Advertisement
Menu
/ marca.com

Tebas: Messi jest bardziej kluczowy dla La Ligi niż Neymar czy Cristiano

Wywiad z prezesem La Ligi o sprawach telewizyjnych

Javier Tebas wziął udział w uroczystości wmurowania kamienia węgielnego pod akademię La Ligi w Kunming w Chinach. Przy okazji prezes udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Przedstawiamy jego najważniejsze wypowiedzi.

Jak ważne są Chiny dla planów La Ligi?
W aspekcie ekonomicznym dla nas Chiny obok Stanów Zjednoczonych to po Hiszpanii najważniejszy rynek. Chiny mają dla nas drugi współczynnik pod względem audiowizualnym. Na świecie postępuje poważna transformacja, w której technologia OTT przeważa nad płatną telewizją. Musimy na to bardzo uważać i ciężko pracować, bo nie możemy zlekceważyć 1,2 miliarda ludzi w kraju, gdzie prezydent stawia na futbol.

[…]

Jaki macie obecnie kontrakt telewizyjnych w Chinach?
Ostatni podpisaliśmy w 2018 roku i ma charakterystyczne warunki z powodu tego, co dzieje się w kraju. Istnieje w nim klauzula wyjścia od drugiego roku, o co musieliśmy twardo negocjować. Na każdym rynku prowadzimy inne rozmowy i tutaj postępuje wielka ewolucja w kierunku oglądania meczów w Internecie. Dlatego musimy na to wszystko uważać i być jak najbliżej chińskiej ligi czy federacji. Mamy jeden wspólny cel w każdym kraju: chcemy być drugą ligą po futbolu lokalnym.

Na czym polega klauzula wyjścia?
Pozwala nam rozmawiać z innymi operatorami i jeśli uda nam się uzyskać lepsze warunki, możemy zmienić operatora. Przewidujemy, że tak będzie właśnie działo się w Chinach z powodu tego, ile już w Chinach płaci się za futbol w Internecie. Trzy lata temu praktycznie wszędzie było to darmowe, ale 18 miesięcy temu nastąpiła zmiana na całym świecie.

Kto jest rywalem La Ligi w Chinach?
Najwięcej ogląda się NBA, tam oni są bardzo mocni. Potem jest Premier League, która wykorzystała dobry rynek, a na trzecim miejscu jesteśmy my. Wszystkie kwoty są jednak zbliżone. Przez ostatnie trzy lata wyprzedzaliśmy Anglików, ale w tym sezonie wszedł w życie nowy kontrakt i oni dostają 30 milionów euro więcej od nas. Przez 8 lat oni dostawali 20 milionów euro, gdy my mieliśmy tam już kwoty na poziomie 80-100 milionów euro. Zobaczymy, co wydarzy się w przyszłości, bo oni podpisali porozumienie na 5 lat, a my mamy tę opcję na poprawienie naszych warunków.

[…]

Co z kontraktem telewizyjnym w Wielkiej Brytanii? Mówi się, że będzie można obejrzeć tam La Ligę od 4. kolejki.
Wartość umowy Premier League w Wielkiej Brytanii spadła o 15% do 300 milionów funtów. My w Niemczech zanotowaliśmy 35% wzrost, a w Anglii w konkursach przedstawiono nam oferty o 300% niższe niż w poprzednich kontraktach. Chodzi o to, że giganci telekomunikacyjni British Telecom i Sky doszli do porozumienia i nie walczą już między sobą o prawa, co wcześniej napędzało rynek. To dla nas ostrzeżenie, bo może do tego dojść w innych krajach. Po drugie, Anglia przynosiła nam 23 miliony euro rocznie. To poważna kwota, ale jest na przykład daleko od Chin. Teraz szukamy jakiegoś mieszanego rozwiązania, bo gdy nie dostajesz oczekiwanej oferty, możesz poszukać innych strategii. Na przykład, teraz myślimy o transmisji La Ligi w telewizji otwartej. Temat ekonomiczny schodzi na drugi plan i stawiamy na bezpośrednią ekspozycję produktu, co pomoże w szukaniu sponsorów czy wzmocni nasz produkt na przyszłość, także w temacie OTT. W następny weekend mamy rozmowy w tej sprawie. Nie dostaniemy pewnie pieniędzy, jakich oczekiwaliśmy, ale taka jest nasza reakcja. Mnie jednak bardziej martwią rynki amerykańskie czy chiński, bo tam dostajemy dużo więcej pieniędzy. W Anglii zaczniemy pewnie od jednego darmowego spotkania i kilku w formule OTT. W tym momencie prowadzimy też rozmowy na rynkach afrykańskich, gdzie kluczowym czynnikiem są niestabilne waluty i niestabilne władze. Chociaż następują tam zmiany, to albo wyrównamy, albo trochę zwiększymy wartości kontraktów.

Jak ważne dla waszego międzynarodowego rozwoju były poniedziałkowe mecze?
Dla rynku azjatyckiego te mecze zaczynały się za późno, ale najważniejsze w tym względzie jest to, żeby mecze na siebie nie nadchodziły. To jest naprawdę bardzo ważne i to pokazują liczby widzów. Kiedy jedno spotkanie nachodzi na drugie, to jedno z tych starć ogląda garstka ludzi i to nas dotyka. Rozmawialiśmy ostatnio z naszymi partnerami w Chinach i chociaż tam poniedziałkowy mecz odbywał się w środku nocy, to skarżyli się na jego brak. W Azji znaczenie mają także powtórki właśnie przez godziny, w jakich spotkania odbywają się na żywo. Najważniejsze jednak, co podkreślam, jest to, by mecze na siebie nie nachodziły. Nad tym pracowaliśmy najmocniej w ostatnich latach i zaczyna się to od nas kopiować. Włosi zaczęli teraz grać w poniedziałki, Anglicy mają takie mecze od dawna…

Jaka jest obecna sytuacja sądowa z poniedziałkowymi meczami?
Najciekawsze jest to, że prosiliśmy o tymczasowe zawieszenie decyzji RFEF w sprawie piątków i poniedziałków, a dostaliśmy je tylko dla piątków. Albo przyznajesz nam pełną rację, albo nie przyznajesz jej w ogóle… Odwołaliśmy się i wierzymy, że mamy rację. Dlatego udaliśmy się do sądu gospodarczego. W Hiszpanii doprowadziliśmy do równowagi i dzięki takiemu rozłożeniu kolejki na mecze chodziło więcej ludzi. W ciągu 5 lat frekwencja na stadionach wzrosła o 20%. Pytanie jest więc takie: jeśli frekwencja tak rośnie, dlaczego pewna grupa skarży się na tę sytuację? Pokazaliśmy w sądzie analizę, że frekwencja na meczu poniedziałkowym spada tylko o 3% względem takiego samego spotkania w innym dniu. W poniedziałek grają oczywiście w większości tylko ekipy, które nie mają europejskich pucharów, co też wpływa na liczby. Te szepty na ten temat istniały od wielu lat i jako La Liga wytrzymywaliśmy to.

Jak wygląda dalsza droga w tej sprawie?
Mamy dwie drogi: gospodarczą, jaką podążamy teraz albo administracyjną w Krajowej Radzie Sportu lub normalnym sądzie administracyjnym. Ciągle nie rozpoczęliśmy tego drugiego procesu. Będziemy walczyć na wszystkie sposoby, bo uważamy, że handlowo Federacja przekracza swoje kompetencje. Nie można jednostronnie zakazać gry w piątki czy poniedziałki, jeśli gramy w te dni od 9 lat. W kwestii administracyjnej te kompetencje klarownie należą do nas.

[…]

W waszych wycenach, jakie straty zanotujecie przez brak meczów w poniedziałki?
Ciągle rozmawiamy z operatorami. Fakt, że możemy grać w piątki, dużo zmienia, bo już zabezpieczaliśmy się na wypadek utraty obu dni. Przy stracie jednego sytuacja trochę się uspokoiła. Pytanie jest jednak takie: czy hiszpańska piłka dokonałaby lepszej sprzedaży praw telewizyjnych z poniedziałkami? Oczywiście tak. Dlatego mamy nadzieję, że sąd przyzna nam rację. Obecna sytuacja jest niezrozumiała, bo Federacji nie dzieje się żadna krzywda. Oni mówią o szkodzie dla kibiców, ale nasza analiza pokazuje, że frekwencja spada tylko o 3%. Do tego ich decyzja zabrania klubom pracowania nad własnym rozwojem. A potem wszyscy oczekują lepszych zawodników, transferów, triumfów w Europie, lepszych stadionów czy lepszych ośrodków… Do tego potrzebne są jednak jak najlepsze kontrakty.

Próbujecie dalej rozegrać mecz w Miami?
Ta sprawa nie zmienia się. Złożyliśmy pozew w tej sprawie i zawarliśmy w nim wtedy wniosek o tymczasowe zawieszenie decyzji Federacji, co pozwoliłoby rozegrać mecz Girona-Barcelona za granicą. Barcelona jednak trzy dni wcześniej wycofała się. Główny pozew mimo wszystko jest złożony i fakt jest taki, że dalej pracujemy nad rozegraniem meczu w Miami czy gdziekolwiek na świecie. Robią to najwięksi jak NBA czy NFL.

Superpuchar Hiszpanii zostanie rozegrany poza Hiszpanią.
Oczywiście. W przypadku ligowym wymówką jest czystość rozgrywek pod względem gry w domu i na wyjeździe. Myślę jednak, że jeśli weszlibyśmy w ten aspekt, to wszyscy musieliby grać o tej samej godzinie tego samego dnia w tej samej temperaturze… Doszlibyśmy tu do śmieszności.

[…]

Chciałby pan powrotu Neymara do La Ligi?
Tak, oczywiście. Neymar przy wszystkich swoich aspektach znajduje się w trójce najlepszych graczy na świecie. Jego powrót do La Ligi byłby bardzo ważny, chociaż nie jest on wcale decydujący. Kluczowe jest to, że gramy przez 10 miesięcy w roku, że rywalizujemy jako 20 ekip, że każdy gra z każdym i że w każdy weekend generujemy radość dla kibiców w Hiszpanii i na świecie. Jeden piłkarz jak Neymar zwiększa zainteresowanie w określonych krajach, ale nie jest to kluczowy czynnik. Nie był nim też Cristiano. Za to Messi jest bardziej kluczowy, bo to część majątku La Ligi.

[…]

Uważa pan, że kluby La Ligi startują z gorszej pozycji negocjacyjnej niż Włosi?
Ma to miejsce nie tylko względem Włochów, ale całej Europy. Jeśli w Europie mamy trzy ekipy, które chcą pozyskać Neymara, czyli Barcelonę, Real i Juventus, to rozstrzygnąć całą sprawę może właśnie czynnik podatkowy. Jeśli Neymar żąda 35 milionów euro netto, Juventus kosztuje on rocznie 50 milionów brutto, a Real i Barcelonę 75. W piłkarskim przemyśle przewaga podatkowa dotycząca elitarnego zawodnika nie oznacza utraty podatku w tym jednym przypadku, bo zyskujesz dodatkowe środki poprzez przyjście kolejnych graczy. Włosi zachowali się tu bardzo inteligentnie.

Taka reforma podatkowa byłaby możliwa w Hiszpanii?
W listopadzie PSOE i Podemos ustaliły 6% podwyżkę podatków. W ogólnym budżecie dodano jeszcze kolejne 3%, a w ostatnich negocjacjach tych partii rozmawiano jeszcze o następnych 3%. Wszystkie te opcje pogarszają naszą konkurencyjność. Ja jestem gotowy pokazać jakiemukolwiek ministerstwu, że mniejszy podatek dla zawodnika z elity wcale nie zmniejsza ogólnych wpływów do budżetu.

[…]

Czy kluby oskarżane o doping finansowy są problemem dla hiszpańskich ekip?
Problem dotyczący PSG czy City to wielki kłopot dla europejskiej piłki. Dlaczego? Bo te kluby mają za sobą firmy, które nie mają problemu z zanotowaniem finansowej straty. Wielkie kluby jak Barcelona, Real czy Bayern próbują z nimi rywalizować w kontekście zatrzymywania zawodnika. Stąd też propozycje w stylu Superligi, która w długim okresie byłaby błędem. Kluby-państwa czy te finansowane przez miliarderów są największym zagrożeniem dla europejskiego futbolu.

Czy UEFA kontroluje te kluby w wystarczający sposób?
Nie. Wystarczy podać przykład: Milan został ukarany wykluczeniem z pucharów, a PSG nie. Drugi organ kontrolujący finanse ze strony UEFA stwierdził, że należy jeszcze raz zbadać finanse PSG, oni odwołali się od tej decyzji, a UEFA raczej nie zrobiła wszystkiego, co mogła w tej sprawie. W sprawie City wiele powiedziano, ale dzisiaj nie mamy już na ten temat żadnej informacji. Powinna zajść jakaś zmiana w systemie zarządzania europejską i światową piłką, bo futbol w jakiejś części to także przemysł.

Więc pana zdaniem PSG naruszyło przepisy?
Oczywiście. Jako klub-państwo wymyślili sobie sponsorów. Najbardziej rzucający się w oczy przykład, która zaskarżyła La Liga, to rzekomy sponsoring od „Turystyki Kataru” na kwotę 50 milionów euro! Jasne, Katar jest zalany turystami… [śmiech] Dla przykładu, Bermudy, maksymalnie atrakcyjne miejsce, które ma mniej więcej tyle samo mieszkańców co Katar, rocznie wydaje na promocję 2 miliony euro! To nie wszystko. Mieli też sponsoring z katarskiego banku, który ma jedno biuro, a płacił im 70 milionów euro.

A City?
Także. W ich przypadku chodziło o zmianę nazwy stadionu, za którą zapłacono zawyżone stawki względem warunków rynkowych. Oni uznali, że reszta Europa jest głupia i nikt z nas tego nie zaskarży.

Jakie są cele La Ligi w średnim i długim okresie?
Dalej rozwijać się i tworzyć struktury krajowe i międzynarodowe, które pozwolą nam dostosować się do nowych wyzwań. Największym wyzwaniem dla wszystkich lig na świecie jest to, co stanie się w świecie technologii OTT. Będzie tak sam, jak z wpływem Netflixa na kina… Na pewno wiele się zmieni i trzeba być na to przygotowanym. Inne wyzwanie jest takie, że znamy wszystkich, którzy wchodzą na stadiony, ale nie wiemy nic o widzach, którzy oglądają spotkania w telewizji czy przez Internet. Wiemy jedynie to, że płacą za nasz produkt, ale potrzebujemy więcej danych na ich temat.

[…]

Jak ważne było dla was rozszerzenie kolejki na piątek i poniedziałek?
W 2012 roku nasze prawa na świecie były warte 200 milionów euro. Dzisiaj, po 7 latach, przekraczamy 900 milionów euro. Kluczowym elementem było dostosowanie terminarza do rynku azjatyckiego. Tam wcześniej nie było żadnego meczu na żywo, wszystko leciało jako powtórka. Teraz 5 z 10 spotkań odbywa się w dobrym czasie dla azjatyckiego fana.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!