Advertisement
Menu

Żegnaj, Agustínie, kochany „dziadku”!

W wieku 86 lat zmarł były delegat Królewskich

Z Madrytu dotarły dziś bardzo smutne wieści. W wieku 84 lat zmarł Agustín Herrerín. Człowiek, którego na Santiago Bernabéu szanowali i uwielbiali wszyscy. Jego twarz na pewno wyda wam się znajoma. Poczciwy dziadek, z którym latami czule witali się piłkarze przed każdym wejściem na murawę. To właśnie Agustín Herrerín.

Od 1999 roku przez niemal dwadzieścia lat pełnił funkcję boiskowego delegata Królewskich. Przez cały ten czas wykonywał ten rytuał stojąc niewzruszony, dając się ściskać, całować i witać. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że Herrerín był talizmanem zespołu. W końcu piłkarze jak nikt inny ulegają wszelkiego rodzaju przesądom. W czasach Di Stéfano zawodnicy mieli w zwyczaju dotykać pomnika Sotero Arangurena i Machimambarreny, a dokładniej ich kolan i głów. A w ostatnich latach można było nawet pomyśleć, że Herrerín otrzymał w spadku część tych magicznych mocy…

Ale nie. A przynajmniej niezupełnie. Herrerín nie był żadnym amuletem. Powód, dla którego go ściskali, całowali i witali, był dużo bardziej prozaiczny – po prostu go kochali. Często uważa się, że piłkarze ignorują sprawy pozaboiskowe, a wszyscy znajdujący się poza murawą są dla nich niewidoczni. Oni jednak go widzieli. Cristiano, chorobliwie skupiony na kolekcjonowaniu sukcesów, chciał podarować mu piłkę, którą zabrał po strzeleniu czterech goli Celcie Vigo. A Herrerín jej nie przyjął. Innym razem, podczas prezentacji Złotej Piłki publiczności na Santiago Bernabéu, piłkarze zebrali się do grupowego zdjęcia, a tym, który trzymał na nim trofeum, był Agustín Herrerín.

„Nie spodziewałem się tego. Miałem ją tylko ustawić i wróciłem na swoje miejsce, pod tunel. Wtedy usłyszałem, jak wołają mnie Cristiano i Sergio. To było piękne, zupełnie się tego nie spodziewałem. Trzęsły mi się ręce, kiedy Cristiano dał mi Złotą Piłkę. Nie powiem ile waży, ale dla pewności trzymałem ją mocno. Nigdy mu tego nie zapomnę, to był jeden z najpiękniejszych momentów w moim życiu" – mówił wówczas wyraźnie wzruszony „dziadek", jak nazywali go piłkarze.

W Mazarrón, gdzie zawsze spędzał wakacje, na jednym z chodników znajduje się jego płyta. Nie zabrakło też ulicy na jego cześć i wciąż czekają, aż powstanie lotnisko dumnie noszące jego imię. Niektórzy mogą kojarzyć go ze słynnej sytuacji, kiedy potrącił go Silvinho Louro, trener bramkarzy w ekipie José Mourinho, podczas jednego ze starć ze sztabem szkoleniowym Sevilli. 75-letni wówczas Agustín upadł na ziemię z dyskrecją człowieka, który kocha swój klub niezależnie od okoliczności.

Jego wartość sportowa była jednak inna. Przez ostatnie dekady słuchaliśmy, że są mecze, które wygrywa się w biurach. To chciała zrobić w 1998 roku Borussia Dortmund w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Madryt. Ultrasi szarpali za kabel, którym bramka była przywiązana do trybuny i sprawili, że ta po chwili runęła na murawę. Trzeba było dokonać zmiany, a nie było innej bramki na stadionie. Niemcy prosili, żeby przyznać im zwycięstwo walkowerem i zakończyć mecz wynikiem 0:3. Wtedy pojawił się Agustín Herrerín w poszukiwaniu rozwiązania, którego nikt inny nie dostrzegał. Siódmy Puchar Europy wygrał on, a nie bramki Morientesa i Karambeu w półfinale czy gol Mijatovicia w finale.

Herrerín był Gento za kierownicą. Herrerín był Di Stéfano w obronie, bieganiu, skracaniu, atakowaniu i triumfowaniu. Kiedy drużyny czekały na murawie na rozwój sytuacji, Agustín wziął sprawy w swoje ręce. Wsiadł do vana DKV i z Bernabéu popędził z pełną prędkością do starego miasteczka sportowego w eskorcie dwóch radiowozów, żeby znaleźć inną bramkę i przywieźć ją na stadion. Przygody w celu przerwania łańcuchów i wyciągnięcia bramki z magazynu nadają się na film. Ciężka praca, żeby wnieść ją na vana, przywiązać i dowieźć na obiekt Królewskich wypełniony 90 tysiącami czekających fanów nadaje się na kolejny film.

W czasie powrotu vanem Agustín znowu szalał na Paseo de la Castellana. Dzisiaj dostałby pewnie z tysiąc mandatów po 500 euro i odebrano by mu prawo jazdy. Wyjazd i powrót, odnalezienie bramki oraz przytwierdzenie jej trwały godzinę. Przy przyjeździe na Bernabéu napotkano jednak na kolejny problem. Wejścia na stadion nie mają takiej wielkości, żeby zmieścić w nich bramkę. W ruch musiały pójść młoty. Trzeba było rozbijać przejścia, żeby przepchnąć bramkę i móc dotrzeć z nią na murawę. W końcu udało się postawić ją przed południową trybuną

Mecz się odbył. Real wygrał 2:0 po bramkach Morientesa i Karambeu. W rewanżu w Dortmundzie Królewscy zremisowali 0:0. Awansowali do finału. Pedja strzelił gola na wagę La Séptimy, siódmego Puchar Europy dla Realu Madryt. Ale to puchar Agustína Herrerína. Bez niego nie byłoby tego tytułu. Niemcy chcieli wygrać go w biurach UEFA, a Real wywalczył go vanem, przełamując łańcuchy siłą silnika DKV i łamiąc wszystkie przepisy drogowe. Opłacało się, nikt mu tego nie zabierze. Agustínowi. Mistrzowi, o którym nigdy nie zapomni całe madridismo.

Żegnaj, Agustínie, kochany „dziadku”!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!