczów o tej samej godzinie i zawsze ktoś będzie odpoczywać więcej.
– W pierwotnym terminie my mieliśmy mniej czasu na odpoczynek? Właśnie. To też nie my chcieliśmy przełożenia Klasyku. Zaproponowała to La Liga. Tebas chciał zagrać w Madrycie i ostatecznie gramy 18 grudnia w Barcelonie. My nie skarżyliśmy się na oryginalny terminarz.
– Na pewno nic złego nie stanie się 18 grudnia i nie stałoby się też wtedy, gdy mieliśmy grać. W Katalonii wiele się wtedy działo? Działo się to, że na konkretnej ulicy w Barcelonie ludzie podpalali rzeczy i buntowali się przeciwko policji. Na Camp Nou nie stałoby się nic złego. Od lat w Hiszpanii na stadionie nie ma żadnego aktu przemocy. Są też służby bezpieczeństwa, które zapewniały to bezpieczeństwo. Jestem przekonany, że nie stałoby się nic złego i że nie stanie się nic złego 18 grudnia.
– Moje najlepsze hasło? To o Kevinie Roldánie było świetne. Czy długo nad tym myślałem? Jak to było... „Od ciebie wszystko się zaczęło”... Miałem to przygotowane od marca. Czekałem tylko, żeby to powiedzieć. Byłem bardziej zmotywowany do wygrania Ligi Mistrzów, żeby to powiedzieć niż samą Ligą Mistrzów [śmiech]. Te urodziny były w styczniu czy lutym... Trzymałem to w sobie od marca. W tamtym sezonie szło mi po prostu we wszystkim. Dzień przed derbami [porażka na Calderón 0:4, po nich odbyła się właśnie impreza urodzinowa Cristiano z Roldánem] powiedziałem Ikerowi: „Iker, szczęścia jutro. Oby wam wbili czwórkę. Bez twojego błędu, ale niech wbiją wam czwórkę”. I pokonali ich 4:0! Iker mi nawet nie odpisał!
– Kupiłbym do Barcelony Mbappé czy Neymara? Co za pytanie... Obaj są wielkimi graczami. Pokazali, że mogą grać w każdym klubie na świecie.
– Mourinho czy Klopp? Obu niesamowicie lubię. Klopp przez to, co przekazuje, wydaje się genialnym gościem. To ktoś, kto mocno pracuje ze swoją ekipą i próbuje robić dobre rzeczy. A Mourinho przy całej naszej rywalizacji spodobał mi się jako człowiek. Spotkałem go na jakimś turnieju tenisowym i długo rozmawialiśmy. Jako człowiek spodobał mi się. Jak powiedziałem, nie chowam wobec nikogo urazy. Mieliśmy ten czas Realu z Barceloną, gdzie rywalizacja była duża, ale spotykasz go na ulicy jako trenera Realu i rozmowa jest niesamowicie spokojna. Spodobał mi się.
– W pewnym momencie uderzała we mnie cała Hiszpania? W całym tym procesie stałem się jedynie może trochę bardziej nieczuły. Gwizdy czy krytyka w ogóle na mnie nie wpływają. Trzymam się z boku i nie nadaję wagi ludziom, którzy nie mają żadnego znaczenia. Każdy ma swoje zdanie i każdego trzeba uszanować, dzielisz jego opinię czy nie. Niech każdy mówi swoje, ale na końcu wiele z tych osób w ogóle mnie nie zna. Oni znają człowieka z telewizji, ale nie znają mnie osobiście. Jeden Gerard Piqué to postać publiczna, a drugi to człowiek prywatny, który pracuje nad Pucharem Davisa czy przebywa z rodziną. To jest ważne. Mnie obchodzi bardziej to, co mają do powiedzenia rodzice, rodzina czy przyjaciele, niż ci ludzie.
– Emocje w strefie mieszanej po meczu w dniu referendum w Katalonii? Też mam swoje emocje. To był ciężki dzień, bo wiecie, że w Katalonii doszło do zdarzeń, które mnie zabolały. Dlatego wyszedłem w strefie mieszanej, tyle. Znacie moje zdanie w tych sprawach. Potem pojechałem na reprezentację i wtedy Julen [Lopetegui] oraz Sergio [Ramos] wzięli mnie na rozmowę, by powiedzieć, że powinienem przeprosić za swoje słowa na konferencji prasowej. Odpowiedziałem, że nie będę za nic przepraszać. Jeśli wyjdę, to będę mówić na swój sposób i powiem, co zechcę, ale w życiu po tym wszystkim, co się zdarzyło, nie wyjdę, by kogoś przepraszać. Absolutnie. Powiedzieli, żebym mimo wszystko wyszedł i zrobiłem to, wyrażając swoje zdanie.
– Przeszła moda na krytykowanie i gwizdanie na Piqué? Wchodzimy w debatę, która będzie trwać godzinami. Ta moda przeszła, gdy opuściłem reprezentację i w mediach przestano pytać o to, czy powinno się gwizdać Piqué. Ludzie wtedy relaksują się i nie dostają tego tematu każdego dnia, bo wcześniej konsumowali go codziennie w telewizorach i gazetach. Ludzie odpuszczają i zaczynają zachowywać się normalnie, bo na końcu ludzie w tym kraju są spójni i normalni. Problem jest taki, że jeśli jednak każdego dnia konsumują w mediach rzeczy, które ich rozpalają, to każdy reaguje na to na swój sposób.
– Nie powinienem był wyrażać swoich poglądów politycznych? Ale my jesteśmy normalnymi ludźmi i wręcz powinniśmy to robić. To nie jest normalne, że ludzie dochodzą do wniosku, że piłkarz nie może wyrażać swojego zdania. W jakim my żyjemy społeczeństwie? Piłkarze to normalni obywatele, którzy głosują, którzy mają rodziny, którzy mają swoje preferencje... Jasne, że możemy wyrażać swoje zdanie i mówić, co nam się spodoba. Mamy swoje opinie i należy szanować wszystkie opinie. Są osoby z całkowicie innymi stanowiskami i je szanujemy. Jak mamy nie mówić o tym, co myślimy?
– Superpuchar w Arabii Saudyjskiej? To trudny temat. Moim zdaniem zawsze sport służy otwieraniu krajów, które są bardzo zamknięte. Nie było mnie wtedy na świecie, ale wiem, że gdy przyznawano nam mundial, mieliśmy tu dyktaturę. Mundial mieliśmy w 1982 roku, a przyznano go nam w 1974 roku, gdy kończyła się dyktatura. Na pewno wtedy pojawiły się opinie, że dlaczego to Hiszpania dostaje ten turniej? Dlaczego oni, gdy tam trwa dyktatura? Otwarto jednak kraj i wszystko poszło świetnie. To prawda, że w Arabii Saudyjskiej dochodzi do rzeczy, przy których tutaj łapiemy się za głowę. Trzeba jednak pomyśleć o tamtym społeczeństwie, o ludziach i dzieciach z tego kraju. Ponad 70% społeczeństwa ma tam mniej niż 27 lat. Wszystkie te osoby mają być karane z powodu tego, kto tam rządzi? Przez to mają nie mieć żadnych wydarzeń? Czy może sprawimy, że naprawdę sport zostanie użyty do czegoś pozytywnego i pozwoli otwierać kraje, które przeżywają jakiś gorszy czas? Ja nie zgadzam się tu z większością, że to i tak nic nie da. Nie zgadzam się i uważam, że sport musi przełamywać granice czy obyczaje, które są złe.
– Mówię tak, bo moja agencja była pośrednikiem w rozmowach o Superpucharze? Absolutnie nie. Na końcu są ludzie, którzy dużo podróżują i są tacy, którzy życie spędzają w swoim mieście, w jednym miejscu. Podróżowanie jest ważne, by zrozumieć inne kultury. Nie jest tak łatwo zmienić rzeczy, które nam wydają się oczywiste. W Arabii Saudyjskiej kobiety zaczęły prowadzić samochody dopiero mniej więcej rok temu. Dla nas to szaleństwo, to coś brutalnego. Dokonują zmian, ale też mają swoje procesy. My tutaj żyliśmy przez 40 lat w dyktaturze i jestem pewny, że na zewnątrz byli ludzie, którzy pytali jak w ogóle może tak być. Trzeba wejść w skórę innych. Nie można stwierdzać, że tym czy tamtym nigdy nie powinno się niczego dać. Moim zdaniem należy więcej działać niż czegoś unikać. Trzeba więcej pomagać, jak najbardziej się da.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze