Carvajal: Trener musi sprawić, byśmy nie żyli przeszłością
Wywiad z <i>canterano</i> Królewskich
Czasami myśli, że może być najlepszym zawodnikiem w historii na swojej pozycji w Realu Madryt. Jednak nie przestaje być madryckim chłopakiem z Leganés, który znajduje się w środku hollywoodzkiej szatni. Chciałby zagrać w Premier League i przyznaje, że na mundialu kadra została bez lidera przez sprawę Lopeteguiego.
Dowodem na to, że mamy do czynienia z innymi piłkarzem, jest jego punktualny przyjazd na spotkanie w dzielnicy Prosperidad. Idealnie o 13:00 Dani Carvajal wchodzi razem z asystentem z Nike. Krótkie spodenki i koszula. Widać, że po treningu spędził trochę czasu nad doprowadzeniem się do ładu. Wchodzi pewnie i wita się jeden po drugim z pięcioma osobami, jakie na niego czekają. Na dystansie tych 10 metrów widać charakterystyczną cechę jego osobowości i także jego gry. Jest trochę niespokojny i elektryczny. To pozwala mu często przewidywać w obronie zagrania rywala i dochodzić w ataku do linii końcowej z dużą łatwością. Jednak ten podwyższony puls może też doprowadzać do urazów w ważnych meczach: finale w Kijowie w poprzednim sezonie czy finale w Mediolanie w 2016 roku. „Pracuję nad tym z coachem, który pomaga mi zmagać się z różnymi sytuacjami, bym mógł być bardziej odprężony i bym nie miał znowu takich problemów”, komentuje w czasie robienia mu makijażu do sesji zdjęciowej.
Marzeniem dziennikarza jest, by jego szalona gra przełożyła się też na wypowiedzi pozbawione kontroli. Jednak do szybkich nóg dochodzi też sprawny umysł. Nie popełnia błędów, nie wychodzi poza politycznie poprawną ścieżkę. Nie szaleje nawet przy pytaniu o Lopeteguiego i mundial. „Zebrał nas i powiedział, że pojawiła się szansa, by po turnieju poprowadził Real Madryt i że komunikuje nam to, by zamknąć temat i w pełni skupić się na mundialu. My to zrozumieliśmy. Potem przyszedł Rubiales i trener nie był już z nami. Na końcu to decyzje administracyjne. Nie odpadliśmy w 1/8 finału przez to. Był jednak naszym liderem. Zostaliśmy bez lidera, tak było, ale to nie jest pełne wytłumaczenie naszej postawy na mundialu”.
W odróżnieniu od innych piłkarzy, których realny wygląd różni się od tego telewizyjnego, Carvajal jest tak korpulentny, jak właśnie wygląda na ekranie. Ma mocne bicepsy, rozbudowaną klatkę i duże łydki. Krzyżuje nogi i trzyma się za kolana, by uspokoić mięśnie. Można sobie wręcz wyobrazić, że jeśli je puści, nagle wyprowadzi mocne ciosy nogami. „Noszę rozmiar 44, to długa i szeroka stopa, ale nie jestem wybredny w kwestii obuwia. Teraz noszę Nike Phantom i wystarczy mi, gdy są po prostu dobrze zawiązane. Na przykład w modelu Tiempo stopa jest od razu bardzo blisko buta i po kilku miesiącach grania w deszczu te korki się rozeszły. Dlatego je zmieniłem”, tłumaczy. Taki jest luksus profesjonalnego zawodnika, o którym także on marzył od 12. roku życia, gdy wchodził do szkółki Realu i gdy w turnieju siedmiu na siedmiu pędził prawą stroną w czerwonych butach, które wtedy promował Baptista. „Totale90. Moje pierwsze buty… Doskonale je pamiętam. Do tego szare Vapory z 20-30 korkami na sztuczną murawę. Mam je na wystawie w domu, bo osobiście jechałem z tatą, by je kupić”.
Jesteś z generacji w szkółce, od której zaczęto pokazywać w klubowej telewizji wszystkie mecze juniorów. Czy to nie szkodzi ich rozwojowi?
Moja mama ma nagrane moje wszystkie mecze. Rozumiem, o co ci chodzi, ale to nie musi być złe. Dla rodziców moje występy w telewizji były czymś maksymalnym. Ale też były przypadki rodziców, którzy przychodzili na treningi i krzyczeli z trybun na swoje dzieci. Uważam, że faktycznie trzeba to zacząć kontrolować. Gdy moi rodzice widzieli, że idzie mi gorzej, powtarzali, żeby po prostu dalej walczył i pracował, ale wiem, że nie zawsze tak jest.
Miałeś łatwiej, bo mogłeś spać codziennie w domu, ale na pewno sam widziałeś przypadki dzieci, które schodziły z wyznaczonej drogi.
Tak, to prawda, że ja codziennie wracałem do domu. Ale na przykład być 14-latkiem z Almeríi i żyć poza domem, radzić sobie z tym… To nie jest łatwe. Pamiętam takie przypadki. Nie pamiętam dzisiaj nazwiska, ale był taki niski lewonożny gość, grał rok dłużej od nas, był doskonały. Był szybki, potrafił nagle zwolnić, rozgrywał… I nic nie wyszło. Tak już jest.
A to nie Neymar? Pamiętasz, gdy trenował w Realu jako dziecko? Plotka głosi, że nawet rozegrałeś z nim jeden mecz.
Przekazano mi to na portalach społecznościowych. Nie pamiętałem niczego takiego, ale doskonale pamiętam go. Trenował z nami tydzień i pamiętam, jak trener mówi: „Chłopaki, to jest Neymar, zostaje z nami…”. Był ogolony, bardzo chudziutki i miał wielkie umiejętności. Pamiętam, że tego pierwszego dnia go podrzucaliśmy. Tak, podrzucaliśmy go [śmiech]. Świętowaliśmy, że zostaje z nami, a nagle zniknął. Pamiętam to doskonale.
Kilka razy wspominałeś, że twoim idolem był Míchel Salgado. Wydaje się to dziwne, ale ty całe życie grałeś na prawej obronie. To dosyć dziwny przypadek.
Urodziłem się jako prawy obrońca. Inni byli na nich przekształcani, ja nie. Míchel był moim idolem, bo oglądałem wiele jego meczów. Do tego był blondynem z długimi włosami, a ja też miałem wtedy jasne włosy. Cały czas go obserwowałem. Za granicą patrzyłem zawsze na Lahma, jak potrafił grać na obu stronach. Wydawało się, że nie jest szybki, że nie ma nic wyjątkowego, ale zawsze brał udział we wszystkich decydujących akcjach. Pep wystawiał go nawet jako środkowego pomocnika. Tak, to był ten gracz, który potrafił zdominować mecz z prawej obrony.
Míchela Salgado przebiłeś zdecydowanie. Czy w ogóle myślałeś o tym, że masz szansę zostać najlepszym prawym obrońcą w historii Realu Madryt? Chodzi mi o to, że gdy pojawia się temat historycznej jedenastki Realu Madryt, to na wielu pozycjach jest niesamowita rywalizacja. Na przykład, Carlos kontra Marcelo. W ataku nawet nie ma co mówić. Ale na prawej obronie? Salgado i Chendo?
Kiedyś o tym myślałem, nie będę kłamać. Przeżywam cykl i mam historyczną szansę na zostanie najlepszym prawym obrońcą w historii klubu, z powodu sukcesów i szczególnie z powodu ciągłości, bo gra w pierwszym składzie tej ekipy jest bardzo trudna. I tak, stawiam to sobie za wyzwanie, tak jest.
Jednak nie zawsze wydawało się, że to ci się uda. Pierwszą profesjonalną umowę miałeś w Niemczech, gdzie odszedłeś na wypożyczenie bez debiutu w pierwszej drużynie. Dlaczego wybrałeś taką formułę? Wyszło doskonale, ale nie zawsze tak się dzieje.
Prawda jest taka, że chciałem wtedy zostać. Rozmawiałem z agentem i widzieliśmy, że na prawej flance grają Arbeloa, Essien i Lass Diarra. Widziałem dla siebie miejsce. Zanotowałem dobry rok w Castilli i wierzyłem, że mam szansę, ale Mourinho powiedział, że nie widzi mnie w pierwszym zespole. Pamiętam, że wtedy powiedziałem, że dobra, nie ma problemu, zostanę i będę przychodzić na treningi pierwszej ekipy, regularnie grając w Castilli. Klub jednak się nie zgodził. Woleli, żebym odszedł i grał, bo we mnie wierzyli. Tak też było. Pamiętam, że było zainteresowanie Sevilli i kogoś jeszcze. To był mój pierwszy profesjonalny kontrakt, ale nie pierwsza umowa w ogóle. Pierwszą podpisałem w wieku 16 lat.
Kiedy zrozumiałeś, że zostaniesz piłkarzem? Wtedy w wieku 16 lat po podpisaniu kontraktu?
Prawda jest taka, że wtedy już jasno wiedziałem, że zostanę piłkarzem. Jednak uczyłem się, zaliczyłem dwa lata na Akademii Wychowania Fizycznego, która miała porozumienia z naszą szkołą, do której chodzili piłkarze z cantery, ale musiałem to odpuścić po wyjeździe do Niemiec. Było mi szkoda, ale nie lubię uczyć się na dystans. Lubię iść na zajęcia, otworzyć książkę, pouczyć się.
Jestem też osobiście ciekawy w twoim przypadku jednej rzeczy. Wiem, że ciągle daleko ci do emerytury, ale czasami ciężko patrzy się na decyzje niektórych graczy, którzy odchodzą do Chin czy Kataru, gdy mogliby spokojnie wybrać jeszcze klub w Europie. Myślałeś o takim momencie?
Tak, myślę o tym. I jasno wiem, że chcę zagrać w Premier League. To doświadczenie, które bardzo chciałbym przeżyć. Nie chcę mieć po karierze takiego wbitego ciernia z powodu tego, że tam nie zagrałem. Jednak oczywiście, z drugiej strony chcę też zakończyć karierę w moim klubie, bo to też coś pięknego. Do tego Katar, Chiny… Nie oszukujmy się, chodzi o pieniądze. Ja chciałbym przeżyć Premier League, ale jeszcze zobaczymy.
W twojej generacji grali Morata, Sarabia, Fran Sol, ale także Jesé. Rozmawiasz z nim? Co się z nim stało?
Rozmawiam z nim, tak. Mam nadzieję, że znajdzie sobie jakąś drużynę i wróci do gry, bo w Paryżu na niego nie liczą. Przed kontuzją był w najlepszym momencie, strzelał gole, był decydujący. Jednak miał dużego pecha, bo nie tylko doznał kontuzji, ale potem doszła do tego jakaś bakteria, która weszła w ranę w czasie operacji, co zdarza się naprawdę bardzo rzadko, ale przytrafiło się akurat jemu. Cóż, mam nadzieję, że wróci.
[podano, że wywiad odbył się na początku września] Wydaje się, że trenowanie Realu Madryt jest trudne, bo można robić w nim wszystko poza trenowaniem, gdyż zawodnicy są wysoko ponad szkoleniowcem. Co musi zrobić trener, by zostawić swoje piętno na grze potrójnego mistrza Europy z rzędu?
W szatniach takich jak ta Realu, w wielkich klubach z wielką historią, gdzie jest tyle talentu, musisz zarządzać grupą. Kluczami do sukcesu jest właśnie to, do tego twoje podejście taktyczne oraz świadomość tego, co chcesz wyciągnąć z każdego zawodnika. Nie możesz tak samo pracować w Leganés, które co 3 lata ma nową kadrę, jak w Realu, gdzie dynamiki są bardziej stałe. Przyjście tutaj po trzech Ligach Mistrzów z rzędu to wyzwanie. Musimy wychodzić gotowi na 200% na każdego spotkanie. Wyzwanie trenera jest takie, byśmy nie żyli przeszłością.
Główną nowością w waszej grze w tym sezonie wydaje się mocny pressing po stracie piłki. Taka jest prawda czy to utarty slogan z debat dziennikarzy?
Pressing po stracie jest intensywny. Taktycznie bez piłki trener chce, abyśmy byli bardziej zorganizowani, bo zawsze mówi się, że Real łamie się na dwie części. On chce, abyśmy to kontrolowali.
Po twojej stronie było łatwiej, bo Modrić dużo pracuje w obronie. Ale na drugiej flance było chyba bardzo ciężko, gdy grali tam Marcelo i Cristiano.
Na końcu ja uwielbiam wychodzić do ataku, ale mając na drugiej stronie Marcelo, który ma bestialski wkład w ataku, muszę się pilnować, by stoperzy za bardzo nie cierpieli. Modrić bardzo mi pomaga. Wszystkie zespoły szukają swojej równowagi.
Pozostając przy Modriciu, czy zdobycie przez niego Złotej Piłki byłoby poetycką sprawiedliwością dla całego futbolu? My w naszym magazynie jesteśmy zgodni, że w tak kolektywnym sporcie jak futbol takie nagrody są po prostu głupie, ale właśnie on doskonale reprezentuje solidarność zespołową.
Zgadzam się. Luka miał fantastyczny rok. Zdobył Ligę Mistrzów i poprowadził swój kraj, który ma tylu mieszkańców co duże miasto, do finału mundialu. To jest esencja piłki. Wszystkich cieszy jego gra. Była szansa, by dać Złotą Piłkę Andrésowi [Inieście], ale jej nie dostał. Uważam, że każdy, kto widział grę Andrésa, wie, że to był spektakl. Nie wszystko opiera się na golu i ostatniej części boiska. Luka prawdopodobnie będzie jednym z kandydatów.
Wcześniej pytałem o szkodliwość pokazywania w telewizji meczów dzieci i trudności dojścia na profesjonalny poziom. Przypomniałem sobie teraz o Cristiano, który w Kijowie w wywiadach sam cały czas podkreślał, że zdobył swoją piątą Ligę Mistrzów. Tacy zawodnicy są właśnie tacy z powodu tej otoczki i spektaklu, jakim jest futbol, czy po prostu chodzi o samego człowieka?
Myślę, że chodzi tu o osobę. Gdyby nie był takim indywidualistą, nie osiągnąłby tego, co zdobył. Jego wyzwaniem i ambicją było stawianie się coraz lepszym każdego dnia i trzeba to chwalić, bo nie wszyscy mają takie nonkonformistyczne podejście. Niektórzy dają się po prostu ponieść temu, co mają, ale nie on. On dba o siebie, pracuje z fizjoterapeutą, trenuje, idzie na siłownię, odbywa zabiegi w wodzie, walczy w każdym meczu… I to samo przez wiele lat. Ale cóż, na końcu każdy dostaje pytanie i wyraża się na swój sposób.
Pierwszy gol w finale w Cardiff czy przewrotka w Turynie wzięły się z twoich asyst. To imponujący zawodnik, ale zespół też wiele mu dał. W Turynie pójdzie mu dobrze?
Juve ma wielką historię, ale to inny styl, Chodzi szczególnie o Włochy. Zawsze tam gra się defensywniej, ekipy nie stawiają tak mocno na długie rozgrywanie, tam 1:0 wystarczy, nikt się nie śpieszy… Zobaczymy, jak się do tego dostosuje. Ale pójdzie mu na pewno dobrze. Obyśmy nie musieli się o tym przekonać.
Cristiano zabrał ze sobą wiele goli, co wydaje się niemożliwe do zastąpienia. Czy taką gwiazdę da się zastąpić po prostu bardziej drużynową grą?
Zobaczymy z czasem i miesiącami, jak będziemy zarządzać jego odejściem. Także z nim byliśmy rodziną. Był bardzo decydujący i z powodu swojego talentu przejmował wiele piłek i miał duże znaczenie. Teraz jednak nie zależymy w takim stopniu od jednego człowieka. Trzeba znaleźć plusy i minusy takiej sytuacji.
Więc na końcu trzeba grać bardziej drużynowo.
Oczywiście, coś tracimy. Jeśli odchodzący strzela 50 goli na sezon, to coś tracisz, ale trzeba to zrównoważyć ekipą. To jest sport. Grupa. Sukcesy należą do całej grupy. Trzeba pozostać zjednoczonymi i trener dobrze o tym wie.
W czasie świętowania ostatniego Pucharu Europy na Bernabéu widzieliśmy na murawie wiele spektakularnych partnerek twoich kolegów, sporo dzieci, wielu przyjaciół… Ty pojawiłeś się z przyjaciółmi, o których mówisz, że znacie się całe życie. Faktycznie znacie się od małego?
Tak, znamy się ze szkoły. Ja dalej pojawiam się w Leganés, chodzę tam na przykład do kina. Moi rodzice i siostra dalej tam mieszkają.
Za czym najbardziej tęsknisz pod względem życia w Madrycie, co straciłeś przez bycie znanym piłkarzem?
Tęsknię za wyjściem na piwo na La Latinę. Albo wyjściem do baru z muzyką na żywo. Ja nie mogę tego robić. Tak, chodzę dużo do kina, do teatru, pojawiam się w Leganés i spędzam czas z przyjaciółmi z dzieciństwa, ale są rzeczy, które są dla mnie niemożliwe. Przy tym dla mnie witanie się z ludźmi czy zrobienie sobie zdjęcia to coś naturalnego, ale nie jest to wygodne dla moich bliskich i nie lubię tego robić właśnie ze względu na nich. Mi samemu to nie przeszkadza. Naprawdę podkreślam, że prowadzę normalne życie. Gdy muszę jechać do centrum handlowego, jadę, chociaż staram się, żeby nie były to godziny szczytu.
Na jakim koncercie ostatnio byłeś?
Niedawno byłem na Bad Bunnym w Wizink Center. Chciałbym też załapać się na Taburete i chciałem też móc pójść na koncert Aviciiego.
Naprawdę Taburete? Polecam ci więc zespół Carolina Durante. To podobni goście, na pewno ci się spodobają.
Ok, zapiszę sobie.
Na koniec, co stało się na tym mundialu? Zgadzasz się, że ta kadra wygrałaby rozgrywki uliczne, ale mundial był dla niej niemożliwy?
Tak, zgadzam się z taką analizą. Zabrakło nam większej liczby wariantów. Krótkie turnieje są jednak też trudne, bo grasz jeden słabszy mecz i odpadasz. Chyba zabrakło nam tego zróżnicowania w grze. Dobrze rozgrywaliśmy od boku do boku, ale brakowało nam tego zęba w ataku i zmiany rytmu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze