Reguilón osiąga to, co wydawało się być nieosiągalne
Hiszpan wygryzł ze składu Marcelo
Po lewej stronie widzimy Sergio Reguilóna w koszulce Logrońés, świętującego wraz z Adriánem Leónem jednego z czterech goli strzelonych rezerwom Atlheticu. Od tamtego czasu minęły niecałe dwa lata. Ten po prawej to także Reguilón, w koszulce Realu Madryt, z zaciśniętymi pięściami na Santiago Bernabéu, celebrujący bramkę zdobytą przez Casemiro przeciwko Sevilli. A wszystko w dniu, w którym Santiago Solari oficjalnie potwierdził swoją decyzję. Kolejny raz posłał do gry młodego Hiszpana kosztem Marcelo.
Kiedy mówimy o decyzji Argentyńczyka, zapominamy o innym bohaterze historii, która ma trzy strony. Ten z graczy, który nie czuje się najlepiej, trener, który podejmuje decyzje, i w końcu jeden z piłkarzy, który ułatwia szkoleniowcowi pracę. Jego kariera nie jest typowa, choćby dlatego, że może być pierwszym, który po dekadzie wygryzie ze składu Marcelo, z krótkim wyjątkiem Coentrão, którego przygoda w stolicy Hiszpanii nie była ostatecznie usłana różami.
Nie ma wielu przykładów zawodników ze szkółki, którzy dwukrotnie opuszczają ją, aby grać na wypożyczeniu w trzeciej lidze, a potem wracają do pierwszego zespołu. Dwa sezony spędzone w Logrońo posłużyły bocznemu obrońcy do rozwoju, bez którego nie osiągnąłby swojego celu, którym była gra na Bernabéu. Dla niego od zawsze było to największym marzeniem. Nawet w czasach, gdy wszystko wydawało się być nierealne, a on przebywał poza Madrytem.
W obliczu wątpliwości, jeśli kiedykolwiek nim targały, przekonał do siebie madridismo. Niegdyś wyczekiwał na swoich idoli pod Valdebebas, by móc zrobić sobie z nimi zdjęcie, jeszcze na wiele lat przed tym, gdy pojawił się w szatni pierwszej drużyny. Wcześniej mieszkał z rodziną w Collado Villalba, ale nie musi już jeździć 50 km do Valdebebas. Reguilón jest madridistą z krwi i kości, a dzięki swojemu uporowi osiąga to, co wydawało się być nieosiągalne.
Po podpisaniu nowego kontraktu w maju ubiegłego roku, miał na swojej drodze tylko jedną przeszkodę, która uniemożliwiała mu wejście do szatni pierwszej drużyny. Był nim Theo Hernández, który nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei i został wypożyczony do Realu Sociedad. To utorowało mu drogę do szatni, którą wypełnił swoimi rzeczami i dzisiaj może nazwać się pełnoprawnym członkiem pierwszego zespołu.
Jest pierwszym, który celebruje wszystkie gole. Nie robi tego, ponieważ potem pojawia się na zdjęcia. Gdyby oglądał mecz w jednym z barów, jego reakcje byłby takie same. Biegałby z zaciśniętymi pięściami i wrzeszczał wniebogłosy. Jeśli na Bernabéu przeprowadzono by ankietę i zapytano kibiców, jakie cechy podobają się im najbardziej, żeby móc oklaskiwać piłkarza, jedną z nich byłoby na pewno zaangażowanie. A gdy dodamy do tego jeszcze uwielbienie do zawodników ze szkółki, to mamy przykład gracza, który może zadomowić się w Madrycie na wiele lat.
Nie można zapominać też o jego piłkarskiej jakości, którą od dawna dostrzegał Solari. Kiedy Argentyńczyk prowadził Castillę, Reguilón grał niemal zawsze. Trener nie przestał w niego wierzyć i nie boi się na niego stawiać. Hiszpan ma za sobą cztery mecze z rzędu w wyjściowej jedenastce i przed sobą kolejne wielkie wyzwania. Pierwszym z nich jest utrzymanie miejsca w wyjściowej jedenastce i niedawanie Solariemu powodów, by ten uległ pokusie przywrócenia Marcelo do składu, gdy wróci Liga Mistrzów. Drugim są występy w młodzieżowej reprezentacji kraju u Luisa de la Fuente, by móc udać się na Mistrzostwa Europy do lat 21. Walczy o to w ciszy i spokoju, czekając na powołanie.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze