Brak wszystkiego
Chęci, pomysłu, nastawienia, sytuacji...
Real Madryt ciągle idzie w dół, co tym razem udowodniła porażka w ostatnich sekundach z Deportivo Alavés oraz passa 409 minut bez gola. Nieważne, że na ten moment w tabeli Królewscy mają tyle samo punktów co Barcelona. To nad wyraz nędzna wymówka, której w żaden sposób nie da się przyjąć, patrząc na postawę zespołu w ostatnich spotkaniach.
W piłce nożnej wygrywa się szybkością, zwrotnością i przede wszystkim tworzeniem sytuacji pod bramką rywala. Z wyjątkiem pierwszego kwadransa ekipa Lopeteguiego była bezpłciowa, nie potrafiła ruszyć do przodu i, co najgorsze, nie dała żadnego powodu, by myśleć, że ten stan rzeczy wkrótce może się zmienić. Najlepszą wiadomością na ten moment jest to, że w przyszłym tygodniu Królewscy nie mają ligowego meczu i że w ciągu dwóch najbliższych tygodni szkoleniowiec będzie mógł uważniej poszukać rozwiązania, którego obecnie nigdzie nie widać.
Aktywność Odriozoli i chęć zagrażania bramce rywala ze strony Casemiro to jedyne rzeczy, które w jakikolwiek się bronią w tej drużynie. Jeszcze niedawno można było mówić, że Real nie tęskni za Cristiano Ronaldo, ale dziś widać, że czegoś temu zespołowi brakuje. Albo inaczej – brakuje bardzo wiele. Alavés przy bardzo niewielu okazjach miało taki komfort gry przeciwko triumfatorowi Ligi Mistrzów, jak wczoraj. Podopieczni Lopeteguiego nie mieli nawet ochoty biegać. Ograniczali się do człapania po murawie. Julen starał się swoimi gestami trochę pobudzić zawodników, ale nie dawało to żadnego rezultatu. Żadnego.
Królewscy wyglądali tak, jakby było im wszystko jedno. Jeśli wygrają, fajnie. Szkopuł tkwi jednak w tym, że Real mógł w tym spotkaniu zwyciężyć jedynie w dziwnych okolicznościach, ponieważ bez chęci i tworzenia sytuacji trudno tego dokonać. Jeśli zremisują, okej. W końcu zawsze jeden punkt. Ale znowu wracamy do punktu wyjścia – im było wszystko jedno, co udowodnili w ostatniej akcji, gdy piłkarze Alavés dwukrotnie dotknęli piłki w polu bramkowym – najpierw Sobrino, następnie Manu García. W tym samym czasie Gareth Bale siedział sobie na ławce, a w pobliżu nie było żadnego lekarza.
Wielu domagało się usunięcia z pierwszego składu Karima Benzemy. Francuz na drugą połowę już nie wyszedł, ale gra wcale nie uległa poprawie. Przeciwnie, Real zademonstrował swoje najgorsze oblicze od dawna. Mariano pokazał, że problemem nie jest Benzema, lecz kolektyw. Obrazek zrezygnowanego po ostatnim gwizdku Lopeteguiego daje do myślenia. Jest jeszcze sporo czasu, ale rozwiązań na horyzoncie nie widać. Manu García pogrążył Los Blancos w kryzysie totalnym.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze