Solari zapomina, gdzie pracuje
Słowa trenera nie przystają wielkości i historii klubu
Nikt nie mógł spodziewać się, że Santiago Solari po dziewiętnastu latach od debiutu w Realu Madryt wykaże się taką ignorancją i zapomni o zwycięskim duchu klubu. Obecny trener Królewskich sięgnął w Glasgow po dziewiąty Puchar Europy, grając u boku Zidane'a czy Raúla, zdobył dwa mistrzostwa, Puchar Interkontynentalny, Superpuchar Europy i dwa Superpuchary Hiszpanii, ale to pasmo sukcesów nie idzie w parze ze zwycięskim charakterem, jaki definiuje Los Blancos od czasu, gdy Bernabéu wybudował stadion nazwany dziś jego imieniem i pozyskał Di Stéfano, aby stworzyć najlepszy zespół na świecie.
Solari wyraził się bardzo źle, może nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi, albo popełnił wielki błąd polegający na bagatelizowaniu fiaska swojej drużyny. A to pozostawia madridismo i tych, którzy mu płacą, z szeroko otwartymi ustami. Argentyński szkoleniowiec chciał usprawiedliwić swój zespół po czwartkowym występie i wypowiedział zdanie, które przejdzie do historii: „Każdemu trudno o punkty i nie należy też nie doceniać remisów”.
Wyjaśniał to z uśmiechem osłoniętym pozytywną wizją przyszłości, która wydaje się być nieprawdopodobna. Zdobycie jednego punktu może się przydać, gdy w określonym momencie wywalczy się go na terenie Barcelony lub Atlético, ale problem Realu Madryt polega na tym, że po siedemnastu spotkaniach ma pięć porażek i trzy remisy. W takich okolicznościach, będąc na czwartym miejscu w tabeli, remis to tak naprawdę katastrofa.
„Awansowaliśmy już z dziewiątego miejsca na czwarte. Zdajemy sobie sprawę, że początek był trudny i trzeba dalej odrabiać straty, ale walka trwa do końca. Przy przeciwnościach wychodzi charakter i w lidze, jak i w całym sezonie walka będzie toczyć się do samego końca. Jesteśmy zadowoleni z tego, co robimy”. Po dziwnym intronizowaniu remisu, wychwalanie czwartego miejsca jako istotnego faktu było drugim argumentem, który okazał się niezrozumiały dla kibiców i klubowych działaczy.
Nikt nie zrozumiał tego usprawiedliwienia. A nawiasem mówiąc, Deportivo Alavés zdążyło już zepchnąć Królewskich na piąte miejsce. Najistotniejszym było to, aby nie zachwalać obecnej lokaty. Julen Lopetegui został wyrzucony po porażce 1:5 na Camp Nou i wtedy Real Madryt tracił siedem punktów do Barcelony. Dwa miesiące później różnica między Los Blancos a liderem pozostaje taka sama. Życie w Realu Madryt mieni się w kolorach zrezygnowania bez względu na to, kto jest trenerem.
Jedyne różnice jakie widać między oboma szkoleniowcami są takie, że Argentyńczyk postawił w pełni na Courtois, dał więcej minut Viníciusowi, choć i tak jest ich niewiele, odstawił Isco do drugiego szeregu i dał władzę Pintusowi, by ten zakończył problem z przygotowaniem fizycznym. Popełnił jednak poważny błąd, gdy przekształcił czwartą pozycję w istotne wydarzenie, bo oznaczało to jedynie dewaluacje klubu.
Na Solariego spadła lawina krytyki, ponieważ takie wiadomości nie pasują do najwyższych aspiracji i celów, jakich domaga się klub. W każdym innym momencie takie słowa kosztowałyby go posadę. Wystarczy przypomnieć choćby zwolnienie Bernda Schustera. „Wygranie na Camp Nou jest niemożliwe”, powiedział Niemiec w 2008 roku i po chwili mógł już pakować walizki. Takie słowa nie mogą padać z ust trenera Realu Madryt, bo nie przystają wielkość i historii tego klubu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze